Dziś wieczorem kolejny raz w tym miesiącu opustoszeją ulice polskich miast. Jak podczas alarmu bombowego czy godziny policyjnej: ulicami będą przemykać jedynie pojedyncze osoby oraz patrole mundurowych. Wszystko przez kolejną sesję transu, w który obywatele kontynentu europejskiego wprawiani są już od trzech tygodni. W Polsce przybiera on szczególnie uciążliwą dla reszty społeczeństwa formę, bo napełnioną patriotyczno-konsumenckim pobudzeniem na nieprawdopodobną skalę. Miliony rodaków, odzianych w bazarowe kapelusze i szaliki w narodowych barwach, uzbrojonych w ulubione napoje wyskokowe, zasiądą o 21:00 przed ciekłokrystalicznymi młynkami modlitewnymi w domach, knajpach czy w strefach kibica. Wszyscy połączeni nadzieją i oczekiwaniem na wielkie zwycięstwo, które w imieniu kilku milionów osiągnąć ma jedenastu wspaniałych. Dla kogoś niezainteresowanego igrzyskami jest to świetny moment, żeby wybrać się na spacer i zobaczyć Polskę w wyjątkowym wydaniu, bo bez Polaków.
Zbiorowe emocje wygenerowane podczas trwającego EURO, dalekich skoków Adama Małysza, dużych prędkości Roberta Kubicy czy kadencji Wojtyły na stanowisku szefa Watykanu pokazują, że Polaków najbardziej cieszą sukcesy, które odbywają się bez ich bezpośredniego zaangażowania i niemające żadnego znaczenia dla ich codziennego funkcjonowania. Więcej przyjemności od wyższych płac, niższego wieku emerytalnego, mniejszych nierówności społecznych czy silnych związków zawodowych przysparzają abstrakcyjne widowiska, w których uczestniczą wyłącznie jako widzowie bądź statyści. Można to przyrównać do przyjemności związanej z oglądaniem filmów pornograficznych. Wywołują one podniecenie, jednak to nie my uprawiamy seks, lecz robią to „za nas” aktorzy i aktorki. Tak samo jest podczas tego EURO. Dziennikarze i komentatorzy w relacjach z kolejnych potyczek „biało-czerwonych” epatują określeniami „zdołaliśmy strzelić”, „powstrzymaliśmy ich atak”, „pokonaliśmy ich w karnych”, dając do zrozumienia, że piłkę krążącą pomiędzy Krychowiakiem a Błaszczykowskim w ruch wprawia cały naród polski. Z poprzedniego meczu, który Polska rozgrywała z Szwajcarią, zapamiętałem najbardziej scenę tuż po jego zakończeniu. Do lokalu, w którym siedziałem, wpadł facet w średnim wieku, słusznej postawy i wagi. Krzyknął „wygraliśmy”. Zastanawiam się do teraz, nad kim lub nad czym mój rodak odniósł osobiste zwycięstwo? Nad chorobą wieńcową? Bólem kręgosłupa? Nad komornikiem, czy może szefem?
Guy Debord napisał kiedyś, że spektakl to towar, który osiągnął taki stopień akumulacji, że stał się obrazem. Być może 27 lat kapitalizmu nauczyło Polaków, że szczęście, wolność i przyjemność mogą odczuwać głównie dzięki sukcesom wykreowanych idoli, w formie towarowej. I może właśnie o to powinniśmy walczyć – o urealnienie odczuwania. Powiem szczerze, że bardzo chciałbym kiedyś przeżyć w tym kraju taki rzeczywisty zbiorowy sukces, który będzie dziełem moim i milionów innych, pogrążonych obecnie w futbolowym amoku.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Spokojnie.To już się skończyło.Reprezentacja Polski odpadła.Ale – dobrze chłopaki grali.
Panie Nowak,nie wie Pan,że takie kibicowanie to nie tylko w Polsce ?
Konkluzja mądra – faktycznie lepszy byłby prawdziwy sukces zbiorowy.Ale nie ma co gardzić ludźmi aż tak.Pewnie.W gruncie rzeczy zwykli ludzie nic tym nie wygrali.Ale jako zbiorowość poczuli się lepiej.W dobie chorego wręcz indywidualizmu pewne poczucie zbiorowości,jedności – nawet jeśli motywowane narodowo a nie np. klasowo nie jest wcale takie złe.
Złe to jest na co dzień to jak Polak potrafi bezwzględnie wyzyskiwać innego Polaka,czy zaszkodzić koledze z pracy (czy to kablując czy to intrygując,czy to zwalając winę itd).Zły to jest brak solidarnego podejścia za granicą. Zgadzam się,że tego rodzaju przeżywanie wspólnoty jak oglądanie grania w piłkę jest zbyt jałowe.Ale lepsze niż żadne.
Przy okazji zapraszam do przeczytania mojej refleksji na temat Euro http://www.mlodzidwudziestoletni.pl/?p=1588
„chleba i igrzysk”, w ostateczności choć igrzysk – tak było i jest.
Natomiast dla autora telewizor jest zły, piłka nożna jest zła, rozumiem że koncerty muzyczne i festiwale to także komercyjna papka zapychająca ludowi oczy i uszy….
(- na koniec zabrakło tylko stwierdzenia że zdrowy robotnik po powrocie z huty – zamiast głupiej piłki tudzież kolejnego odcinka serialu – powinien przy kieliszku wytrawnego montepulciano poczytać habermasa i piketty-eg, albo no chociaż prousta).
Bełkot młodocianego (sądząc z pogardy dla ludzi pracy – nielewicowego) pseudointeligenta.
to trochę tak jakby do fanów literatury mieć pretensje o to, że ekscytują się i wystają w kolejkach po kultową książkę, fani czekają na wymarzony koncert czy festiwal jadąc setki km tylko po to, by w tłumie nic nie zobaczyć i być może coś usłyszeć. Też ich sukces żaden – sami nie napisali/nie nagrali/nie występują, a się cieszą. Dla każdego ważne jest coś innego – jeden czeka z utęsknieniem na nowe przygody Harrrrrego P lub Gwiezdnych Wojen (w debilnych ubrankach), a inni cieszą się kiedy po kilku dekadach nieudanych startów udało się pokazać coś na międzynarodowej murawie. Równie dobrze można zapytać tamtych po co się cieszą, kupują, oglądają skoro nie oni napisali, nie ich sukces i w sumie sami to nic nie zrobili więc po co się cieszą i łażą w debilnych kapelszach, strojach, itp. Nie widzę powodów, dla których ktoś uzurpuje sobie prawo do mówienia: moja rozrywka jest wyższych lotów, a wy jesteście beznadziejni, bo przed TV ekscytujcie się debilami na murawie. Nikt nie powinien mieć prawa narzucania innym tego, co dla niego jest ważne. Tym bardziej, że fajnie się patrzy kiedy obcy sobie ludzie wspólnie się bawią i cieszą ze zwycięstw. Kto powiedział, że dla tych na trybunach wiek emerytalny, zwierzęta w schronisku czy dzieci w Afryce są mniej ważne niż dla reszty. Powinniśmy się cieszyć, że są jeszcze rzeczy, które ludzi łączą. Sama piłki nie oglądam, nie lubię, ale mecze reprezentacji (niezależnie od tego jaka to dyscyplina) wzbudzają pozytywne emocje, a atmosfera na trybunach czy nawet w knajpie przed TV jest wyjątkowa (chociażby jak ludzie sobie do hymnu wstają). Nie rozumiem więc dlaczego krytykować coś co jest fajne i robi dobrze zmęczonym przepychankom politycznym – społeczny i innymi problemami ludziom.
po co oglądamy filmy? przeciez to gowno nie bierzemy w tym udzialu jaki to ma sens?
to sie drogi lewaku nazywa rozrywka. Rozrywka nie ma większego sensu. Jest po prostu rozrywką. Z tym że bez rozrywki życie byłoby nudne, tak jak domniemam w Twoim przypadku, bo z tego co tu piszesz to piłka nożna jest blee, filmy w sumie też, książki? to to samo co filmy, nuda, gry komputerowe? po co to komu, strata czasu, ma to jakiś sens? nie pozdrawiam
Pogarda dla „plebsu”, dla „motłochu”… Jakież to lewicowe !
A jak w greckich wyborach wygrała SYRIZA to czy polscy lewicowcy też aby się emocjonowali: „wygraliśmy”? nie tylko naród jest wspólnotą wyobrażoną, klasa czy światopogląd też.
Artykuł miałby sens gdyby dotyczyło to tylko Polski i Polaków a nie całego świata. Cały świat w identyczny sposób przeżywa ten sport od bogatych, spokojnych Szwedów, po Brazylijczyków z faweli.
To nie kapitalizm tylko tak plebs rekompensuje kompleksy, rany jak Kaczyński za wszytko wini Tuska to tutaj za kompleks niższosci narodu wstosunu do bardziej rozwniętych, ma być non stop kapitalizm w ichniej katarynce winny
Pełna zgoda…
Popieram, piłka kopana to rozrywka motłochu. a kopanie piłki to taka sama praca, jak kopanie rowów. i po co im płacić aż takie pensje?
Rozumiem, że Ty jesteś ponad tym motłochem, więc niepotrzebnie się rajcujesz.
Nie sądzę, żeby to była taka sama praca: rowy może kopać nawet największy łamaga, piłkę niby też, tylko nie będzie miał ani widzów, ani tym bardziej kasy.