„Do buntu popycha – powiem brutalnie – wzgląd estetyczny w postaci odruchu wymiotnego. Jak się patrzy na pewien układ stosunków społecznych i człowiek na to reaguje niemożliwym do zniesienia obrzydzeniem, wewnętrznym musem sprzeciwu – ja to też nazywam chuligaństwem – i jeśli się czuje na widok ludzi poniewieranych albo zmuszanych do fałszu, zmuszanych do zakłamania, na widok miłościwie panującej – albo w dawnym, albo w obecnym ustroju – obłudy…Jeśli człowiek ma poczucie, że tego się nie da znieść, to wtedy zostaje lewicowcem… albo buntownikiem – jak kto woli”.

Autor tych słów odszedł równo dwa lata temu, pozostawiając po sobie piękną historię i wiele cenionych na całym świecie prac naukowych, ale również (przede wszystkim!) przesłanie. Był prawdziwym buntownikiem – rebeliantem z krwi i kości. W czasach PRL nie bał się występować w obronie robotników, nie bał się konfrontacji z partyjną wierchuszką, nie bał się więzienia, internowania, inwigilacji i wszelakich form represji, jakie stosowała wobec niego władza.

W czasach III RP nie bał się mówić rzeczy niepopularnych, interweniować w sprawach zwykłych ludzi, krytykować kapitalistycznych bożków.

Nie bał się być lewicowcem w kraju, w którym lewica została skazana na wiekuistą marginalizację i neoliberalizację własnej linii programowej. Dziś lewica na nowo buduje swoją tożsamość i w końcu odkleja się od przyszywanych sojuszników „demokratycznej” prawicy. Jej główny elektorat stanowią ludzie młodzi, którzy nie dadzą się już nabierać na neoliberalne czary – i właśnie dziś takie postacie jak Karol Modzelewski powinny trafiać na lewicowe sztandary.

Karol Modzelewski urodził się 23 listopada 1937 roku w Moskwie, w apogeum stalinowskich czystek. Wielu członków jego rodziny doświadczyło represji ze strony władz ZSRR. Praktycznie całe jego dzieciństwo jawiło się jako nieustanna ucieczka, ciągły stan zagrożenia. Do Polski wraz z rodziną przybył w 1945 roku i dopiero też wtedy zaczął uczyć się języka polskiego.

Historia rzuciła go w swój najbardziej rwący nurt, okres gwałtownych przemian, wybuchów bomb, rozpaczy i radości. Z jednej strony był to czas terroru i upadku starego świata, a z drugiej – okres odbudowy i nadziei na lepsze jutro. Łatwo więc zrozumieć, że pragnienie zrozumienia dziejącej się wokół tak burzliwie rzeczywistości pchało młodych ludzi do studiowania historii. Modzelewski był jednym z nich, lecz specjalizacja, która obrał, dalece odbiegała od dziedzin uchodzących za najatrakcyjniejsze. Jego mediewistyka – dyscyplina zajmująca się epoką średniowiecza – wymaga od badaczy niezwykłej pokory, rzetelności i wyobraźni. Ponadto, Modzelewski nie zajmował się wyłącznie losami królów i rycerz. W swoich najważniejszych pracach poświęcał wiele uwagi tym, o których estymowani historycy często zapominali. Najważniejsze rozprawy Modzelewskiego to: „Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej”, „Organizacja gospodarcza państwa piastowskiego” i „Barbarzyńska Europa”. Za ostatnią z nich w roku 2007 otrzymał Nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, najważniejszej nagrody naukowej w tym kraju.

Natomiast za swoją autobiografię „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca” – w 2014 odebrał Nagrodę Literacką „Nike”. W książce tej mierzy się z trudną przeszłością, rozlicza samego siebie, III RP, okres przemian oraz RPL. Pisze:

„Wśród ideałów najważniejsza była bez wątpienia równość. W dziejach europejskiej kultury jest to jedna z wartości założycielskich – od chrześcijańskich korzeni poprzez środkowy człon triady z czasów rewolucji francuskiej aż po socjalistyczne i komunistyczne utopie, których realizacją mieniła się być stalinowska dyktatura.

Przyznać trzeba, że Polska Ludowa, choć nie dorastała do ideału, znacznie zmniejszyła rozpiętość dochodów i zwiększyła ruchliwość społeczną, dając środowiskom od dawna upośledzonym perspektywę awansu.

Było to dostrzegane i akceptowane także przez ludzi niechętnych komunizmowi. Wysoki był też poziom aprobaty dla powojennych decyzji zmieniających – w imię egalitaryzmu – stosunki własnościowe w gospodarce: reformy rolnej oraz nacjonalizacji przemysłu i banków. W latach 1980-1981, gdy zgłaszano rozmaite żądania często nie krępując się wymogami realizmu, nie pojawił się w ogóle postulat reprywatyzacji mienia przejętego przez państwo lub rozdzielonego miedzy chłopów na mocy dekretów z lat 1944-1946. Taki postulat nie mieściłby się ludziom w głowie, ponieważ nie mieścił się w horyzoncie aksjologicznym polskiego społeczeństwa. Wielka „Solidarność” była ruchem egalitarnym i kolektywistycznym”.

Modzelewski w młodości zapisał się do Związku Młodzieży Socjalistycznej i udzielał się w strukturach PZPR. Niezbyt długo, gdyż z obu organizacji został wyrzucony w roku 1964 za publikację (wraz z Jackiem Kuroniem) „Listu otwartego do partii”, w którym mocno krytykował linię polityczną PZPR. W konsekwencji usunięto go również ze studiów doktoranckich, wyrzucono z pracy i skazano na 3 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności. W roku 1968 był jednym z organizatorów strajków studenckich, za co również została skazany na trzy i pół roku odsiadki. Podczas strajków w 1980 wstąpił do „Solidarności” (był pomysłodawca nadania związkowi tej nazwy) i został jej pierwszym rzecznikiem prasowym. We wrześniu 1982 znów trafił do aresztu. W czasach PRL za kratami przesiedział łącznie prawie 9 lat.

Jako jeden z niewielu opozycjonistów podchodził sceptycznie do układu opozycji z PZPR-owcami i klerem.

Choć zgodził się uczestniczyć w pracach redakcyjnych nad preambułą dokumentu końcowego z okrągłego stołu, to w samych obradach nie uczestniczył. Mocno krytykował neoliberalizm i „terapię szokową” Balcerowicza. To, co inny opozycjonista i profesor UW, Marcin Król, orzekł w 2015 (w książce opatrzonej popularnym sloganem „Byliśmy głupi”), Modzelewski przewidywał jeszcze w latach 90. Państwo, które pozostawia obywateli samych sobie, państwo, które nie dba o słabszych, które nie stwarza swoim obywatelom godnych warunków egzystencji, które zadowala się łechtaniem bogaczy i własnych elit – takie państwo może liczyć jedynie na rozczarowanie i gniew obywateli. Na kilka lat przed śmiercią Modzelewski powie:

„Dopóki się nie zdobędzie na oryginalność, a tym samym na niepoprawność, jakaś istniejąca, silna lewica w Polsce, to dopóty tak będzie, że ludowy ból, frustracja i gniew będą się artykułować we frazesie faszystowskim bądź faszyzującym”.

Karol Modzelewski zmarł 28 kwietnia 2019 roku w Warszawie.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…