To nie była manifestacja z gatunku tych, które męczą uczestników i dziennikarzy. Ciekawe przemówienia, przeplatane spontanicznymi reakcjami tłumu, atmosfera wsparcia i solidarności – to wszystko pozwoliło uczestnikom białostockiego wiecu zapomnieć, choćby na chwilę, o koszmarnych wydarzeniach ostatnich dni i przywrócić wiarę w to, że Polska może być krajem bezpiecznym, sprawiedliwym i egalitarnym.
Demonstracja „Polska bez Przemocy” miała być mocną odpowiedzią na akty przemocy ze strony skrajnej prawicy i atmosferę szczucia wywoływaną przez reżimowe media. Zandberg, Czarzasty i Biedroń zagrali odważnie, ale ryzykownie. Gdyby pierwsza wspólna inicjatywa zjednoczonej lewicy zakończyła się klęską frekwencyjną, albo gdyby doszło do kolejnych ataków skrajnej prawicy, oni ponieśliby polityczną odpowiedzialność. Sporo było jednak do wygrania. Dla wielu osób, które zjawiły się dzisiaj pod Teatrem Dramatycznym, była to szansa na odtraumatyzowanie wydarzeń z zeszłej soboty, podniesienie morale i doznanie wspólnotowości, jakże ważnej w obliczu kolejnych odsłon walki. Dla milionów Polaków i Polek, poruszonych obrazkami sprzed ośmiu dni, mógł być to sygnał, że pojawiła się siła polityczna, która jednoznacznie, bez kalkulacji wspiera ludzi walczących o prawa człowieka, sprzeciwiająca się przemocy, w tym tej homofobicznej.
W demonstracji wzięło udział grubo ponad tysiąc osób. Więcej niż podczas Marszu Równości, zaatakowanym przez nacjonalistów i kiboli. Ale to nie frekwencja okazała się największym osiągnięciem, lecz atmosfera panująca w tłumie. Są takie demonstracje, na których ręce same składają się do klaskania, a na twarzy pojawia się uśmiech. Ta była jedna z nich. Spora w tym zasługa osób, które przemawiały. Było to, co trzeba – trafne słowa i odpowiednio rozłożone akcenty emocji.
Na Marszu Równości dowiedziałam się, że jestem nie osobą, a ideologią i mam stąd wypierdalać – mówiła Joanna Głuszak, nauczycielka i aktywistka Tęczowego Białegostoku. – Tu po raz pierwszy doświadczyłam przemocy, tu dowiedziałam się, że nie jestem osobą, lecz ideologią. 70 proc. młodzieży LGBT w ciągu ostatniego roku co najmniej raz myślało o samobójstwie. Łatwo w to uwierzyć, jestem jedną z takich osób. Wstrząśnięci i ze złamanymi sercami zebraliśmy się, żeby protestować przeciwko przemocy – oświadczyła.
Katarzyna Sztop-Rutkowska z Inicjatywy dla Białegostoku zwróciła uwagę na dezinformacje, która miała na celu zniekształcenie odbioru scen przemocy.
– Chcę przeciwstawić się złu, któremu na imię homofobia. To są działania, które krzywdzą konkretnych ludzi. To rozgłaszanie kłamstw o tym, kim są osoby homoseksualne. To wreszcie fizyczna i psychiczna przemoc wobec nich. Skandalem jest, by w moim kraju żyli obywatele i obywatelki, którzy z perspektywy państwa nie zasługują na pełne życie w swoich rodzinach, z kochanymi przez siebie ludźmi, ze swoimi dziećmi. Skandalem jest, że osoby homoseksualne nie mogą bez lęku iść ulicą, trzymając się za rękę – mówiła działaczka.
Na scenie pojawił się też Bartosz Staszewski, jeden z organizatorów Marszu Równości w Lublinie; człowiek, który doprowadził do wycofania nakładu „Gazety Polskiej” zawierającego nienawistne naklejki.
– 20 lipca zostanie zapamiętany jako jeden z najgorszych dni w historii Polski. W TVP mamy, jeśli chodzi prezentowanie problemów środowisk LGBT, najgorszą goebelsowską mieszankę – zaznaczył.
Dynamikę i energię wypowiedzi zaprezentował Robert Biedroń.
