Gdy premier Belgii Sophie Wilmès odwiedziła w sobotę szpital Saint Pierre w Brukseli, pracownicy szpitala demonstracyjnie odwrócili się tyłem do wjeżdżającego rządowego samochodu. Rząd przekonuje społeczeństwo, że epidemia się cofa, ale pielęgniarki, lekarze i pozostały personel szpitali czują wielki żal pod adresem polityków. Jeszcze przed koronawirusem bezskutecznie domagali się doinwestowania państwowej służby zdrowia.
– Politycy ciągle ignorują nasze apele o wsparcie – powiedziała jedna z pielęgniarek belgijskiemu radiu RTBF. – Zespoły pracowników medycznych są za małe, widać wypalenie. Ciągle prosimy o docenienie naszej pracy i o zwiększenie zatrudnienia.
W symbolicznym proteście przeciwko postawie rządu wzięły udział pielęgniarki, pracownicy szpitalnej administracji, strażacy, personel sprzątający. Związki zawodowe jeszcze przed pandemią alarmowały, że szpitalom brakuje personelu, a płace w służbie zdrowia są zbyt niskie. Kolejne rządy kierowane przez liberałów Charlesa Michela (2014-2019) i Sophie Wilmès (od jesieni 2019 r.) temat jednak zignorowały. Gdy do Belgii dotarła fala zachorowań na covid-19, pracowników oburzyły dodatkowo dwa „antykryzysowe” dekrety królewskie. Na mocy pierwszego dyrekcje instytucji opiekuńczych otrzymało prawo powierzania obowiązków pielęgniarskich pracownikom instytucji, którzy na co dzień wykonują inne zadania, gdy pracowników medycznych brakuje. Drugi pozwala nakładać na personel medyczny obowiązek pracy w dowolnym miejscu i w dowolnych godzinach. Belgijskie ministerstwo zdrowia odmówiło dyskusji ze związkami zawodowymi na ten temat.
– Les soignants de l’hôpital Saint Pierre tournent le dos à Sophie Wilmès, première ministre Belge, lors de sa visite non officielle du 16 mai 2020 #bruxelles #belgique #hopital #wilmes #COVID19 #nurse pic.twitter.com/MJubo1mGB9
— Marin Driguez (@Marindriguez) May 16, 2020
Sophie Wilmès starała się podczas wizyty w szpitalu Saint Pierre okazać dobrą wolę: spotkała się z pielęgniarkami, które uczestniczyły w proteście, przekonywała, że je rozumie. Jej wysiłki pogrzebała jednak w niedzielę minister energii Marie-Christine Marghem, zresztą koleżanka partyjna pani premier, pisząc na Facebooku, że protest personelu medycznego był żenujący, a jego uczestnicy zachowali się jak dzieci, które nie dostały tego, czego chcą. Minister stwierdziła, iż pielęgniarki do protestów podżegają upolitycznione związki zawodowe, które w obecnej sytuacji powinny „siedzieć cicho”.
W poniedziałek i wtorek cztery centrale związkowe, które zrzeszają m.in. pracowników medycznych, przesłały rządowi wymagane prawem oświadczenia o przygotowaniach do bezterminowego strajku. Ich zdaniem w ostatnim czasie rząd podejmował w sprawach służby zdrowia jedynie niezrozumiałe, czy nawet bezużyteczne decyzje (to fragment stanowiska centrali związkowej CGSLB, dotąd raczej bliskiej partiom liberalnym). Tymczasem potrzebny jest tutaj kompleksowy plan naprawczy i poważne inwestycje, a także dialog z pracownikami, którzy, jako że jest ich za mało, są już na krawędzi wyczerpania.
– Rząd federalny nie podejmuje inicjatywy podjęcia debaty o sposobach poprawy warunków pracy i wynagrodzenia personelu tego sektora – podsumowuje stanowisko związków Eric Dubois, odpowiedzialny w CGSLB za pracowników medycznych. Zaznaczył, że więcej w tej sprawie rozumie społeczeństwo, które jest wdzięczne tym pracownikom za ofiarną walkę z pandemią.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Hm, czyli to nie jest tak, że my jesteśmy czarną owcą, bo tylko u nas służba zdrowia jest niedofinansowana? A może, przepraszam za bezczelność, jest to stan powszechny i normalny? Tak tylko pytam, bo lubię znać proporcję :)