Peter Ford, były brytyjski ambasador w Syrii, zapytany co sądzi o Białych Hełmach powiedział, że słyszał kiedyś określenie, że ci ludzie „to taki mobilny szpital polowy Al Kaidy” (Al Kaida’s MASH unit). Nie rości sobie wprawdzie pretensji do autorstwa, ale chętnie je powtarza, gdyż jest „wyczerpujące, zwięzłe i prawdziwe”. Niedawno trupem padł ojciec założyciel tej formacji. Wyskoczył przez okno w swoim domu w Londynie. Dobrze, że go po sobie chociaż nie zamknął.
Tak kończą ludzie, którzy wiedzą za dużo. Podobny los spotkał wszak niedawno Jeffreya Epsteina. Ten był globalnym burdeltatą dla celebrytów, polityków i możnych tego świata stręcząc im nastolatki. James Le Mesourier, fundator i fundraiser Białych Hełmów, mastermind globalnej PR-owej operacji, która zrobiła z nich bohaterów i papieży światowej pomocy humanitarnej, działał w innej branży. Jego specjalnością była facylitacja imperialistycznych ekscesów, sianie pożogi i śmierci pod osłoną skutecznego marketingu demokratyzacji i niesienia pomocy potrzebującym.
Historia Białych Hełmów rozpoczyna się w roku 2013. Wówczas najważniejsze światowe media zaczęły eksplodować uwielbieniem dla tej organizacji; pojawiały się coraz bardziej górnolotne, niekiedy wręcz baśniowe panegiryki i laurki kamuflowane jako artykuły prasowe. Internetowe słowniki angielskich synonimów rozgrzewano do czerwoności, wyczerpano całą listę wyrazów bliskoznacznych do „odwaga”, „ofiarność” i „heroizm”. W końcu Białe Hełmy napompowano tak mocno, by hycnęły z obszaru dezinformacji do przemysłu rozrywkowego. Zajęło się nimi inne siedlisko patologii – Hollywood. Powstał o nich film zwany dla zmylenia opinii publicznej dokumentalnym, który opublikował na swojej platformie Netflix; później przyznano tej PR-owej produkcji nawet Oskara. Było to istne zwieńczenie całej operacji agitacyjno-popularyzatorskiej i wysiłków Le Mesuriera oraz dezinfomacyjnego kartelu mediów głównego rynsztoku.
Oczywiście film ten, podobnie jak wiele innych laurek, przedstawia obraz zupełnie fałszywy. Powielane jest ogólne przesłanie jakoby Białe Hełmy zajmowały się wyciąganiem dzieci z gruzów zbombardowanych przez wojska rządowe budynków i niesieniem pomocy medycznej wszystkim przez nie poszkodowanym. Oczywiście, występują oni po stronie tzw. umiarkowanej opozycji, tudzież umiarkowanych bojowników (moderate rebels), która pragnie dobra i piękna. Dlatego właśnie swoje siły zła i destrukcji sprzęgnęły przeciw nim dwa diabły – Baszszar al-Asad i Władimir Putin; dołączył do nich też inny potwór: Hasan Rouhani, prezydent Iranu.
Trudno doprawdy o bardziej wykoślawiony obraz rzeczywistości.
W największych mediach nie usłyszymy, ani nie przeczytamy o powiązaniach tej grupy z najważniejszymi organizacjami terrorystycznymi, które przy wsparciu Arabii Saudyjskiej i Stanów Zjednoczonych oraz wspomaganiu ze strony Turcji i Izraela prowadzą od 2011 r. wojnę napastniczą przeciwko Syrii. Nie dowiemy się niczego o dziadowskim montowaniu wideo-propagandy, którą potępiły nawet niektóre – co bardziej odważne – organizacje zrzeszające lekarzy. Nie ma nic a nic o roli tych ludzi w egzekucjach cywili; chętnie i powszechnie stosowanych przez tzw. Państwo Islamskie. Brak jakichkolwiek informacji o tym jak Białe Hełmy wykorzystywały dzieci – żywe i martwe – jako rekwizyty do swoich propagandowych produkcji. W końcu nie dane nam będzie z takich źródeł dowiedzieć się, że Białe Hełmy otrzymały od rządów USA i Wielkiej Brytanii, jak również zachodnich organizacji pozarządowych i bliskowschodnich despotii ponad 120 mln dolarów na swoją działalność.
