Zachęcanie 8-10 letnich dzieci do palenia papierosów, aby nie czuły głodu, poniżanie psychicznie, bicie i molestowanie – tego doświadczyli uczniowie i uczennice prestiżowej szkoły baletowej w Wiedniu. Okazuje się, że w Polsce edukacja baletowa i warunki pracy również są naznaczone patologią.

Przykład austriacki jest wyjątkowo drastyczny. Jako pierwszy o skandalu w szkole baletowej przy Operze Wiedeńskiej napisał w kwietniu „Falter”. Na jaw wyszły metody rodem z XIX wieku. Uczniowie i baletnice skarżyli się na przemoc fizyczną ze strony nauczycieli, którzy chcieli w ten sposób zmotywować ich do bardziej intensywnej pracy i kontroli diety. Dzieci były również ciągnięte za włosy i pozbawiane godności.

Publikacja wywołała społeczne oburzenie, co skłoniło rząd do przeprowadzenia śledztwa i przygotowania raportu. Dzięki temu opinia publiczna dowiedziała się o jeszcze bardziej drastycznych praktykach. Uczniom szkoły baletowej w wieku 8-10 lat zalecano m.in. palenie papierosów, aby nie odczuwały głodu. Do dzieci zwracano się także, używając ich rozmiaru ubrań zamiast imion, co miało wywołać w nich poczucie winy.

Opera Wiedeńska, próbując ratować reputację, wydała oświadczenie, w którym poinformowała, że dobro uczniów jest dla niej „najwyższym priorytetem”. Teatr zluzował również obciążenie zajęciami, wprowadził naukę odpowiedniej diety, tak aby organizmy nie były wyniszczane, a także zatrudnił psychologów do stałej opieki nad adeptami.

O tym, że stawianie się baletnicą jest drogą naznaczoną cierpieniem mówi w rozmowie z Portalem Strajk Zuzanna, była baletnica. – Zajęcia pochłaniały całe moje dzieciństwo. Trwały codziennie od 8:00 do 20:00, również w soboty – przyznaje.

Zuzanna mieszkała w internacie, co wiązało się z dodatkowymi ograniczeniami. – Wychowywano nas w duchu ciągłej rywalizacji. Nie tylko w tańcu czy sprawności fizycznej. Walka między nami miała trwać również w nauce. Niektórzy nie wytrzymywali presji, ich psychika nie była w stanie tego znieść – wspomina.

Okres nauki wspomina też jako naznaczony samotnością. – W szkole nie było miejsca na przyjaźń, były rywalki, nie koleżanki. W teatrze zresztą jest podobnie, choć zdarzają się wyjątki – mówi była baletnica.

Zuzanna doznawała psychicznego terroru ze strony nauczycielek. – Idąc na zajęcia czułam strach i lęk. To było poczucie niepewności – czy ta kobieta znów będzie dziś stała nade mną, wypowiadając te upokarzające słowa? – relacjonuje, dodając, że są to wspomnienia tak traumatyczne, że nie jest w stanie tego powtórzyć.

– W Teatrze nie ma miejsca na indywidualność. Nie możesz się wyróżniać. – wspomina Zuzanna. – Od pedagożki dostałam reprymendę po spektaklu, bo uśmiechałam się podczas widowiska, a także po jego zakończeniu, przy ukłonach. Usłyszałam, że to głupio wygląda, bo reszta tancerek się nie uśmiecha.

Najgorsza była jednak kontrola wagi. Zuzanna wspomina, że ograniczała jedzenie do minimum. – Jedzenie po próbach, czy podczas przerw było bardzo źle widziane. Kiedyś zauważono, że minimalnie przytyłam. Pedagożka rozmawiała ze mną codziennie, mówiąc, że czeka na wyniki mojej diety, bo nie widać na razie bym schudła  Jednocześnie próbowała udawać koleżankę, zapewniając, że sama wie jak trudno jest zrzucić kilogramy. Ta sama kobieta doprowadziła do anoreksji dwie baletnice, jedna z nich dziś już nie tańczy.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Ależ nikt nikogo nie zmusza do chodzenia do szkoły baletowej! Demokracja jest, można chodzić do innej szkoły.

    1. Owszem, zmusza. Kiedyś byłem świadkiem takiej sceny. Przed wejściem do szkółki językowej chłopiec ok. 10-11 lat głośno wyrażał sprzeciw, by go zapisać na popołudniowy kurs. Na to ojciec: masz do wyboru – albo będziesz chodzić, albo dostaniesz wpier*ol i też będziesz chodzić.

  2. I cóż w tym nadzwyczajnego? Takie są zasady nie tylko szkółek baletowych czy sportowych, ale także pracy w korporacjach. W tej grze uczestniczą dwie strony: „kaci” i „ofiary”. Z tym, że obie strony zdają sobie sprawę, że albo poddadzą się tym rygorom, albo godzą się na byt w III lub IV lidze.

    1. To nadzwyczajnego, że takie zasady są chore. To jest patologia, której nie można usprawiedliwiać faktem, że ma ona miejsce też gdzie indziej. Zwłaszcza że rzecz dotyczy dzieci, które nie mogą same o sobie decydować, a w korporacjach pracują dorośli ludzie, którzy mają różne możliwości, aby się temu sprzeciwić (a w ostateczności się zwolnić).

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…