Właściciele wyciągów na Podhalu są w szoku z powodu rządowych decyzji o narodowej kwarantannie. Od października trwały konsultacje rządowe w właścicielami wyciągów narciarskich, w wyniku których wypracowano kompromis. Stoki miały zostać otwarte w połowie grudnia, decyzje z dnia na dzień zmieniono.

– Nasze stowarzyszenie rozmawiało z ministerstwem, wszystko było dograne i ustalone. O decyzji, która teraz zapadła nikt z nami nie rozmawiał. To była jednostronna decyzja, oderwana od rzeczywistości. Na jakiej podstawie zdecydowano się zamknąć nagle stoki? Ktoś tu chyba zwariował. Wiemy że chodzi o życie i zdrowie, wiemy że jest wirus, wiemy że to nie żarty. Ale musimy jakoś żyć, mamy dzieci, kredyty – mówi Andrzej Zając, członek zarządu Tatry Super Ski.

Przedsiębiorcy zostali na lodzie, bez żadnej gwarancji pomocy od rządu, postawieni z dnia na dzień przed perspektywą braku możliwości zarobku, mimo poniesionych ogromnych kosztów przygotowania stoków na sezon.

– To tragedia. Wszyscy ponieśli ogromne koszty, bo dla nas głównym źródłem przychodu to czas świąt i ferii. Jeśli nas pozbawiają pracy w tym terminie, bo zamknęli całą turystykę, hotele i kwatery, to jest działania destrukcyjne. Było ustalone wszystko z wiceministrem. I nagle pojawiają się takie decyzje, bez rozpoznania konsekwencji? Dla nas to jest być albo nie być. Rząd nie zaproponował żadnej konkretnej pomocy ani nie przedstawił dokumentów regulujących do dalej. Projekt drugiej tarczy nas nie obejmuje, bo kryterium to liczba zatrudnionych na koniec października, a my wtedy nie działamy. Zatrudniamy od grudnia. Nikt nas o nic nie zapytał. Mamy umowy o prace, ja musze wysłać ludzi na płatne urlopy, za marne pieniądze – skarży się Zając w rozmowie z Portalem Strajk.

Skutki ekonomiczne decyzji o kwarantannie to jedno, a skutki społeczne i psychiczne to drugie. Ludzie żyjący z turystyki na Podhalu są przerażeni i czują się zdradzeni przez władzę, która jeszcze do niedawna obiecywała współpracę. Stoki od miesiąca są naśnieżane i przygotowywane. Wczoraj okazało się, że nakłady pracy i finansów będą do wyrzucenia w błoto.

– Ludzie będą się wieszać, jak przyjdzie halny, pani wie, jak to działa na ludzi. Zostaliśmy zdradzeni i wykorzystani- konkluduje Andrzej Zając.

Kwarantanna łamie dotychczasowe ustalenia i pozbawia możliwości zarobku tysiące ludzi. W szczycie sezonu, który rozpoczyna się w święta i powinien trwać do końca ferii zimowych Podhale nie zarobi ani złotówki.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…