Oczywiście, tak gigantyczne kłamstwo i to globalnych rozmiarów nie mogło utrzymać się długo bez jakiejkolwiek kontry. Poza ekipą New York Timesa i Newsweeka istnieją na świecie jeszcze dziennikarze przyzwoici i przytomni. Stosunkowo szybko więc dysydenckie platformy publicystyczne rozpoczęły – na tyle na ile pozwalają im środki i zasięgi – demaskację Białych Hełmów i odkłamywanie romantycznej bujdy, w którą ich przyobleczono.
Największe zasługi mają w tym zakresie amerykańscy i brytyjscy dziennikarze tacy jak Max Blumenthal, Whitney Webb, John Pilger, Seymour Hersh, Catlin Johnstone czy Vanessa Beeley. O ile więc do ludzi zainteresowanych tą sprawą komunikaty dotyczące faktycznego profilu i inklinacji Białych Hełmów oraz ich nadzwyczaj szkodliwej działalności i roli dotarły raczej szybko, o tyle niewiele uwagi poświęcono ich utworzeniu. Dość długo brakowało więc ważnego ogniwa, rzec można, kompromatu etymologicznego.
Dziś już wiele wiadomo, ale więcej już pewnie długo wiadomo nie będzie, gdyż – jako się rzekło – capo di capi wyskoczył z okna.
James Le Mesurier został ujawniony jako faktyczny założyciel i główny strateg Białych Hełmów już w 2015 r. Wcześniej media uparcie twierdziły, że kadry Białych Hełmów szkoli Czerwony Krzyż. Legendzie tej uległo też wiele ważnych ośrodków lewicy – np. The Huntington Post. Jest to zasługą wyjątkowej dziennikarki Vanessy Beeley, która trafiła pierwsza natrafiła na ten osobliwy trop podczas gromadzenia materiałów do swojego reportażu (również w formie filmu dokumentalnego) z czasów histerii wokół rzekomego masowego mordowania cywilów w Aleppo przez SAA i Rosjan. Swoimi odkryciami w tej sprawie dzieliła się od tamtej pory z czytelnikami wielu alternatywnych platform. W rozmowie z portalem The Corbett Report powiedziała m. in., że innowacyjność myślenia tego człowieka sprowadzała się do twierdzenia, iż „rozgrywanie karty pomocy humanitarnej jest bardziej skuteczne w utrzymaniu stanu wojny niż faktycznie działania wojenne”. Te ostatnie są też drogie i wymagają zaangażowania państwowych instytucji, podczas gdy agit-prop Białych Hełmów mógł być indywidualnie i ręcznie sterowany przez samego Le Mesuriera. Mało tego, Beeley stwierdza także, że przerzucenie ciężaru brzemienia wojny z armii na organizację niosącą pomoc to także wielkie ułatwienie dla polityków, którzy „nie muszą już przekonywać opinii publicznej do kolejnej kosztownej wojny i wydatków na zbrojenia, zwłaszcza jeśli chodzi o wojnę, która w żaden sposób nie zagraża USA, czy ich sojusznikom w Europie”. Można bowiem pompować kabzę „organizacji humanitarnych” – temu wszak nikt się nie sprzeciwi.
