Im bardziej rząd Prawa i Sprawiedliwości próbuje wykazać, że panuje nad rozwojem epidemii koronawirusa, tym więcej dostarcza nam przesłanek, że kontroli nie ma żadnej. Zamiast działań, które pozwoliłby realnie zahamować wzrost zahamować, mamy pokaz siły w stylu wojskowych-fajtłapów zarządzających republiką bananową, czego jedynym skutkiem jest uprzykrzenie życia obywatelom.
Jakiś tydzień temu żartowaliśmy z kolegą przy piwku, że Morawiecki z Szumowskim za chwilę nie będą mieć już czego zamknąć i obstawią wejścia do lasów terytorialsami. No i proszę – takie mamy czasy, że to co jednego dnia jest persyflażem, kolejnego już staje się częścią naszego życia.
Pewnie też zadajecie sobie pytanie – na jakiej podstawie PiS zabronił nam spacerować po lasach? Zakaz ten, podobnie jak wiele wcześniejszych działań tego rządu – jest niezgodny z prawem. Rada Ministrów nie ma możliwości ograniczenia swobody przemieszczania się bez ogłoszenia stanu wyjątkowego, o czym mowa jest w Konstytucji. Tak więc szwindlem pachnie nie tylko szlaban przed wejściem do lasu, ale również zakaz spacerowania po bulwarach i bujania gówniarzy na huśtawkach. Zakazy, na polecenie rządu, wydały nadleśnictwa. Bezprawnie, bo władza nie ma mocy, żeby takie nakazy wydawać. Poza tym – zgodnie z art 26 ust. 3 ustawy o lasach nadleśniczowie mogą zakazać wstępu do lasu jedynie w trzech przypadkach: zniszczenia albo znaczne uszkodzenia drzewostanów lub degradacji runa leśnego, dużego zagrożenia pożarowego oraz zabiegów gospodarczych związanych z hodowlą i ochroną lasu lub pozyskaniem drewna. Co z tego wynika? Ano to, że „zakaz wstępu do lasu” jest jedynie pierdnięciem z konferencji prasowej, pozbawionym prawnego umocowania. Zakaz ten w świetle prawa nie obowiązuje, obywatele mogą hasać po lasach ile im się rzewnie podoba, mandatów nie powinni przyjmować, bo w sądzie wygraną mają w kieszeni.
Po jaką cholerę więc ten zakaz? Aby to zrozumieć, należy spojrzeć na działania PiS podczas epidemii w całościowej perspektywie. Najwięcej zarażeń na całym świecie notuje się w dużych miejscach pracy. Takich jak centra logistyczne koncernu Amazon, w których pracuje ponad 14 tysięcy pracowników, wykonujących obowiązki i przemieszczających się w bliskim kontakcie. W warunkach epidemii to jeden wielki wirusowy gang bang. Rząd PiS nie ma odwagi postawić się wielkiemu kapitaliście, nawet jeśli stawką jest zdrowie i życie Polaków i Polek, nie próbuje walczyć z zarazą na poważnie. Zamiast tego mundurowi urządzają prześladowania spacerowiczów, rowerzystów, biegaczy, zakochanych przytulających się nad jeziorem, a od niedawna odcięto nas od ostatniej możliwości ucieczki przed gęstniejącym obłędem – ukojenia w leśnej głuszy.
Głupie to i nieskuteczne, ale działanie takich obostrzeń odczuwa w zasadzie każdy obywatel. A to jest właśnie celem władzy – wywołanie stanu wyjątkowego w głowach obywateli – upowszechnienie wrażenia, że „rząd robi, co może”. Rządzący doskonale wiedzą, że od spacerów po lasach, joggingu czy wycieczek rowerowych nie przybędzie zarażonych, ale ich celem nie jest zapewnienie nam bezpieczeństwa, a psychologiczna tresura. Morawiecki z Szumowskim, pogrywają z nami po kapralsku – nakazują wykonywanie bezsensownych i upokarzających poleceń w celu osiągnięcia pożądanego stanu zastraszenia i zdyscyplinowania.
Od kilku dni pracownicy ochrony zdrowia nie mogą wypowiadać się w mediach na temat metod walki z epidemią i kondycji ich placówek. Wcześniej co rusz dochodziły od nich głosy, że brakuje właściwie wszystkiego – masek ochronnych, kombinezonów, sprzętu wspomagającego oddychanie. Medycy nie przeszli odpowiednich szkoleń, zostali rzucani na front jak mięso armatnie. Gdyby decydentom z Nowogrodzkiej faktycznie zależało na walce z epidemią, przynajmniej zadbaliby o komfort i bezpieczeństwo pracy tych, którzy jako jedyni niosą pomoc zakażonym. Ale po co, skoro można założyć im knebel. To dzieło tych samych ludzi, którzy zamknęli nas w domowych więzieniach, z których legalnie możemy wychodzić tylko do miejsc realizacji wyzysku.
Zbliża się szczyt zarażeń, a wraz z nim zacieśnia się pętla kapitalistycznej kontroli. Trzymajcie się.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Zakaz wchodzenia do LASÓW nie ma żadnego sensu… sens ma zakaz wchodzenia do lasów PODMIEJSKICH, gdzie całe tabuny januszy przyszły sie pozarażać… U mnie w lasach (Borach Tucholskich), od ponad tygodnia nie widziałam żywej duszy – normalna sytuacja na początku kwietnia.
A gwoli sprostowania: zakaz myśliwych również dotyczy :( taka była nadzieja że chociaż z ASFem sobie poradzimy, a tu nic z tego.
A jak wyodrębnisz lasy podmiejskie? Taka Puszcza Rzepińska to już las podmiejski? Jak wyegzekwujesz w Borach Tucholskich zakaz spotkań? Jak będziesz patrolował tak duży obszar?
