Australijska opozycja wezwała do powołania komisji śledczej w sprawie policyjnej interwencji w siedzibach dwóch znaczących krajowych mediów – Australian Broadcasting Corp. w Sydney oraz w domu dziennikarki News Corp. Anniki Smethurst w stolicy kraju. Mundurowi „odwiedzili” dziennikarzy kilka dni temu, by poznać źródła informacji, w których zawarto przecieki z rządowych posiedzeń.
Opozycyjna posłanka Kristina Kenally wezwała do utworzenia parlamentarnej komisji, w której swoich przedstawicieli będą mieć wszystkie partie, która zbada, czy aktualnie obowiązujące w Australii prawo na pewno zachowuje równowagę między kwestiami bezpieczeństwa a wolnością słowa.
Według posłów opozycji Australia przeszła od 2001 r. drogę od państwa, które w ogóle nie miało ustaw antyterrorystycznych do takiego, w którym są one najbardziej szczegółowe i nieustannie uszczelniane. W dodatku cały czas w duchu zwiększania bezpieczeństwa, któremu musi ustępować wolność słowa i środków masowego przekazu. W Australii legalne jest już m.in. przeszukiwanie i gromadzenie metadanych bez nakazu sądowego oraz nakazywanie pracownikom firm telekomunikacyjnych łamania szyfrowania wiadomości.
Ciągle jednak obowiązuje zasada, iż dziennikarz ma chronić swoje źródła informacji – a właśnie do jej złamania, według opozycji, policja usiłowała nakłonić Annikę Smethurst oraz pracowników Australian Broadcasting Corp. Działacze opozycyjnej Partii Pracy są pewni, że wchodząc do redakcji oraz do domu znanej i szanowanej w kraju dziennikarki, policja zamierzała skutecznie zniechęcić dziennikarzy do opisywania kulis pracy rządu, naświetlania skandali, kontaktów z sygnalistami.
Nawet, jeśli ostatecznie nikogo nie zatrzymano. Annika Smethurst podczas policyjnego najścia musiała tłumaczyć się m.in. z opublikowanego jeszcze w 2018 r. tekstu, w którym alarmowała, iż rząd Australii rozważał dalsze działania mające na celu inwigilowanie obywateli, z naruszeniem istniejących regulacji. Policjanci zabrali jej telefon komórkowy, laptopa i wydrukowane dokumenty.
Australijski minister komunikacji Paul Fletcher, komentując sytuację, stwierdził, że celem policyjnych działań nie są dziennikarze, a urzędnicy państwowi, którzy przekazali im informacje niejawne. Przyznał, że żurnaliści mogą czuć się zaniepokojeni postawą policji, ale nie widział też szczególnej potrzeby analizowania sprawy przez parlamentarną komisję.
Międzynarodowe organizacje dziennikarzy na czele z Reporterami Bez Granic od lat sukcesywnie alarmują, że wykonywanie tego zawodu – zwłaszcza, gdy działa się niezależnie od wielkich korporacji i rządów najbardziej wpływowych państw – staje się coraz bardziej ryzykownym zajęciem. Obawy o przyszłość mediów wyrażane są przez obrońców praw człowieka i ludzi o lewicowych poglądach na całym świecie – od zachodu, gdzie trwa proces ekstradycyjny Juliana Assange’a, po wschód, gdzie w ostatnich tygodniach tematem nr 1 była sprawa Iwana Gołunowa.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Problem jest oczywiście globalny i każdego dnia można analogiczne działania ograniczające wolność wypowiedzi i myślenia opisać.
Na przykład w Polsce: „Studenci Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu w tradycyjnym korowodzie przebrali się m.in. za papieża oraz zakonnice w krótkich spódniczkach. Sprawa wywołała kontrowersje, a uczelnia zapowiedziała ukaranie przebierańców – informuje „Tygodnik Podhalański”. Zarzuty profanacji i wyszydzania Kościoła pojawiły się wśród radnych powiatu nowotarskiego. Kontrowersje wzbudziło przebranie trzech dziewczyn w stroje zakonnic, mających na sobie krótkie spódniczki i pończochy. Za niewłaściwy uznano też biało-czerwony ubiór jednego z uczestników. Na głowie nosił mitrę, poruszał się też kartonowym pudłem z napisem „Papa mobile”. Cała czwórka wymiennie niosła krzyż wykonany z tektury. Starosta współfinansujący imprezę zapowiedział, że wycofa się z finansowania juwenaliów w kolejnych latach. Rada powiatu skierowała do rektora PPWSZ pismo ws. Juwenaliów. Wczoraj władze uczelni wydały stanowisko w tej sprawie. Zapowiedziały, że „zostały podjęte kroki dyscyplinarne wobec osób nieodpowiednio ubranych podczas ostatnich Juwenaliów w oparciu o Regulamin Studiów i Statut PPWSZ”. „Studentki wyraziły skruchę zapewniły, że nie chciały nikogo obrazić i zgodziły się, że ich ubiór mógł mieć negatywny wydźwięk. Uczelnia informuje także, że wśród przebranych studentów były osoby spoza Uczelni” – czytamy w wydanym oświadczeniu.
Czy też: „Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało, że w poniedziałek złoży pozew przeciwko profesorom i doktorantom Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy opracowali krytyczną ekspertyzę do nowelizacji Kodeksu karnego. Ich zdaniem zawarte w niej przepisy antykorupcyjne mogą nie mieć zastosowania do osób zarządzających największymi, strategicznymi spółkami handlowymi Skarbu Państwa. Według resortu sprawiedliwości, opinia ta „jest nieprawdziwa; jest kłamstwem”.”
Wbrew pozorom nie jest to ani śmieszne, ani kuriozalne – ale niezwykle niebezpieczne, bo w przyszłości nie tylko zwykły człowiek cztery razy zastanowi się, zanim skrytykuje władze świeckie czy duchowne.
Oczywiście problem jest globalny i nieodmiennie mam wrażenie, że ma związek z wydarzeniami dziejącymi się między 16 listopada 1988, a 26 grudnia 1991. Daty orientacyjne i alegoryczne, ale rzeczywiste.