Na feministycznych grupach na portalach społecznościowych często pojawiają się posty o treści „Hej dziewczyny, potrzebna tabletka. Nie dla mnie oczywiście, dla koleżanki pytam”. „Koleżanka jest w trudnej sytuacji, ważna anonimowość, pomóżcie, liczy się czas” „Siostry, jest sprawa, koleżanka wpadła, na cito potrzebna tabletka- Kraków”. Dla koleżanki przecież, nie dla mnie. Wiadomo.

Dzisiaj nie ma „normalnej” drogi, żeby zdobyć „pigułkę 72h po” albo tabletkę wczesnoporonną. Sytuacja, kiedy idziesz do lekarza i mówisz, że jesteś w niechcianej ciąży, lekarz wypisuje receptę na odpowiedni środek, a ty realizujesz ją w najbliższej aptece, nie istnieje. Trzeba szukać na czarnym rynku w Internecie, albo pisać do zagranicznych fundacji zajmujących się bezpieczną aborcją. Aborcyjny Dream Team doskonale robi swoją robotę, ale i tak procedura jest dłuższa i trudniejsza, niż sobie wyobrażałam, a tabletka kosztuje 300 złotych. Przyślą ją do ciebie pocztą z zagranicy, więc trzeba mieć się na baczności, kto w twoim domu odbiera listy.

Posty z prośbą o pomoc nie zostaną zignorowane. Sieć sióstr pomaga, działa szybko i sprawnie. Odpowiedzi są konkretne – podają strony organizacji, numery telefonów, dzielą się swoimi „zasobami”, a szczegóły omawiane są już w wiadomościach prywatnych. Pojawia się niesamowicie dużo słów wsparcia. „Trzymaj się”, „Jesteś dzielna”, „Czego potrzebujesz?”, „Jeśli będziesz z tym sama, przyjechać do ciebie?” To wszystko piszą do siebie zupełnie obce dziewczyny, z czułością i zaangażowaniem. Siostry w nieszczęściu. Aborcyjna partyzantka. Koło gospodyń ogarniaczek.

Wszystko dzieje się szybko. Pod zapytaniem o pomoc w ciągu kilkunastu minut pojawia się aktualizacja: „ Ogarnięte, dzięki”. Kolejne życie uratowane. Bo chcemy całego życia, pamiętacie?

Akcja dzieje się jak w podziemiu, w totalnej konspiracji, chociaż wszystkie piszą pod nazwiskami. Czuć zagrożenie płynące ze wszystkich stron na raz. Potencjalna ciąża, wstyd, że ktoś zobaczy, rozpozna, doniesie, oceni. Współudział w zbrodni. Atmosfera strachu jest wszechobecna. Poczucie zagrożenia, wynikające z trudności w zdobyciu pomocy, potęgują stres związany z potencjalną ciążą, a bywa, że i policja zapuka do drzwi. Niedawno Aborcyjny Dream Team ostrzegał przed handlarzami, którzy nielegalnie sprzedają leki, w tym tabletki wczesnoporonne w internecie – jeśli niebacznie przekażesz im swoje dane, to w razie wpadki natychmiast stają się dostępne dla organów ścigania. A wpadki zdarzają się często, jak wiadomo. Bywa, że osoba, która kupiła leki, jest wzywana na policję w celu złożenia wyjaśnień, skąd, od kogo, co kupowała i dlaczego? Przerwanie ciąży przez kobietę nie jest jeszcze karane, ale jesteśmy na dobrej drodze.

Kto nam to zrobił i dlaczego? Dlaczego to państwo zabiera nam w najlepszym wypadku przyjemność, a w najgorszym życie? Stojąc tuż za plecami, chuchając w kark, jak obleśny dziad w autobusie, zagląda nam do łóżek?

Siostry w Internecie są jak Vera Drake, o których jeden powie: zabójczynie, a drugi: zbawicielki. Ta sieć samopomocy kobiet była od zawsze. Mimo zakazów, społecznego piętna i strachu przed konsekwencjami, kobiety zawsze znajdowały oparcie i pomoc u innych kobiet. Dawniej chodziły do szeptunek, znachorek, czarownic, potem pielęgniarek i lekarek. Dzisiaj piszą po pomoc do sióstr w Internecie. Bo aborcja była, jest i będzie potrzebna. Kolejne zakazy wprowadzane przez rząd tylko mobilizują partyzantki do samopomocy. Aborcyjny Dream Team w ciągu kliku dni zebrał ponad milion złotych na swojej zbiórce, co pokazuje, jak niezbędne są ich działania, i jak dużym kredytem zaufania się cieszą.

Ale przecież nie chcemy schodzić do podziemia, nie chcemy się bać, nie chcemy szeptać, przemykając się nocą do chatki czarownicy, która nam poda magiczną miksturę wybawienia. Chcemy, żeby ta cała konspiracja nie była w ogóle potrzebna. Żeby wreszcie zaistniała ta wymarzona, komfortowa i bezpieczna sytuacja, kiedy możemy po prostu pójść do lekarza i poprosić o tabletki albo zabieg i nikt nam tego nie odmówi. Chcemy być wreszcie obywatelkami w wolnym kraju, a nie partyzantkami w oblężonym mieście.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …