O tym, co zrobić, by energia kobiecego gniewu nie rozpłynęła się w powietrzu, co skłoniło kobiety z małych i średnich miast do rzucenia władzy wyzwania i kiedy masowe demonstracje przerodzą się w prawdziwą rewolucję Portal Strajk rozmawia z Magdą Malinowską i Martą Rozmysłowicz, działaczkami Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza oraz Socjalnego Kongresu Kobiet.

– „Historyczny moment”, „czas przełomu”, „rewolucja” – te wszystkie określenia padły w komentarzach dotyczących protestów kobiet po wyroku tzw. Trybunału Konstytucyjnego. Czy z waszej, pracowniczej i związkowej perspektywy, to określenia trafne?

Marta Rozmysłowicz: W jakimś sensie jest to faktycznie przełom. Widać bardzo dużą radykalizację młodego pokolenia, większe zainteresowanie socjalnymi hasłami niż wcześniej. W rożnych miastach, na każdym proteście kwestie klasowe w sprawie aborcji zbierają duże zrozumienie, kobiety wiedzą, że zakaz przerywania ciąży uderza w biedne, nie bogate. Żeby jednak mogło dojść do prawdziwego przesilenia,  postulaty socjalne musiałyby znaleźć się w centrum uwagi. Pierwszą sprawą niech będzie aborcja, od której wszystko się zaczęło, ale już postulat drugi musi dotyczyć sytuacji kobiet w szerszym ujęciu – to znaczy ich położenia ekonomicznego.

Magda Malinowska: Ja ciągle mam nadzieję, że protesty doprowadzą do realnej zmiany politycznej, ale widzę też zagrożenie, że zostaną skanalizowane tylko w stronę odsunięcia PiS od władzy. Jeśli spojrzymy na skład Rady Konsultacyjnej utworzonej przez zarząd stowarzyszenia Ogólnopolski Strajk Kobiet, widzimy jasną tendencję: przywrócić starą władzę. To nie będzie żadna rewolucja, bo stara-nowa władza w kwestii położenia ekonomicznego kobiet nie zmieni nic. Poza tym – co ona zrobiła, tamta władza, jeśli chodzi o prawo kobiet do przerwania ciąży? Nic!

Obawiam się, że jeśli ta wąska antypisowska tendencja zwycięży, to energia protestów pójdzie w dużej części na marne. Nie całkiem, bo jednak każde protesty coś po sobie pozostawiają: pokazują, że można i warto wychodzić na ulicę, by walczyć o swoje interesy, ludzie nawiązują nowe kontakty. My jednak chcemy sformułować program, do którego będą musiały ustosunkować się nie tylko obecne władze, ale również osoby, które aspirują do przejęcia władzy.

fot. JN

– Ale czy nie jest tak, że większość manifestujących kobiet wyszła na ulice ze względu na aborcję, może jeszcze z powodu złości na nieudolne rządy PiS w czasie pandemii, a przemiany społeczne ich nie interesują? Czy demonstrantki w ogóle chcą walczyć o sprawy socjalne?

Marta: W Poznaniu jesteśmy częścią większej feministycznej koalicji, która organizuje protesty, i od samego początku wchodzimy tam z naszym spojrzeniem. Mówimy, że ograniczanie prawa do aborcji to kolejne cięcie w usługach medycznych, a pozycja kobiet w tym kraju nigdy się nie poprawi, jeśli ich płace nie będą wyższe. Mówimy o wysokich czynszach i kosztach życia. Odzew na to jest dużo większy, niż jeszcze trzy-cztery lata temu. Przemawiając na demonstracji powiedziałam też, że chcemy utrzymania socjalnych posunięć PiS, w tym niższego wieku emerytalnego i 500+. Spojrzałam po tłumie – było kilka twarzy, na których rysowało się oburzenie: jak to, przecież 500+ dał PiS, a my nie chcemy PiS! Jebać biedaków! Ale zobaczyłam też wiele kobiet, którym moje słowa się podobały.

Magda: Wiele razy na transparentach można było przeczytać „Urodzę wam lewaka”. Pamiętam też młode dziewczyny, które demonstrowały z hasłem, iż prawo do aborcji to część prawa do opieki medycznej. Faktem jest jednak, że na demonstracje przychodziło mnóstwo osób, także takich, które dotąd nie interesowały się polityką i nie mają w niej orientacji. One znają głównie hasło, które najbardziej nagłaśniają media, czyli „Jebać PiS”. W ogóle przekaz medialny dotyczący tych protestów jest dość jednostronny, i to nie ułatwia rozszerzania katalogu żądań.

Jako działaczki związkowe od dawna upominacie się o wyższe płace i niższe czynsze, podczas pandemii Inicjatywa Pracownicza mówiła o potrzebie wsparcia przez państwo pracowników, a nie tylko firm. Jednak w takich sprawach Polacy i Polki nie wychodzili masowo na ulice, nawet gdy kryzys zaczął zaglądać nam w oczy. Dlaczego wyszli właśnie teraz?

Magda: Dla wielu kobiet ta sprawa po prostu przepełniła czarę goryczy. Poczuły, że odmawia im się prawa do opieki medycznej, zmusza do cierpienia. Antysocjalna i antypracownicza polityka szeregu rządów, które rządziły tym krajem po transformacji przerzuciła na ich barki o wiele za dużo problemów, a właśnie, z woli bandy kolesiów, dołożono im następny.

Równocześnie nie możemy nie dostrzegać, że protestujący w sprawach pracowniczych mają w Polsce o wiele trudniej niż osoby, które upominają się o prawo do aborcji. Kiedy walczysz o prawa pracownicze, wszyscy mają cię gdzieś. Media, lokalne instytucje, Państwowa Inspekcja Pracy… wszystkie podmioty, które teraz głośno deklarują, że stoją po stronie kobiet. Protesty dotyczące pracy się dzieją. Ale ich organizowanie i przebicie się ze swoimi postulatami jest horrendalnie trudne.

Marta: W tym kraju od 30 lat pracownicy regularnie dostają po głowach. Cały dyskurs elit, dyskurs przedsiębiorców jest taki, że jeśli jesteś robotnikiem i czegoś się domagasz, to masz się wstydzić. Pracujesz na taśmie? Na nic nie zasługujesz. Zmień robotę, mamy wolność. Jesteś zacofana i głupia, skoro trafiłaś do takiej pracy i nie umiesz znaleźć lepszej. Domagasz się podwyżki? Roszczeniowy jesteś. „Zmień pracę, jak ci się nie podoba” to najczęstsza reakcja na nasze materiały, publikacje dotyczące praw pracowników. Nic dziwnego, że potem mało kto znajduje w sobie tyle siły, by wyjść na ulicę i powiedzieć: tak, jestem robotnicą, nie jestem zadowolona ze swojego życia i pracy, żądam, by to i to się zmieniło.

Magda: Jeszcze w szkole dowiadujemy się, że ten, kto się nie ustawił, jest po prostu głupi. Mamy lekcje przedsiębiorczości, chociaż większość z nas po szkole zostanie pracownikiem, nie biznesmenem. Dlaczego w szkole nie uczymy się podstaw prawa pracy i organizacji w związki zawodowe? Słyszymy o ludziach żyjących z zasiłków, chociaż w Polsce nie da się żyć z samych świadczeń. Nikt nie wspomina też o tym, ile pieniędzy zżerają subsydia i ulgi dla dużego biznesu. Popychanie w kierunku liberalnych klisz myślenia trwa cały czas. Efekt jest taki, że sami robotnicy w ten sposób myślenia wpadają.

Podczas pandemii na chwilę to się zmieniło. Nagle okazało się, że kluczowymi pracownikami są pielęgniarki, pracownicy magazynów, produkcji czy sklepów. Zrozumienie tego ważnego faktu trwało jednak tylko chwilę. Obecnie wróciliśmy do starego myślenia i znowu godzimy się, jako społeczeństwo, np. z tym, że pracownice żłobków, które są bezdyskusyjnie potrzebne, zarabiają grosze.

Marta: Nawet gdy czuje się gniew z wielu powodów, łatwiej jest pójść na demonstrację jako kobieta, która łączy siły z innymi kobietami walczącymi o swoje prawa, niż jako robotnica taśmy domagająca się zasiłku czy podwyżki. Kobieta walcząca o prawo wyboru jest silna, dumna, walczy o tę samą sprawę, co jej siostry na całym świecie. To jest atrakcyjna tożsamość. Tożsamość robotniczą we współczesnej Polsce sprowadzono do czegoś upokarzającego.

Protest w Poznaniu/ fot. Dawid Majewski

– Wy chcecie, żeby stawką tych protestów było nie tylko prawo wyboru i nie tylko tożsamość. Do jakich konkretnych postulatów przekonujecie uczestniczki demonstracji?

Magda: Kilka lat temu współtworzyłyśmy inicjatywę o nazwie Socjalny Kongres Kobiet. U jej podstaw leżał konflikt kobiet zatrudnianych przez poznański samorząd – chodziło o pracownice żłobków, ale też osoby pracujące w kulturze – na tle płacowym. Władze, wywodzące się z PO, obiecały im podwyżki, ale się z tego nie wywiązały. Na kongresie zebrały się działaczki związkowe z różnych branż, nauczycielki, badaczki uniwersyteckie, aktywistki feministyczne i lokatorskie. Wypracowałyśmy wspólny katalog postulatów, które wysuwamy również dziś.

Po pierwsze: czas pracy. Realia są takie, że on w Polsce ciągle rośnie, a płace za tym nie nadążają. Nawet ekonomiści przyznają, że podwyżki, jakie wdrożono w latach 2016-2020, nie zrównoważyły nierówności płacowych, które narosły wcześniej ani nie przełożyły się na zwiększone obciążenie pracą. W dodatku coraz więcej osób dojeżdża do pracy, spędzając godziny w komunikacji publicznej. W przypadku kobiet – taka jest polska praktyka – dochodzą jeszcze obowiązki domowe. Dlatego na początek postulujemy siedmiogodzinny dzień pracy, bez obniżek wynagrodzeń. To przełoży się również na spadek bezrobocia.

Marta: W drugiej kolejności żądamy uporządkowania rynku pracy – koniec z umowami śmieciowymi i agencjami pracy tymczasowej. Umowy śmieciowe są gigantycznym problemem, ale w zakładach, gdzie jest obecna Inicjatywa Pracownicza, umowy agencyjne są bodaj jeszcze bardziej rozpowszechnione. Agencje oferują umowy o pracę, ale mogą być to umowy na dwa tygodnie. Według prawa takie umowy można podpisywać, jedną za drugą, przez 18 miesięcy. W praktyce jeszcze dłużej, bo formalnym pracodawcą może zostać podwykonawca, inny podmiot, nawet jeśli ciągle wykonuje się te same zadania w tym samym miejscu. Umowa agencyjna to brak stabilności i poważne utrudnienie w organizowaniu pracowników w związku zawodowym. W zakładach Amazona czy Volkswagena nasze komisje zakładowe od dawna walczą o to, by pracodawca przestał korzystać z usług agencji i zatrudniał ludzi bezpośrednio.

Magda: Wszędzie tam, gdzie pojawia się duża koncentracja pracowników, wkraczają agencje. Rozpraszają tę masę, która byłaby w normalnych warunkach zintegrowana i stanowiłaby poważną siłę w konflikcie z pracodawcą. Tak jest w zakładach produkcyjnych, ale nie tylko – agencje zatrudniają już pracowników administracji czy księgowości.

– Innymi słowy – rozwiązanie problemu umów śmieciowych i związanych z nimi nadużyć wcale nie uzdrowiłoby polskiego rynku pracy. Na nim już są ugruntowane kolejne mechanizmy, które mają pomagać pracodawcom oszczędzać, a pracownikom i związkom utrudniać upominanie się o swoje.

Marta: Dokładnie tak! Dlatego niedobrze się stało, że zarząd stowarzyszenia Ogólnopolski Strajk Kobiet, który zna nasze propozycje, bo mu je przesłałyśmy, uwzględnił w swoim katalogu wstępnych żądań i tematów dla rady konsultacyjnej tylko połowę tego postulatu. Kwestia „śmieciówek” to nie wszystko. Notabene – inne nasze postulaty nie znalazły uznania w ogóle.

Innym naszym postulatem jest zachowanie tych dodatków, które wprowadził PiS: 500+, zwolnienia studentów z podatku dochodowego, wyprawki szkolnej, systematycznego podwyższania płacy minimalnej, niższego wieku emerytalnego dla kobiet. Z tym, że tutaj dodajemy od razu: emerytury muszą być wyższe, nie głodowe, jak teraz.

fot. JN

– Apel o zachowanie 500+ w obecnej postaci mocno was różni od liberałów (i liberałek)…

Marta: I my im odpowiadamy: to jest mit, że kobiety zaczęły rzucać pracę, bo pojawiło się świadczenie.

Magda: Z różnych danych wiemy, że kobiety poczuły się po prostu bezpieczniejsze, kiedy dostały od państwa tę „podstawę” bytu swojego i dzieci. Nie ma również potrzeby obwarowywać 500+ dodatkowymi kryteriami, jak oczekiwanie, że beneficjentka będzie mieć pracę albo jej aktywnie szukać, że mieszka ze swoim partnerem, sprawdzanie, czy dostaje alimenty na dzieci albo wprowadzanie progów dochodowych. W Europie świadczenia na dzieci są o wiele wyższe i nie wiążą się z dodatkowymi wymogami do spełnienia.

Oczekujemy, że siły, które chcą przejąć władzę w Polsce, zobowiążą się, że nie ruszą tych zdobyczy socjalnych. Tym bardziej, że one nie są efektami dobrej woli PiS, tylko rezultatem protestów społecznych, choćby tych w 2013 r. w sprawie wieku emerytalnego. PiS trafnie odpowiedział na te nastroje.

Marta: Nasz czwarty postulat to mieszkania. Samorządy muszą budować więcej mieszkań, mieszkanie komunalne, z zasobu samorządowego, musi być realną alternatywą wobec wynajmu na rynku prywatnym, na który zresztą wielu ludzi po prostu nie stać. Zwiększenie podaży – domagamy się pół miliona nowych mieszkań komunalnych i socjalnych – doprowadzi do obniżenia cen na rynku prywatnym.

– Spodziewacie się, że rada utworzona przez OSK będzie chciała o tym rozmawiać? Jak w ogóle oceniacie jej skład?

Marta: Najkrócej mówiąc – jesteśmy nim zbulwersowane. To nie są osoby, które reprezentują protesty na ulicach, gdzie są przede wszystkim młode kobiety, młode pokolenie. I nie chodzi nawet o wiek…

Magda: Ponad połowa osób powołanych do rady nie była nawet aktywna podczas tych wydarzeń. Kwestie ważne dla kobiet to nie są ich tematy. Michał Boni? Barbara Labuda? Albo Robert Hojda – kto to w ogóle jest, kto za nim stoi?

Marta: Były protesty, była szansa na zmiany, a tu buch – znowu podsunięto nam elitę, która rzekomo będzie mówić naszym głosem. My zgłosiłyśmy chęć włączenia się w prace rady, ale na odpowiedź zarządu stowarzyszenia OSK czekamy już ponad tydzień i zapewne się jej nie doczekamy.

Magda: Gdyby faceci z komisji mieli jaja, oddaliby swoje miejsca kobietom. Aktywnym podczas tych protestów i takim, które działają na co dzień. Wygląda jednak na to, że zwyciężyło kolesiostwo, próba zbudowania gruntu pod przyszły sukces wyborczy pod hasłem „jebać PiS”.

– Do wyborów zostało jednak sporo czasu. Ludzie, którzy chcą zrobić sobie z ruchu kobiet przepustkę do władzy, mogą się bardzo przeliczyć, jeśli potencjał i entuzjazm protestów zostanie zmarnowany. Co natomiast można zrobić, by nie została zmarnowana mobilizacja tych kobiet, które identyfikują się z postulatami socjalnymi, albo które usłyszały je podczas demonstracji i uznały: tak, to właśnie jest to, czego ja potrzebuję?

Magda: Pokazaliśmy, że umiemy wyjść na ulicę, i to z ogromną energią i nie na jeden dzień lub dwa. Ludzie występowali z własnymi inicjatywami i to było niesamowite. Musimy jednak nauczyć się organizować na co dzień: w związkach zawodowych, stowarzyszeniach lokatorskich, na uczelniach, w szkołach, w grupach samopomocowych, na dzielnicach. I tutaj wypada wskazać, że jeśli to idzie trudno, to również ze względu na otoczenie instytucjonalne. Sądy pracy nie działają tak, jak należy. Ustawa o związkach zawodowych bardzo utrudnia nawet organizację strajku.

