W policji narasta bunt – informuje „Rzeczpospolita”. Według dzienników, funkcjonariusze zwożeni do stolicy w celu tłumienia demonstracji są coraz bardziej rozżaleni i zdarzają się przypadku odmowy wyruszenia na akcje.

W minionym weekend w Warszawie odbyły się protesty osób, które uważają, że pandemia to spisek, a obostrzenia epidemiczne – nieuzasadnionym prześladowaniem obywateli. Trzon demonstracji stanowili sfrustrowani przedsiębiorcy, zwolennicy skrajnej prawicy oraz osoby mające problem z podatnością na teorię spiskowe. Podczas sobotniego protestu, policja wezwała do rozejścia się, a tłum odpowiedział kamieniami i petardami. Przez chwilę mundurowi byli w popłochu. W porównaniu ze Strajkiem Kobiet, przedstawianym przez rządowe źródła jako pełen przemocy, ostatnia demonstracja była znacznie bardziej naznaczona agresją skierowaną w stronę policjantów.

Dziś „Rzeczpospolita” podaje, że część funkcjonariuszy odmówiła wyjazdu na akcje, pozostając w jednostce.

„Czara goryczy przelała się po tzw. Marszu o Wolność w ubiegłym tygodniu. Po powrocie policjanci z prewencji jednego z największych garnizonów zastrzegli przełożonemu, że już więcej do stolicy na tłumienie protestów nie pojadą. A jeśli ich wyznaczy, masowo pójdą na L4” – mówi rozmówca „Rz”.

Z artykułu wynika, że opór stawiają policjanci, który dopiero co ukończyli trzymiesięczny kurs w ośrodku w Piasecznie. To właśnie oni nie mają szczególnej ochoty na pracę w niebezpiecznych warunkach.

– Najczęściej koszarują nas w jednym z hoteli na dolnym Mokotowie – opisuje w rozmowie z „Rz” policjant z Katowic, który w zabezpieczaniu protestów w Warszawie brał udział kilkanaście razy. – Zdarza się, że nie ma przerwy i tylko od kaprysu dowódcy zależy, czy podczas protestu uda się skorzystać z toalety lub zjeść kanapkę. Nie wszystkie manifestacje są pokojowe. Zdarzają się protesty, podczas których jesteśmy atakowani, rzucani kamieniami i petardami. Kiedy dostajemy rozkaz tłumienia protestu, trzeba się nabiegać, by zatrzymywać kolejne osoby, a przy bliższym kontakcie i tak dużej liczbie chorych łatwo się zakazić – dodaje mundurowy.

O tym, że nie wszyscy policjanci są zmotywowani do pacyfikacji protestów mówiło się też podczas protestów Strajku Kobiet, kiedy to podczas jednego z marszy w Krakowie część funkcjonariuszy opuściła tarcze i maszerowała razem z demonstrantami.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…