Białe Hełmy zostały utworzone w 2013 r. Le Mesurier, podobnie jak wielu oficerów brytyjskiego wojska i wywiadu, ukończył Royal Military Academy i uzyskał w trakcie swojej edukacji wiele wyróżnień; w tym specjalny Medal Królowej. Pracował w armii brytyjskiej w różnych częściach świata. Pełnił np. funkcję koordynatora wywiadu dla rejonu Prisztiny, głównego miasta w Kosowie, zaraz po inwazji NATO na Jugosławię. Niedługo później odszedł jednak ze służby wojskowej i przeniósł się do ONZ. Pracę w tej organizacji podjął w 2000 r. Zapewne wówczas doszedł do swego wiekopomnego wniosku, o którym mówiła Vanessa Beeley. Działał w różnych lokalizacjach, a clou jego aktywności zawodowej sprowadzało się do „dziań stabilizacyjnych przy współpracy z sektorem bezpieczeństwa i przy wsparciu programów demokratyzacyjnych”. Zaznajomionym z imperialistyczną nowomową nie trzeba niczego tłumaczyć, tym mniej z nią obeznanym rzec trzeba, iż dykteryjki o „demokratyzacji” i „prawach człowieka” kryją często treści typu: „tu ma rządzić koleś na pasku Waszyngtonu, może być faszysta, nawet tak najlepiej”.
Po tym jak ostukał się w demokratyzacji i posłużył tu i tam swoim doświadczeniem trafił do organizacji pod nazwą Olive Group. Nazwa, która może niektórym kojarzyć się z symbolem gałązki oliwnej i cnotami w nim ujętymi, jest cokolwiek myląca. Jest to bowiem coś na kształt prywatnej armii – zbrojnej bandy do wynajęcia. To właśnie Olive Group połączyła się z osławioną Blackwater Academy w Constellis Holdings.
Nabrawszy doświadczenia w tej branży Le Mesurier zakwitł w 2008 r. na stanowisku dyrektorskim w Good Harbor Consulting. Jakiego rodzaju konsultingu udzielało to przedsiębiorstwo wymownie świadczy persona, która mu przewodniczy – Richard A. Clarke, dziś już człowiek cokolwiek zapomniany. Facet ten był jednym z naczelnych biurokratów amerykańskiego „deep state’u” za czasów prezydentury Geroge’a W. Busha, to istny car bezpieczeństwa narodowego i antyterroryzmu. A wojna z terroryzmem to naprawdę było najważniejsze hasło propagandowe pierwszej dekady lat dwutysięcznych.
Z ramienia tej firmy, osiedliwszy się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, zajmował się ochroną pól gazowych i naftowych w tym państwie oraz zdobywał doświadczenie w „zarządzaniu ryzykiem”, „planowaniu awaryjnym” i „ochronie infrastruktury krytycznej”. W 2014 r. zwierzył się glamurycznej prasie brukowej (Men’s Journal), iż fascynuje go pomysł trenowania cywilów jak wojskowych, chciał żeby „nosili broń i prowadzili konwoje w strefie konfliktu”.
Zatem gdy nadszedł czas, w którym konstrukt taki jak Białe Hełmy mogły wpisać się znakomicie w meandry nowej narracji James Le Mesurier okazał się (zapewne przypadkiem!) właściwym człowiekiem we właściwym miejscu. Według jego własnych relacji, do powołania tej organizacji „zmusiły” go historie syryjskich uchodźców. Tak przejęty nimi globalny macher od bezpieczniackich gierek rychło okazał się też być skutecznym fundraiserem. Daj boże każdej organizacji pozarządowej takiego eksperta!
Wprawdzie w chwili, gdy wojenne opowieści Syryjczyków wstrząsnęły jego sercem i umysłem przebywał w Turcji, ale jakoś udało mu się ogarnąć całe 300 tys. dolarów takiego, rzec by można, funduszu założycielskiego. Portal Mint Press News twierdzi, że środki te zapewniła Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Japonia. To jednak skromniuteńki początek. Później bowiem, gdy stosowne sezamy otwarły się na oścież do Le Mesuriera, popłynęło istne finansowe tsunami – aż 123 mln. dolarów. Przynajmniej tyle udało się wyśledzić. Wiadomo, że forsa ta pochodziła ze źródeł amerykańskich, brytyjskich i katarskich. W przypadku tych dwóch pierwszych, głównym kanałem przerzutowym były rozliczne organizacje pozarządowe. Potem zaczęły się szkolenia – jak pisze Vanessa Beeley – „zweryfikowanych Syryjczyków”. Szkolenie pod okiem Le Mesuriera przeszło ich ponad 1 tys. Przynajmniej o tylu wiadomo.