My nawołujemy cały czas: wstępowanie do związków nie jest passe! To są też organizacje dla młodych pracowników, dla młodych ludzi. To samo dotyczy organizacji lokatorskich, feministycznych, antyfaszystowskich. Sprawy zmienią się na lepsze, jeśli będziemy działać na co dzień, dzielić się doświadczeniami, działać w dużej grupie.

Marta: Wydaje mi się, że dzięki tym protestom zrobiliśmy ważną rzecz – ostatecznie przełamaliśmy niechęć do tego, żeby protestować na ulicy. To, że idzie się na demonstrację, wymyśla swoje hasło, robi transparent, to już nie jest powód do wstydu. Nauczyliśmy się, że żeby skutecznie czegoś żądać, trzeba wychodzić większą grupą. Wierzę, że wiele osób zrozumiało też, że nie ma nic wstydliwego w wysuwaniu żądań typowo ekonomicznych: chcę lepszego życia, wyższych płac, wyższych świadczeń!

Protesty we Wrocławiu/ fot. Dominik Pieniądz

– Spodziewacie się, że więcej ludzi podejmie wasze hasło „Jebać kapitalizm”?

Magda: Główne hasło Socjalnego Kongresu Kobiet brzmiało „Wyższe płace, niższe czynsze”. „Jebać kapitalizm” powstało na fali ogólnej estetyki protestów, jako alternatywa dla „Jebać PiS” (śmiech). Na demonstracjach są różni ludzie, tacy, którzy chcą wypełniać je mocniejszą treścią niż tylko uderzanie w rząd – też.

Marta: Ale zanim „jebanie kapitalizmu” stanie się naprawdę masowe, musimy narysować tę ostatnią kreskę – uzmysłowić ludziom, że obecna sytuacja nie wynika tylko z zaniedbań konkretnego rządu, tylko z tego, jak jest zorganizowany cały system. Musimy przeorganizować system, by nie był zorientowany na wyzysk, tylko na bezpieczeństwo socjalne. Ciągle pracujemy, w ramach związku zawodowego, żeby to przekazywać. Widać też, że w innych miastach kobiety organizują się i domagają się zmniejszenia nierówności. Chcą, żeby aborcja była też dla biednych, nie tylko dla bogatych. To jest hasło antykapitalistyczne.

– To – na koniec – jeszcze prognoza na krótki termin. Co zrobi PiS? Wykona jakiś gest pod adresem kobiet? Spróbuje rzucić jakiś gest w sferze socjalnej? Rozpędzi demonstracje? Czy raczej przeczeka moment gniewu i dopilnuje, by nie zmieniło się nic?

Magda: Nie wiem, czy socjalne postulaty podczas demonstracji były na tyle słyszalne, by PiS pomyślał o ustępstwach w tej sferze. Może zostanie wykonany jakiś ruch w sprawie aborcji i wyroku TK? Trudno tak naprawdę prognozować cokolwiek.

Marta: Uważam – chociaż to może zbyt duży skok myślowy – że PiS bardzo nie chce, żeby te protesty zaczęły mówić hasłami socjalnymi. My z takimi właśnie hasłami jechaliśmy z Poznania jako związek zawodowy na wielką demonstrację 30 października i spotkaliśmy się z agresywną reakcją policji. Czyżby władza uznała, że to akurat nam należy utrudnić wystąpienie?

Magda: Hasło „Jebać PiS” może szybko zostać zapomniane. Poza tym – co ono właściwie oznacza? Jak rozliczać z jego realizacji?

Marta: Ponadto nie mamy żadnej gwarancji, czy gdyby ludzie z rady powołali swoją partię albo weszli do Koalicji Obywatelskiej, czy swoim liberalizmem nie przyczyniliby się do dalszego pogorszenia sytuacji bytowej kobiet. To jest ostatnia rzecz, której chcemy. Dlatego będziemy walczyć o nasz program. To nie jest tylko marzenie. Właśnie teraz, dwa tygodnie po protestach kobiet, dochodzi do najbardziej radykalnych wystąpień w Amazon od początku istnienia firmy. Wiosenny kryzys nie był odczuwalny we wszystkich branżach, na przykład Amazon miał więcej zamówień – ale w ostatnich dniach pracownicy magazynu spółki we Wrocławiu kilkakrotnie zatrzymali pracę. Hasła „jebać władze” przenikają za mury zakładów pracy.

Rozmawiała Małgorzata Kulbaczewska-Figat.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…