– Chcemy Polski równej, solidarnej, w której nie tylko Jarosław Kaczyński z kotem będzie czuł się jak w domu, ale i chłopak i dziewczyna, i chłopak z chłopakiem, i dziewczyna z dziewczyną będą czuli się jak w domu. Jesteśmy nie do zatrzymania. Wyciągnijmy lekcje sprzed tygodnia w Białymstoku. Zmieńmy oblicze Polski. Damy radę – powiedział lider Wiosny, którego sprzed sceny oklaskiwała mama. Biedroń przyznał, że dzień, w którym oświadczył jej, że jest gejem był dla niej jednym z najtrudniejszych w życiu. W pewnym momencie zaapelował do zgromadzonych, żeby się przytulii. Przypadkowi ludzie padli sobie w ramiona, pojawiło się dużo dobrych emocji.
Kolejnego mówcę, Adriana Zandberga, były prezydent Słupska zapowiedział jako swojego przyjaciela. Jego przemówienie było napełnione hasłami pozostającymi w pamięci. – Bandytom nie wolno ustępować, bo będzie tylko strach i władza bandytów – mówił członek zarządu krajowego Lewicy Razem. – Bo jeżeli zaczniemy ustępować bandytom, jeżeli pozwolimy im wygonić uczciwych, porządnych ludzi z ulic, jeżeli pozwolimy im bić ludzi za to, że mają inną orientację seksualną i inne poglądy i inny kolor włosów, to wiecie co się stanie? Stracimy wolność. Żadnej wolności nie będzie. Będzie tylko strach i władza bandytów. Na to nie możemy pozwolić – zaznaczył Zandberg.
Włodzimierz Czarzasty rozpoczął w swoim stylu. – Nigdy nie myślałem, że będę krzyczał: Solidarność naszą drogą – przyznał. Szef SLD jako jedyny z występujących jednoznacznie uderzył w tych, którzy odpowiadają za eskalacje przemocy. Nie będziemy tolerowali nigdy tego, że ktoś dzieli nasz kraj na sorty. Nie będziemy nigdy tolerowali tego, że ktoś idzie niedaleko faszystów i mówi: my na 11 listopada byśmy niedaleko, ale nie byliśmy z nimi. My ich nie widzieliśmy. Widzieliście ich. Wiecie o tym, że urodziny Hitlera to złe rzeczy, że jak ludzie się opluwają, to złe rzeczy. Wiecie o tym, że jak ministrowie mówią o gejach, lesbijkach, że to sodomia, to złe rzeczy. Wiecie o tym, nie reagujecie. Obciążam tym kierownictwo PiS-u. Doprowadziliście do tego, że ludzie patrzą na siebie złym wzrokiem, że mówią o sobie źle – wskazywał szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Ważne słowa padły z ust Anny-Marii Żukowskiej, rzeczniczki prasowej SLD, która przeprosiła obecnych za zaniedbania na polu polityki równości podczas rządów jej ugrupowania. Oświadczyła też, że sama zalicza się do LGBT, jako osoba biseksualna, co zostało odebrane z aplauzem.
O wsparciu i solidarności mówił Brendan Fay, irlandzki reżyser, którego zdjęcia ślubnego użył w homofobicznej tyradzie w 2008 roku Lech Kaczyński, pełniący urząd prezydenta RP. – Zastąpmy nienawiść sprzed tygodnia przekazem miłości. Już teraz. Cały świat jest z wami. Musimy kochać w sposób jeszcze bardziej otwarty – powiedział gość z Zielonej Wyspy.
Pod Teatrem Dramatycznym pojawiło się sporo mieszkańców i mieszkanek stolicy Podlasia. Natalia Parzyszek, studentka przyznała w rozmowie z Portalem Strajk, że na Marszu Równości nie była, bo się bała. W niedzielę jednak przyszła, a wcześniej zainicjowała na Instagramie akcje #JestemZBiałegostoku, w ramach której zachęcała, z powodzeniem, do wyrażania poglądów otwartych i równościowych przez osoby mieszkające w jej mieście.
