Wydawało się, że były prezydent Brazylii Lula ma szansę wyjść z zakładu karnego i odpowiadać w swojej sprawie przed sądem apelacyjnym z wolnej stopy. To jednak byłoby zbyt niebezpieczne dla oligarchii, która przejęła władzę w największym państwie Ameryki Południowej…

Luiz Inácio Lula da Silva fot. Wikimedia Commons

Sąd pierwszej instancji skazał idola brazylijskich robotników i biedoty, byłego prezydenta i lidera sondaży przed nadchodzącymi wyborami, na 12 lat i jeden miesiąc więzienia za „pasywną korupcję” i pranie brudnych pieniędzy. Uznano, iż przyjął od potężnego koncernu budowlanego trójpoziomowy apartament w zamian za zagwarantowanie państwowych kontraktów. „Dowody” w sprawie zakrawały na farsę: Lula nigdy nawet nie był w przedmiotowym mieszkaniu, prokuraturze nie udało się przedstawić żadnych innych poważnych argumentów świadczących o jego skorumpowaniu. U rządzącej oligarchicznej prawicy przeważyła jednak chęć wyeliminowania byłego prezydenta z walki wyborczej. Były prezydent odwołał się od wyroku, ale sędzia Sergio Moro, słynny „pogromca korupcji”, wydał nakaz natychmiastowego stawienia się przez niego w zakładzie karnym. Lula polecenie wykonał, chociaż robotnicy i aktywiści związku metalurgów (w tej branży pracował swojego czasu późniejszy polityk) byli gotowi zapewnić mu schronienie.

Wydawało się, że wniosek adwokatów Luli, by mógł on czekać na sprawę apelacyjną na wolności, zostanie mimo wszystko przyjęty – tak orzekł prowadzący sprawę sędzia Rogerio Favreto z Federalnego Sądu Regionalnego 4 Regionu Porto Alegre. Nieoczekiwanie do sprawy wtrącił się Sergio Moro, który obecnie przebywa na urlopie i nie ma związku ze sprawą zwolnienia Luli. Moro oznajmił, że Favreto… nie ma kompetencji, by zdecydować o zwolnieniu lewicowego polityka. Favreto nie poddawał się i wydał kolejną decyzję, w której stwierdził, iż nie tylko Lula ma wyjść za mury zakładu karnego, ale że ma się to stać natychmiast – w ciągu godziny.

Wtedy jednak do sprawy włączył się przewodniczący Federalnego Sądu Regionalnego 4 Regionu, oznajmiając, że sprawa… wraca do innego składu orzekającego, a Lula ma pozostać za kratami. Trudno nie zgodzić się z obrońcami byłego prezydenta i aktywistami jego Partii Pracujących, gdy ci nazywają taki przebieg wypadków farsą i argumentują, że Brazylii ma miejsce parodia wymiaru sprawiedliwości, w której, jak powiedzieli prawnicy, sędzia Moro, prokuratorzy i policja „działają jak monolityczny blok”. Zarzuty takie można było usłyszeć na wczorajszych demonstracjach w obronie Luli, także przed budynkiem sądu, gdzie odbywały się posiedzenia dotyczące go.

– Społeczeństwo ma prawo poznać propozycje Luli w sprawie wyprowadzenia kraju z głębokiego kryzysu, wypowiedziane jego własnym głosem. Propozycje, które przywrócą kraj na drogę demokracji, sprawiedliwości społecznej, budowania równości – czytamy w oświadczeniu Partii Pracujących. Problem tylko w tym, że tych propozycji boją się jak ognia obecne władze. I zrobią wszystko, by Lula ich jednak nie wypowiedział.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…