Warto zwrócić uwagę, iż Białe Hełmy powstają w momencie, gdy zachodnia propaganda usilnie pompowana od 2011 r. zaczyna tracić na impecie i wiarygodności. Ale też wspierani przezeń i przez Arabię Saudyjską oraz Turcję, ZEA i Katar terrorystyczni bojówkarze zaczynają ulegać ofensywie militarnej Syryjskiej Armii Arabskiej wspieranej przez rosyjskie i irańskie wojsko. W jednym z wywiadów Beeley sugeruje nawet, że mogła to być decyzja nieco desperacka po tym jak władze w Damaszku zgłosiły obawy dot. użycia broni chemicznej przeciwko SAA w Chan al-Asal. To wcale niewykluczone, gdyż nie kto inny jak właśnie Białe Hełmy były główną dźwignią rozpowszechniania bzdur o rzekomym zastosowaniu broni chemicznej przez syryjski rząd. Być może wówczas urodziła się ta propagandowa koncepcja.
Le Mesurier sam zaś mówił w 2015 r., że w odróżnieniu od najemników i watażków wojennych, ratownicy medyczni czy strażacy, to zawody cieszące się estymą i wysokim zaufaniem opinii publicznej. Wcale warto więc stawiać na oddziały zwarte zakamuflowane pod postacią samarytan, w regionach „niestabilnych”. Nieco bardziej po żołniersku ujął to brytyjski admirał Sir Philip Johnes, dowódca tamtejszej marynarki wojennej. Oświadczył on, iż „wojskowa siła często bywa dostarczana przyobleczona w dziecięcą rękawiczkę pomocy humanitarnej”. No cóż, nie da się ukryć.
W ten sposób udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – podratowano image dżihadystów i odzyskano część poparcia zachodniej opinii publicznej dla wojny przeciwko Syrii. Białe Hełmy nie zrobiły zupełnie niczego – w przeciwieństwie do popularnych także na lewicy głupawych stwierdzeń – aby zmniejszyć ciężar wojny w Syrii, ale pełen obraz ich działalności w trakcie wojny przeciwko Syrii to doprawdy temat na osobną rozprawę.
Wróćmy jednak do samego Le Mesuriera i jego fiknięcia przez parapet. Przesłuchiwana przez brytyjską policję wdowa po nim wyjaśniała, iż borykał się on z problemami natury psychologicznej. Cierpiał na jakieś przypadłości, leczony był farmakologicznie, był ponoć nawet hospitalizowany.
Po Le Mesurierze zapłakała jednak nie tylko ona. Do internetu w żałobnym ryku ruszył cały zastęp top-propagandystów: Elliot Higgins, Charles Lister, Julian Roepke, Oz Katerji… Oni i wielu innych mistrzów euroatlantyckiego antysyryjskiego agit-propu wyrażało swoje nieutulenie w wielkim bólu. Oz Kateriji, jeden z najbardziej agresywnych popularyzatorów imperializmu w przypływie żałobnej szczerości wyznał nawet, że Le Mesurier był jego przyjacielem. A np. Janine di Giovanni, autorka znanego cukierkowo-płaczliwego panegiryku pt. Najbardziej niebezpieczna praca na świecie, na cześć Białych Hełmów opublikowanego ongiś w Newsweeku, również wylała na portalu społecznościowym Twitter krokodyle łzy.
