Lewica nie ma lekko w tej sprawie. Zanim dojdziemy do Sandersa, przypomnijmy, że w tym roku Jeremy Corbyn, lider brytyjskiej lewicy, utonął pod oskarżeniami o „tolerowanie antysemityzmu” w swej Partii Pracy, co przyczyniło się do jej porażki w wyborach. „Antysemityzm” ten polegał na karygodnej solidarności z Palestyńczykami znajdującymi się pod izraelską okupacją. Corbyn nawet sam tę solidarność manifestował, co miało dowodzić jego rasistowskiej, antyżydowskiej postawy, „przebranej w antysyjonizm”. Ostatni trend medialno-polityczny, by antysyjonizm włączyć do definicji antysemityzmu, wyeliminował Corbyna na zawsze.
Oczywiście Brytyjczyków motywowała w wyborach głównie kwestia brexitu, jednak tak szeroki tego rodzaju atak na lewicę ze strony mediów, polityków prawicy, naczelnego rabina kraju, a potem nawet izraelskiej dyplomacji, był bezprecedensowy i bardzo głośny, jakby miał zostać zapamiętany na długo. Mówił o tym Jean-Luc Mélenchon, lider lewicy francuskiej (Nieuległej Francji – LFI): wytknął działania brytyjskiego lobby proizraelskiego i jego „bezpośrednie” powiązania z rządzącą w Izraelu skrajną prawicą Benjamina Netanjahu. Dodał, że należy opierać się takim polityczno-etnicznym lobby we Francji i oczywiście wymienił CRIF.
Ci, którzy mówią, że we Francji jest Kalifat, mają rację. To Francis Kalifat, prezes CRIFu, Rady Przedstawicielskiej Francuskich Instytucji Żydowskich, wielka postać francuskiej polityki. To on wymierza publiczne ciosy, kiedy trzeba, i to on odpowiedział tak Mélenchonowi, że tamten nie mógł się otrząsnąć. Kalifat wbił weń złośliwą szpilę, choć niektórzy twierdzą, że to była maczuga: porównał go do człowieka, który pragnął zjednoczyć lewicę i źle skończył – Jacquesa Doriota, najpierw komunisty, potem kolaboranta i nazisty. Ni mniej, ni więcej.
Doriot chciał w latach 30. ub. wieku zjednoczyć we Francji komunistów i socjalistów, co stało się powodem jego konfliktu z Kominternem (III Międzynarodówką), do którego należał. Maurice Thorez, ówczesny szef Kominternu, chciał tego samego, ale inaczej… Doriota wyrzucono z partii, do której należał od młodości i której był oddany całym sercem. Tak wkurzył się na stalinistów, że w czasie wojny znowu pojechał do Moskwy, ale w niemieckim mundurze i czołgu. Dostał wtedy Krzyż Żelazny, ale pierwszy raz nie dotarł do celu.
Doriot stał się gorliwym narodowym socjalistą i kolaborantem od początku wojny, aż brytyjski samolot rozpruł mu wnętrzności serią kul, na południu Niemiec. Doriot próbował tam w styczniu 1945 r. ratować francuskie władze kolaboracyjne. I to do niego, człowieka, który wysyłał Żydów do obozów, Kalifat porównał Mélenchona. „Jestem Żydem, którego prawie cała rodzina zginęła w obozach śmierci, i uważam, że takie stanowisko CRIF przyczynia się do antysemityzmu” – komentował to Gérard Miller, znany pisarz i psychoanalityk, który głosował na lidera LFI. Inni też uważają, że Kalifat stanowi zagrożenie, jednak poza tym lawina ruszyła. Lewica znowu jest podejrzana o hitleryzm.
Z Berniem Sandersem, kandydatem lewicowej części Demokratów na prezydenta USA, jest nieco inaczej, gdyż sam jest Żydem. Np. kilka miesięcy temu pewien facet z Florydy został skazany na 15 miesięcy więzienia, gdyż wyzywał Sandersa regularnie od „żydowskich bękartów” i groził śmiercią. Sanders sam bywa ofiarą antysemityzmu i jest nawet syjonistą, ale prasa coraz bardziej na niego wjeżdża za to, że toleruje w swym otoczeniu „antysemitkę” Lindę Sarsour. To członkini jego sztabu wyborczego, która nie wahała się powiedzieć, że „nie da się pogodzić syjonizmu z ruchami postępowymi”. Jej zdaniem lewica nie może popierać „rasistowskiego Izraela”, ale „…w tych czasach nacjonalizmu i antysemityzmu będę dumna i szczęśliwa, że pierwszy raz w historii nasz kraj wybierze Żyda na prezydenta”. Pytana, dlaczego popiera syjonistę, odpowiada, że „on uważa Palestyńczyków za ludzi”, co jest bardzo możliwe.