– Moja akcja ma na celu promowanie prawdziwego wizerunku miasta. Przez te wszystkie wydarzenia wszyscy oceniają Białystok negatywnie, a zauważyłam, że kiedy w Warszawie dzieje się coś niedobrego, to nikt nie ocenia stolicy przez pryzmat takich wydarzeń jak Marsz Niepodległości. Nie można przekreślać całego miasta z powodu małej grupy osób, które zachowują się przemocowo – wskazuje Natalia. – Większość mieszkańców Białegostoku jest przeciwko zadymom i biciu ludzi, nawet jeśli nie popierają postulatów LGBT – zauważa.
Mówienia o mieście nazioli nie lubi również Grzegorz Janoszka, działacz miejscowego okręgu Lewicy Razem. – Dzisiaj na wiecu mogliśmy zauważyć, ze Białystok nie jest miastem psedokibioców i hardkorowych katolików, tylko ludzi, którzy chcą spokoju, miłości i pokoju pomiędzy sobą – powiedział Portalowi Strajk po demonstracji. – Białystok jako symbol zacofania, zaściankowości to jest mit mocno liberalny, związany z tym, że liberałowie od zawsze dzielą Polskę na A i B, a my jesteśmy upchnięci po stronie B – wskazał aktywista.
Wśród zgromadzonych sporo było osób starszych. – Nie zgadzam się na to, co się dzieje. Nie można bić ludzi. Nie można tak się zachowywać. Jestem za prawami, za miłością i swobodą dla każdego – czy to w okularach czy bez, czy geja czy lesbijki – powiedziała pani Małgorzata, emerytka.
Uwagę zwracał również starszy mężczyzna w mundurze. – Nie mogę spokojnie patrzeć na nietolerancje i przemoc w stronę ludzi, którzy chcą tylko równych praw – powiedział Waldemar Bożański, rezerwista WP.
Demonstracja przebiegła spokojnie. Ludzie, którzy tydzień wcześniej atakowali Marsz Równości, tym razem albo zostali w domach, albo nie mogli przyjść, bo zostali przez policję zatrzymani. Nie było agresji, ani lęku, a na twarzach widać było dużo radości, ulgi, a także determinacji. Paradoksalnie, wydarzenia z 20 lipca mogą wzmocnić i nadać nowy impet ruchowi na rzecz praw człowieka. Kolejny tęczowy pochód odbędzie się w Płocku 10 sierpnia.
W pamięci zapadnie również ostatnia scena niedzielnego wydarzenia. Trzech tenorów lewicy stanęło obok siebie na scenie. Zandberg, Czarzasty i Biedroń wspólnie odśpiewali rewolucyjną pieść Bella Ciao.
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …
„Skandalem jest, by w moim kraju żyli obywatele i obywatelki, którzy z perspektywy państwa nie zasługują na pełne życie w swoich rodzinach, z kochanymi przez siebie ludźmi, ze swoimi dziećmi.”
Jedno zdanie a tyle kłamstw . Skandalem jest domaganie się prawa do adopcji, jak nigdy nie uprawiało się seksu zdolnego do uwieńczenia prokreacją. A kto zabrania im żyć w kupie razem. Nikt. Owszem bez sankcji kościelnej czy państwowej. kto im zakzuje dobierania się w pary prokreacyjne , skoro chca mieć dzieci , chowali swoje . Aaa….. wymaga pozbycia się egoizmu i współpracy z les czy inną chętna kobietą , faktycznie potworne.
Co do prawnego prawa do wpólnoty majątkowej i prawnej pełna zgoda . Ale wara od mutacji pojęcia małżeństwo
Dokładnie. Związki partnerskie jako związki materialne, z dziedziczeniem itd z wszystkimi prawami do informacji o stanie zdrowia itp popiera większość Polaków. Zresztą część z nich to będą związki hetero, znam takie osoby, które nie mogą lub nie chcą brać normalnego ślubu, ich sprawa, dziedziczenie powinni mieć zagwarantowane, a nie że jakiś pociotek w myśl prawa jest bliższą rodziną niż osoba z którą się przeżyło pół życia. I w sumie głównie po to są potrzebne małżeństwa i związki. Nikt nikomu wiązać się ani z osobą tej samej płci, ani z kotem nie zabrania. Póki się nie wyrządza innym krzywdy, jest wolnoć Tomku w swoim domku. Ale stawianie tematu „małżeństw homoseksualnych” to pomyłka, której i tak mało kto popiera. W końcu czymś się muszą te instytucje od siebie różnić.