„Polityka historyczna” – samo to określenie brzmi podejrzanie, bo zakłada, że pewne elementy historii należy – ze względów bieżącej polityki państwa – wydobyć lub zatuszować. Historia z tego punktu widzenia nie jest nauką, lecz rodzajem zasobu argumentów medialno-politycznych, z którego można czerpać do woli, oczywiście wybiórczo. Zasada wybiórczości leży w samej istocie konceptu polityki historycznej. Ale weźmy cudzy przykład, który może wydawać się się niemal szlachetny.
W czasie swej kampanii prezydenckiej Emmanuel Macron, dziś już prezydent Francji, pojechał do Algieru, stolicy dawnej francuskiej kolonii, by pokazać, że niezbyt dobre stosunki między oboma krajami można naprawić, właśnie poprzez zręczne użycie polityki historycznej. Zadeklarował tam, że „kolonizacja była zbrodnią przeciw ludzkości”, bo chciał przed wyborami wypaść jako progresista. Naturalnie chodziło mu o kolonizację w starym stylu, takim, w jakim uprawiały go europejskie mocarstwa jeszcze w drugiej połowie ubiegłego wieku.
Nie szło więc o neokolonializm, który Europejczycy, w tym Francuzi pod władzą Macrona, bądź Amerykanie, rozgrywają do dzisiaj. Ale słowa Macrona zrobiły wrażenie, nawet jeśli niektórzy się na nie krzywili: oto przyszły prezydent wyznaje grzechy swego kraju, otwarcie przyznaje, że Afrykanie mogą mieć rację w tym względzie. Miało to być oko do francuskiej lewicy, która aż tak daleko nigdy nie poszła i której można w ten sposób zaimponować – „głosujcie na mnie, bo jestem prawie jak wy – „progresistą”. Poza tym był pewien, że to nic nie kosztuje.
Ale kiedy wczoraj wracał z Izraela, gdzie przy okazji światowego szczytu wokół wyzwolenia Auschwitz i antysemityzmu nasłuchał się dużo o Holokauście, wszczął rozmowę w samolocie z kilkoma dziennikarzami, by nieoczekiwanie wrócić do tematu kolonializmu i szczególnie Algierii. Jego zdaniem, nowa polityka historyczna wobec tego kraju mogłaby zakończyć „konflikt pamięci” i podał przykład prezydenta Chiraca, który w 1995 r. przeprosił ogół Żydów za udział Francuzów w deportacji do obozów Zagłady żydowskich obywateli m.in. Polski i Niemiec, którzy jako „nielegalni imigranci” schronili się we Francji na początku II wojny światowej.
Macron porównał przy okazji wojnę w Algierii (1954 – 1962) do Holokaustu. Tym razem uznano, że „obscenicznie” przebił wszystko i wszystkich. Według opozycji, obraził mianowicie żołnierzy francuskich, którzy walczyli w północnej Afryce porównując ich do hitlerowskich katów, no i Izraelczyków, którzy bardzo nie lubią, gdy Holokaust traci swą historyczno-polityczną wyjątkowość poprzez porównanie z innymi krwawymi wydarzeniami. Inni zaczęli krzyczeć, że takie wypowiedzi będą miały konsekwencje prawne, że Francja, która wypłaciła już wszystkie możliwe odszkodowania Żydom, będzie musiała płacić Algierczykom.
Najbardziej interesujące w wypowiedziach Macrona było jednak stwierdzenie, że „tylko historycy zajmują się takimi tematami”, choć powinni posługiwać się nimi również politycy. Przecież francuski prezydent wracał właśnie z Izraela, kraju kolonialnego. Skoro „kolonializm to zbrodnia przeciw ludzkości” powinien był przecież wytknąć Izraelczykom ich zbrodniczą politykę, kolonializm w zupełnie starym stylu. Oczywiście milczał, jak wszyscy, którzy się tam zebrali: nikt słowem nie wspomniał o losie Palestyńczyków. Dlaczego?
Bo są oni równie wyjątkowi jak państwo Izrael, tylko na odwrót. Palestyna została skolonizowana i pozostaje krwawo okupowana, ale polityka historyczna zdecydowała, że Nakba się nie liczy, jak i sami Palestyńczycy. Jeśli wziąć np. ostatnie dwudziestolecie, Palestyńczycy złożyli w tym czasie 679 skarg na Izrael o zbrodnie kolonialne w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Ile z nich zostało rozpatrzonych? Zero, mimo poparcia Zgromadzenia Ogólnego. Palestyńczycy są wyjątkowi w tym sensie, że są jedynym narodem na naszej planecie, który nie może liczyć na żadną ochronę. Światowa polityka historyczna i polityka tout court po prostu ich nie widzi.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
Ciekawe, czy żądanie, aby kredyt finansowy do przyznawanej z funduszy unijnych pomocy dla samorządów byl dofinansowany w pierwszej kolejności w zależności o korzystnego oprocentowania przez banki z przewagą polskiego kapitału nie będzie przyjęty jako zamach na europejska suwerenność. I co na to powiedzą posłowie z Polski do EU , zwłaszcza z demokratycznej opozycji? No i te pięć groszy pogłównego to tak chętnie każdy zapłaci, jeśli wprowadzony zostanie podatek solidarnosciowy na wsparcie żądań ubijnych? Milego liczenia we własnych kieszeniach.
Ciekawe i dosyć przewrotne. Jednak dla porządku, aby nie wracać zbyt daleko w przeszłość. Palestyna została skolonizowana przez kraje europejskie po pierwszej wojnie światowej. przedtem wchodziła od XVI wieku w skład Państwa Ottomanów, którego nikt nie nazwie państwem kolonialnym. Po pierwszej wojnie światowej mandat nad Palestyną sprawowała Wielka Brytania i wtedy można mówić o kolonizacji. Po uznaniu przez ONZ dwóch stref w Palestynie i powstaniu Eretz Israel, dziś , zwłaszcza po wojnie 1967 roku powinniśmy mówić o okupacji. Tereny zależne to taka generalna gubernia.
Prezydent Macron z tą frazeologią będzie z pewnością oczekiwanym gościem w Wietnamie, Laosie, Kambodży i kilku krajach Afryki.
Porównanie Palestyńczyków do indian w USA jest trafne bo ich los w XXw. jest w wielu aspektach podobny do indian w XIXw. Indianie zostali w dużej części eksterminowani, następnie przymusowo wysiedlani, zamykani w rezerwatach w których wegetują do dziś. Palestyńczycy byli także rugowani z ojczystej ziemi, zabijani,l. Do dziś wegetują w obozach dla uchodźców na całym Bliskim Wschodzie. A odpowiedzialność za te zbrodnie ponoszą państwa chlubiące się się swoją demokracją i prawami człowieka.
Palestyńczycy to współcześni Indianie północnoamerykańscy… nigdy nie mieli państwa, mimo że są narodem… a więc nie przysługują im – według zachodnich standardów – żadne prawa. Co innego gdyby Palestynę kolonizowali Rosjanie :) o, wtedy grzmot oburzenia niósłby się od Waszyngtonu po Helsinki, a ćwiczenia natowskie odbywałyby się u ich granic co miesiąc. I to by było na tyle, jeśli chodzi o wiarygodność zachodnich wzmożeń.
„obraził (…) Izraelczyków, którzy bardzo nie lubią, gdy Holokaust traci swą historyczno-polityczną wyjątkowość poprzez porównanie z innymi krwawymi wydarzeniami.”
Bardzo celnie redaktor to ujął!