Od kilku dni kierowcy i motorniczy Miejskich Zakładów Komunikacyjnych w Bydgoszczy protestują i walczą o zarobki, które umożliwią im przeżycie na choćby podstawowym poziomie.
Kierujący autobusami i tramwajami w Bydgoszczy walczą o godziwe zarobki. Przy obecnej inflacji i skokowych wzrostach cen to, co obecnie otrzymują na rękę nie wystarcza praktycznie na nic. Od 11 dni walczą o godne życie strajkując. Wiele pojazdów nie wyjeżdża na swoje zwykłe trasy. Mieszkańcy wielu bydgoskich dzielnic są odcięci od możliwości dojazdu do pracy czy po prostu do centrum miasta. Ludzie są zirytowani, ale jak twierdzi portal wyborcza.pl, rozumieją żądania kierowców. Sami mają wiele krytycznych uwag pod adresem komunikacji miejskiej w Bydgoszczy.
Władze miasta uznają protest pracowników MZK za nielegalny. Argumentują, że nie wyczerpano procedury przewidzianej w przepisach o prowadzeniu sporów zbiorowych, a prezydent miasta, Rafał Bruski skierował zawiadomienie do prokuratury.
Protestujący argumentują, że to nie jest strajk, a bunt. Spontaniczny i nieorganizowany. Przytaczają dane o swoich zarobkach. Rozpoczynający prace otrzymują 2,5 tys. zł na rękę. To głodowe zarobki. Ratusz kontrargumentując twierdzi, że średnio otrzymują około 5,5 tys. zł. Nie wspomina jednak, że jest to liczone z nadgodzinami, które muszą brać pracownicy, by jakoś związać koniec z końcem. Protestujący żądają poprawy warunków pracy i 1000 zł podwyżki, jednak władze miasta nie chcą się na to zgodzić.
W niedziele na bydgoskim rynku zgromadzili się protestujący i związkowcy z całej Polski, by wyrazić swą solidarność. Niedzielny wiec poparcia udowodnił, że protestujących wspierają różne związki zawodowe z całej Polski, w tym Związek Zawodowy Pracowników Komunikacji Miejskiej w RP, ogólnopolskie Forum Związków Zawodowych, Inicjatywa Pracownicza, związek zawodowy Ad Rem i wiele innych.
Protest w Bydgoszczy wciąż trwa.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…