Oczywiście, że nielegalny zakaz wstępu do lasów nie ma żadnego sensu, ale nie warto spodziewać się racjonalnego postępowania, gdy rządzi nami duet humanistyczno-lekarski… :) Normalnie aż szok, że nie zawieszono jeszcze komunikacji miejskiej. Przecież w 12-metrowym autobusie może przebywać 17 osób, co stwarza dużo większe ryzyko zarażenia niż las, w którym natknięcie się na drugiego człowieka bywa niezłym wyczynem. Inna sprawa, że każdy po cichu zdaje sobie sprawę z absurdu „pandemii”, ale co prawactwo zabierze, to już nie odda, bo zawsze będzie jakaś wymówka. I o to w tym wszystkim chodzi, a nie o jakieś zdrowie.
akurat zawieszenie komunikacji miejskiej by miało z tego wszystkiego najwięcej sensu… zdecydowanie więcej niż wstępu do lasów lub na plaże (kto w kwietniu w naszym klimacie chodzi na plaże??)
Nie przeczę, wszak 12 m długości x 2,5 m szerokości autobusu dzielone następnie przez 17 pasażerów daje zaledwie jakieś 1,75 m2/os., a zachowanie wyssanych z palca 2 m przerwy pozostaje fikcją. Jednak tutaj pojawia się zasadnicze pytanie – kto i w jaki sposób dowiezie tych ludzi do pracy? Nie każdy porusza się autem, a wygaszenie gospodarki nie wchodzi w rachubę.
Zakaz wstępu do lasów jest jak najbardziej zasadny. Najważniejsze jest to, abyśmy unikali jakiejkolwiek styczności z innymi osobami. Najlepiej robi się to siedząc w domu. Przecież w lasach także możemy kogoś napotkać. W lasach okalających nawet niewielkie miasta można było spotkać w dniach przed zakazem wiele osób. Do lasów wokół większych miast udawały się tysiące osób. Co więcej, jeśli nie mieszkamy na całkowitym odludziu, aby dotrzeć do lasu także musimy przemierzyć obszary zamieszkane, gdzie istnieje możliwość styczności z innymi. Tożsamo z wędkowaniem. Do tego dochodzi kłopot z patrolowaniem lasów i egzekwowaniem zakazu spotkań – łatwiej po prostu zakazać wstępu do lasu.
Bezprawność zakazu nie przesądza o jego zasadności.
> oraz naparzający do nich z dwururek janusze
Co najmniej do 11 kwietnia obowiązuje zakaz polowań.
A w domach też będą zakaz spotkań sprawdzać, ciulu?
Poziomka:
Nie, bo się nie da unikać spotkań ze współdomownikami. Nie obrażaj mnie, jeśli chcesz ze mną dyskutować.
Kolego Mariuszu W. akurat w tym przypadku Koleżanka Poziomka ma sporo racji (oprócz ciula), gdyż akurat myśliwym wolno jest wchodzić do lasów (a kto ich sprawdzi na kogo kłusują), a jeśli według kaczystów kontaktować się z innymi, no to i … w domach też.
I tu mu się przypomniało opowiadanie Lema o takiej planecie, gdzie każdy żył osobno. I wszystko działało!
W artykule, że wyjaśnię, bo dziś nie każdy Polak i Polka rozumieją słowo pisane – nie do końca chodziło o zakaz wstępu do lasu, ale o zestawienie go z brakiem zakazu pracy w dużych firmach, gdzie prawdopodobieństwo zarażenia się (nie zakażenia) jest o wiele większe. Sęk w tym, że chodzenie do lasu nie przynosi kapitałowi zysku a praca w dużych zespołach ludzkich już tak. Np. na Wybrzeżu pracują stocznie zatrudniające setki ludzi, mimo że w sytuacji pandemii remonty zagranicznych i budowa statków dla zagranicy to akurat najmniej potrzebna ludzka aktywność, można to odrobić gdy będzie po wszystkim, ale przecież teraz nie byłoby zysków. Ci ludzie mają rodziny, do których codziennie wracają, nie wiadomo co przynosząc. Są prace, które należy wykonywać bez względu na warunki i takie, z których można czasowo zrezygnować. Zakaz wstępu do lasu czy na pole (sic!) to ostatni zakaz, jaki powinien obowiązywać w sytuacji pandemii. Zakaz pracy w wielkich skupiskach ludzkich to pierwszy zakaz, jaki należało wydać.
@ Barbarus.
Mylisz się, nie można byłoby tego ,,odrobić”.
Jak zapewne wiesz w każdym kontrakcie jest zapis o terminie wykonania i karach za ich niedotrzymanie. Podejrzewam, że żaden sąd w Europie nie wziąłby w takim przypadku strony polskiej firmy…
Poza tym ta ,,pandemia” to tak z grubsza jakby czterolatka w łachy tatusia odziać. Gruuubo na wyrost! Kiedyś epidemię definiowano poziomem zachorowań – dziś widzimisiami polityków. Na razie mamy zgonów na poziomie 3/milion, zachorowań ok promila. A straty w gospodarce – już w granicach 3% PKB.
@Nikt:
Przecież Poziomka słowem nie wspomniała o myśliwych.
@Barbarus:
W artykule jest m.in. krytyka zakazu wejścia do lasu. Do braku zamknięcia Amazona w komentarzu się nie odnosiłem.
@Skorpion13:
Mnóstwo umów już teraz jest niewykonywalnych. W takiej sytuacji powołuje się na siłę wyższą i nie ma mowy o żadnych karach.
Nie umniejszaj zagrożenia.