To oczywiście nie wszystko. Natychmiast, zgodnie z nowymi normami poprawności politycznej, wysunięto też oskarżenia w stosunku do Rosji. To chyba miał być taki skandal typu Nowiczok 2.0, ale chyba ze względu na coraz mniejszą skuteczność szczucia na Rosję, obumarł zanim jeszcze zdążył na dobre wystartować. Z większych tytułów amerykańskich chyba tylko The Washington Examiner zapytał w jednym z nagłówków, czy to Kreml zabił Le Mesuriera. Poza tym niektórzy anglosascy dziennikarze wprawieni w ksenofobicznych spiskowych teoriach sugerowali takie rzeczy w sieciach społecznościowych. Np. Mark Urban z BBC. Wprawdzie usunął on swoje wpisy, ale – jak to się mówi – internet nie zapomina.
W Polsce nikt specjalnej żałoby na szczęście nie uprawiał, ale gdyby tak było to z pewnością nie znalazłby się nikt, kto by tym ciężkim pośmiertnym westchnieniom zaoponował. W Wielkiej Brytanii jednak nie brakuje postaci życia publicznego, które mają na tyle odwagi cywilnej, by mówić prawdę pomimo coraz bardziej uciążliwego ostracyzmu.
Brytyjski dziennikarz Jonathan Cook, specjalista w materii Bliskiego Wschodu odpowiedział wspomnianej wyżej di Giovanni, że swoim twittem daje wyraz temu czym jest „dzisiejsze dziennikarstwo”. „Nagradzani korespondenci wojenni jak di Giovanni o widmach zła jak James Le Mesurier, którzy odpowiadają za rozpętanie wojen, które ci pierwsi relacjonują, piszą, że są to zabawni goście” – to jeden z wielu krytycznych komentarzy.
Głos zabrał także Craig Murray, były dyplomata brytyjski w krajach Azji Centralnej zwrócił uwagę na fakt, iż w dniu śmierci Le Mesuriera jeden z – jak nazywa ich Catlin Johnstone – „imperialistycznych menedżerów narracji” wprowadził dziesiątki zmian na stronie na Wikipedii, która opisywała postać Le Mesuriera. Konto wikipedysty z nazwą użytkownika Philip Cross jest doprawdy znamienne i stanowi dowodny przykład tego, że euroatlantycki establishment działa propagandowo bez wytchnienia na każdym skrawku przestrzeni informacyjnej. Wyśmienity tekst na temat ekscesów jakich użytkownik (użytkownicy?) konta Philip Cross ukazał się na stronach Medium.com i Five Filters. Ot, niby taki szeregowy edytor-wikipedysta, a śledzony jest na Twitterze przez setki kont, w tym wielu dziennikarzy z The Guardian, The Times i BBC oraz innych „imperialistycznych menedżerów narracji”.
Nie żal mi ani trochę Le Mesuriera. Być może rzeczywiście w ostatnich latach targało nim sumienie, które chyba najtrudniej jest przeprogramować. Zwłaszcza jeśli ciążą na nim tak gigantyczne odważniki jak te, które mocuje doń zawodowe rozpętywanie wojen lub grzanie konfliktów na całym świecie w imię dobra imperium i jego najważniejszych satelitów. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jednak wydaje się, że jego wiedza i ewentualna psychiczna niedyspozycja stanowiły zbyt poważne ryzyko. Zwłaszcza teraz, gdy antysyryjska narracja ulega zupełnej atrofii.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
co wy ciągle z tą płaską Ziemią, prawacy? ;) jakieś kompleksy czy tęsknoty?
Takie teksty się czyta podobnie jak dowody na płaską ziemię. Autor z lubością staje w kontrze do powszechnie uznawanego poglądu, rzuca oskarżeniami bez pokrycia i lubuje się w fakcie, że nikt jego koncepcji nie podziela. I podobnie jak z teorią płaskiej ziemi, tu również jest ziarnko prawdy. Bo ziemia rzeczywiście jest płaska, jeśli pod uwagę weźmiemy własny ogródek, a nawet pobliski parking!
Za ten tekst postępowcy niezwykle tolerancyjni , z pod znaku „nie ma wolności bez solidarności”, uznają zaraz redaktora i portal za „faszystów”. Pińcet bałwochwalczych tekstów i łamiących serca „reportaży” na stronach Agory o Białych Hełmach-i co? Taki paszkwil???