„Sojusz Lindy Sarsour z Berniem Sandersem to obraza dla Żydów” – takie tytuły pojawiły się w mediach, już kiedy Sanders przyjął ją do współpracy, na początku grudnia. Teraz kandydat lewicy ma na karku regularne, medialne molestowanie, mniej lub bardziej zawoalowane oskarżenia o antysemityzm. Kto następny? Polityczne wycinanie ruchów lewicowych za pomocą takich zarzutów robi się bardzo modne, rok 2019 stał pod tym znakiem.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Największymi antysemitami są sami Żydzi, gdyż tępią Palestyńczyków, jak najbardziej naród semicki. Ale to oni właśnie wszystkim niewygodnym dla nich przyczepiają łatkę antysemitów.
Niezłym absurdem jest, że jakikolwiek krytykowanie działalności *państwa Izrael* jest podciągane pod „antysemityzm” i tym samym tłumi się wszelką krytykę działalności tego państwa. A ludzie stojący na czele tego państwa cynicznie pogrywają krzywdami, jakie *naród żydowski* (a nie państwo Izrael – które w ogóle jeszcze wtedy nie istniało!) poniósł w czasie II wojny światowej, usiłując stworzyć przekonanie, jakoby te krzywdy stanowiły usprawiedliwienie *jakichkolwiek* działań państwa Izrael w chwili obecnej i wyłączały działania tego państwa spod jakiejkolwiek krytyki, bo to „antysemityzm”.
A liberalno-demokratyczny świat zdaje się całkowicie ten absurd akceptować i co więcej – bronić go.
Najbardziej podoba mi się wspomniany poniżej ANTYBELGIZM. Bo rzeczywiście Belgowie to mały narodek, w małym państwie, prześladowani tak bardzo, że nawet język belgijski im zabrano (językiem tym do dzisiaj posługują się jedynie najwyższi kapłani, jest to język czysto rytualny, a zwykli Belgowie mówią po francusku lub flamandzku). Belgowie byli prześladowani w I i II WŚ, to oczywiste. Nie byli lubiani przez sąsiadujących Francuzów, Niemców i Flamandów, którzy oskarżają ich o „kradzież języka”. A równocześnie wszyscy wiemy o istnieniu wielkiego belgijskiego spisku do opanowania świata (np. gdzie jest siedziba UE? przypadek? nie sądzę…). Gdzie się nie rozejrzysz tam znajdziesz jakiegoś Belga albo kryptoBelga. Oni są wszędzie! Nawet u nas w urzędzie gminy jest jeden dobrze zakonspirowany po polskim nazwiskiem Belg oraz drugi człowiek nazwiskiem Berg, a to już chyba za dowód wystarcza. Szukać dalej? Bergman! Popularność czekolady i brukselki (kapusty brukselskiej)! Było nawet słowo „obelżyć” stąd znane „obelżywy”, tak, to od Belgów! Było też słowo „belgować” znaczące „szwindlować”, znacie takie słowo? Nie? No właśnie, to belgijski spisek je skutecznie wymazał ze słowników! Czy trzeba więcej dowodów na to, że Belgowie trzęsą światową finansjerą i chcą rządzić światem?
A teraz przedstawcie tę teorię dowolnemu Belgowi. Jaka będzie reakcja? Sądzę że zabije cie śmiechem. Co za drobna różnica… gdyby chodziło o naród wybrany, byłby to ścigany sądownie antysemityzm…
Ciąg dalszy nastąpi i to przede wszystkim ze strony tych, których znaczna część „lewicy” zwłaszcza w Bolanda, uważa za swoich sojuszników. Zwłaszcza medialnych, bo „fajne lewicowe dziennikarki”, „wybierają prawdę” czy „im nie jest wszystko jedno”. To się, zresztą, już dzieje.
To jest, w ogóle, największy dramat lewicy-nieumiejętność zidentyfikowania tego, kto prawdziwy a kto fałszywy przyjaciel, stronnik czy wróg. Dominuje chęć bycia, za wszelką cenę, po stronie tych „fajnych, progresywnych, nowoczesnych”.Bez względu na to, co ta fajność reprezentuje naprawdę.
Drogi panie Jerzy, panu nie wypada ale ja pana wyręczę — Żydzi jak mało która nacja są w stanie wqrwić człowieka do białej kości.
Pozdrawiam.
Ps. W związku z pana artykułem przyszło mi do łba takie cósik — chyba obydwaj się domyślamy, że prezydent Putin wiedział jak dogryżć i skutecznie obsmarować „polskie kundelki” na jankeskim żołdzie? Oj wytoczył działo z napisem ANTYSEMITYZM a od takiej salwy padali więksi od naszych jankeskich piesków…………..
A ci wciaz o antysemityzmie. To przejaw antynepalizmu, antyindonezyjskosci, antybelgizmu i argentynofobii!