To, co obserwujemy na ulicach, to masowy społeczny zryw przeciwko nieludzkiemu i niecywilizowanemu prawu, ale też szerzej: przeciwko władzy, która ma w pogardzie społeczeństwo i która stoi na straży jednego światopoglądu oraz instytucji religijnej uzurpującej sobie prawdę, piękno, dobro i jedynie dopuszczalny wybór drogi życiowej. Widok jest inspirujący, ale rodzić musi zasadnicze pytanie: co dalej? Jest ono o tyle zasadne, że jak uczy nas historia w Polsce słomiany zapał ma się na wyraz dobrze.
Władza może bowiem grać na przeczekanie: wedle zasady – psy szczekają, karawana idzie dalej. Przykładów takich działań na świecie ostatnimi czasy mamy całe mnóstwo. Mimo masowych i długotrwałych protestów społecznych, manifestacji i starć ulicznych, rządzący zachowują się, jakby nic się nie stało, a opadające wskaźniki poparcia dla nich niczego kompletnie nie znaczyły. I nie myślę tu o Białorusi – te niecałe trzy miesiące tamtejszych protestów to sporo, ale ciągle mniej niż w Chile, gdzie protesty trwały z przerwami rok, czy we Francji, gdzie „żółte kamizelki” wychodzą na ulicę od prawie dwóch lat.
Opozycja – zwłaszcza lewicowa, postępowa, progresywna – winna przejąć zdecydowaną inicjatywę podczas tych masowych protestów. Pokazać że ma przysłowiowe „jaja”, że potrafi zagospodarować społeczny sprzeciw i pchnąć go w kierunku autentycznych zmian w naszym kraju. Bo teraz naprawdę powstała szansa na wyrwanie Polski ze szponów kontrreformacji, religianckiego obskurantyzmu, dyktatu instytucji religijnej i chorych, przednowoczesnych stosunków społecznych. To szansa na złamanie wszechobecnych w naszym kraju: paternalizmu, patriarchalizmu, dyktatu Gądeckich, Głodziów, Jędraszewskich i Dydyczów. To winien być zdecydowany krok w kierunku społeczeństwa obywatelskiego o którym się od lat mówi i pisze.
Kibicuję lewicy i dlatego uważam, iż tylko ona może dokonać tego kroku. Nie mam też wątpliwości, że nie dokona tego w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym czy Platformą (niby) Obywatelską. To blok konserwatywny, polsko-narodowy czy polsko-tradycjonalistyczny, a przede wszystkim – klerykalny. Wypowiedzi panów Neumana, Kosiniaka-Kamysza, Nitrasa, Sawickiego czy Szczerby nie pozostawiają tu żadnych iluzji. Ludzie Platformy byli tak samo zdziwieni wybuchem protestów, jak PiS, a teraz starają się je kanalizować w dobrze znanym sobie antypisowskim kierunku.
Jak mówił Dobry Wojak Szwejk: rewolucji nie robi się siedząc w kawiarniach (dziś – na Twitterze, FB, w stacjach telewizyjnych czy uczestnicząc w debatach on-line). Cytując zatem klasyka: co robić?
Nie chodzi o siłowy przewrót, nawoływanie do przemocy czy aktów agresji samej dla siebie. W zasięgu ręki lewicy są jednak w pełni demokratyczne sposoby oddziaływania na arogancką i bezczelną władzę, w dodatku umożliwiające utrzymanie mobilizacji wokół tematu praw kobiet. Były one stosowane w dziejach, też zupełnie niedawnych. W latach 90. ub. wieku na terenie Kosowa Ibrahim Rugova i jego Demokratyczna Liga Kosowa zorganizował referendum – paralelnie wobec władz serbskich w Belgradzie – w sprawie niepodległości. Podobnie postąpili Katalończycy kilka lat temu. I taką drogą należy pójść. Lewica winna partycypować i stymulować tą inicjatywę – czyli referendum – udostępniać struktury i pomieszczenia partyjne, konsolidować i moderować jego organizację. Być dla społeczeństwa, które tak emocjonalnie i spontanicznie wystąpiło teraz przeciwko ograniczaniu jego podstawowych praw – które są zgodne z cywilizowanym i kulturowym rozwojem człowieka – katalizatorem i organizatorem przemyślanych i konsekwentnych działań w kierunku zmian w naszym kraju.
Referendum przeprowadzone paralelnie, absolutnie niezależnie od prawicowej, konserwatywnej i klerykalnej władzy winno zwierać maksimum takich oto pięć pytań:
– czy jesteś za dostępnością zabiegu przerywania ciąży wg europejskich kanonów
– czy jesteś za wyprowadzeniem nauczania religii ze szkół publicznych
– czy jesteś za renegocjacją / wypowiedzeniem konkordatu
– czy jesteś za bezpłatnym, refundowanym przez państwo polskie zabiegiem in vitro
– czy jesteś za edukacją seksualną dzieci i młodzieży w szkołach publicznych?
Lewica w razie podjęcia przez społeczne grupy nacisku na władze inicjatywy referendum winna propagować w nim masowy udział, wspomóc logistycznie i medialnie tę ideę gdyż to zogniskuje masy ludzi dziś protestujących wokół konkretnego, tak nośnego społecznie, zagadnienia. Stać się ono może silną kartą przetargową, posłużyć zarówno aktywizacji tych, którzy do tej pory mieli wybory i politykę „w czterech literach”, jak i dalszej dyspersji, sianiu niepewności w obozie władzy i całej polskiej prawicy. Może przyczynić się do przełamania hegemonii prawicowej jaka króluje od lat w Polsce. A do tego trzeba wszelkimi siłami dążyć.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …