Kilka dni temu media amerykańskie i światowe podały szokującą dla wielu wiadomość – demonstranci w amerykańskim mieście Seattle przejęli kilka przecznic, opanowali ratusz, wznieśli barykady, eksmitowali policjantów i ogłosili powstanie Autonomicznej Strefy Wzgórza Kapitol (CHAZ), domagając się rozwiązania policji i dymisji władz miasta.

Dla tych po lewej stronie, nowy twór jest nadzieją na lepszą przyszłość, nawet jeśli zostanie za chwilę zgładzony. Prawicowcy z kolei straszą anarchią i komunistyczną rewolucją, która jakoby ma się właśnie rozgrywać na ich własnych oczach, och, jakże by chciała dusza do raju!

Czym jest „rewolucja” w Seattle?

Stolica stanu Waszyngton położonego w północno-zachodniej części USA uchodzi za miasto mocno lewicowe. To tutaj w 1999 roku doszło do gwałtownych protestów w czasie szczytu Światowej Organizacji Handlu (WTO), które zapoczątkowały ruch antyglobalistyczny, później nazwany alterglobalistycznym, by odróżniać się imiennie od prawicowej szajby, która chętnie piętnuje globalistów i nazywa się właśnie antyglobalistyczną.

Jednak „lewicowość wpisana w charakter miasta” i postępowość jego władz to tylko puder, za którym kryją się dziesięciolecia dyskryminacji Indian, Afroamerykanów, trwającej do dziś drastycznej dysproporcji w dochodach, biedy i niesprawiedliwości. Żeby zrozumieć, co się obecnie dzieje w Seattle, trzeba przyjrzeć się nieco jego historii.

Amerykański kapitalizm osadników-kolonialistów

Herb Seattle, źródło: Wikipedia.

Historia Seattle zaczyna się w połowie XIX wieku wraz z kolejną falą tak zwanej gorączki złota. To wtedy miasto założyli biali osadnicy. Jego rozwój od samego początku odbywał się kosztem rdzennych mieszkańców Ameryki. 7 lutego 1865 roku Rada Miejska w Seattle podjęła uchwałę zakazującą rdzennej ludności osiedlania się w granicach miasta, z wyjątkiem tych osób, które były w nim zatrudnione i biali zgadzali się zameldować je u siebie. Hipokryzja tej obrzydliwie rasistowskiej uchwały jest tym większa, że miasto swoją nazwę zawdzięcza imieniu wodza okolicznych plemion Duwamish i Suquamish, zwanego Chief Seattle (Wódz Seattle). Jego podobizna stanowi nawet herb miasta.

W mieście w II dekadzie XX wieku osiedlił się nie kto inny jak William Edward Boeing. Jego firma, która rozrosła się do gigantycznych rozmiarów znana jest opinii publicznej głównie z produkcji samolotów cywilnych; w rzeczywistości jest to przede wszystkim koncern zbrojeniowy – jeden z najważniejszych fundamentów tak zwanego kompleksu przemysłow0-zbrojeniowego Przed wpływami jego lobbystów ostrzegał ongiś prezydent Eisenhower. Przysłowiowy pierwszy milion Boeing zarobił na rządowych kontraktach w czasie I wojny światowej.

Boeing, zdeklarowany rasista, zadbał o to, żeby w zamieszkanej przez niego dzielnicy nikt nie mógł kupić nieruchomości, kto nie był biały. Afroamerykanie, którzy stanowili mniej niż 10 proc. mieszkańców miasta, mogli w zasadzie osiedlać się tylko w jednej dzielnicy – Central District. Ale w ostatnim dziesięcioleciu, w miarę postępującej gentryfikacji, są wysiedlani nawet stamtąd.

W mieście do dziś panuje drastyczne rozwarstwienie społeczne. Wartość gospodarstwa domowego przeciętnego białego w 2019 roku wyniosła 456 tys. dolarów, podczas gdy majątek przeciętnego Afroamerykanina to zaledwie 23 tys. dolarów.

Seattle zajmuje trzecie miejsce wśród miast w USA pod względem liczby bezdomnych. W całym stanie Waszyngton jest ponad 40 000 bezdomnych dzieci.

Największym pracodawcą w całym regionie jest Amazon (stosunkowo niedawno zdetronizował Microsoft, koncern Billa Gatesa) zatrudniający ponad 53,5 tys. pracowników. Amazon dyktuje warunki w mieście, wspierając kampanie wyborcze tych kandydatów, których zwycięstwo jest gwarancją, że ów potentat nie zostanie bardziej opodatkowany.

Próbę taką Rada Miasta Seattle podjęła w 2018 roku, wprowadzając podatek od dużych korporacji, ale po miesiącu, w wyniku agresywnej kampanii sfinansowanej przez plutokrację, ugięła się i go uchyliła.

Nie można także nie wspomnieć o wielkim strajku generalnym, który wstrząsnął całymi Stanami i rozpoczął epokę demonizowania socjalizmu, zwaną w historiografii okresem Red Scare (w dosłownym tłumaczeniu – czerwony postrach). 65 tys. pracowników odmówiło podjęcia pracy w dniach od 6 do 11 lutego 1919 roku, po dwóch latach aktywnego udziału USA w pierwszej wojnie światowej. Zbuntowani robotnicy żądali nie tylko podwyżek płac i polepszenia warunków pracy, ale również domagali się udziału we władzy. To doprowadziło ówczesną elitę do obłędu. Rząd i media wszczęły nieprawdopodobną kampanię propagandową ukazując strajkujących jako agentów bolszewizmu i próbę obalenia amerykańskiej państwowości, tudzież jej instytucji. Już wówczas wskazywano Rosję jako inspiratora działań podjętych przez amerykańskich związkowców, zwłaszcza po tym, jak dokerzy odmówili w trakcie strajku załadunku transportu broni przeznaczonego na wsparcie rosyjskich białych, pogrobowców caryzmu. Największą rolę odegrały wówczas AFL (Amerykańska Federacja Pracy) i IWW (Robotnicy Przemysłowi Świata). Z tego okresu pochodzi słynna grafika przedstawiająca wielką pięść ze zrośniętych rąk robotników przemysłowych.

Otwarcie prokorporacyjna i wroga aktywistkom burmistrzyni

Wywodząca się z Partii Demokratycznej burmistrzyni Seattle Jenny Durkan przedstawiana jest w polskich mediach związanych z prawicą jako polityczka lewicowa (jeśli nie lewacka). W rzeczywistości swoje stanowisko zawdzięcza Amazonowi, który w 2017 roku przelał na konto jej komitetu wyborczego 350 tys. dolarów w ramach legalnej politycznej korupcji i swoistego kupowania kandydatów, którzy zadeklarują, iż po swoim zwycięstwie nie będą próbowali opodatkować giganta.

Durkan, zanim została burmistrzynią, była amerykańską prokuratorką, która ściśle współpracowała z policją w Seattle oraz z FBI przy infiltracji środowisk miejskich aktywistów.

Jej rola już jako burmistrzyni w pierwszych dniach protestu również jest dwuznaczna. Członkowie rady miejskiej Seattle – Kshama Sawant i Teresa Mosqueda, zarzucają jej, iż to ona jest odpowiedzialna za brutalne tłumienie przez policję protestów w pierwszych dniach ich trwania i wzywają ją do rezygnacji ze stanowiska.

Mieszkańcy są głęboko nieufni w stosunku do policji

Policja w Seattle była wielokrotnie oskarżana przez miejskich aktywistów o przyzwolenie na używanie brutalnej przemocy wobec osób demonstrujących na ulicach miasta. Szczególnie wobec mniejszości – Afroamerykanów i Latynosów. W mieście nie brakuje incydentów sprowokowanych przez policjantów, jakich pełno w innych regionach USA.

W 2016 roku policja w Seattle zastrzeliła Che Taylora, który w chwili aresztowania nie miał przy sobie broni. Odpowiedzialni za zabójstwo oficerowie policji nie ponieśli za nie odpowiedzialności. Jakby tego było mało, pozwali radną miejską Kshamę Sawant za jej słowa, iż było to morderstwo.

W 2017 roku śmierć z rąk policji poniosła ciężarna Charleena Lyles. Zabójstwo miało miejsce w jej domu na oczach jej czwórki dzieci. Wywołało to oburzenie i protesty w całym Seattle. W odpowiedzi policja użyła gazu łzawiącego wobec tłumu domagającego się sprawiedliwości.

Policja w Seattle często jest także wzywana do brutalnego rozpędzania obozowisk bezdomnych, przeciwko czemu protestuje organizacja Stop the Sweeps Seattle.

Policyjna furia i tsunami przemocy wobec opłakujących śmierć Floyda

Od początku protestów, które wybuchły po zabójstwie George’a Floyda, policja w Seattle używa gazu łzawiącego przeciwko protestującym, nawet wtedy, kiedy w tłumie są dzieci. 31 maja jeden z mieszkańców opublikował na portalu społecznościowym YouTube klip wideo z płaczącym dzieckiem, któremu demonstranci próbują pomóc po tym, jak gazował je policjant.

Dane osobowe funkcjonariusza policji, który skrzywdził dziecko, nie zostały ujawnione. Nie poniósł on również odpowiedzialności.

Inny protestujący został brutalnie aresztowany za rzekome stukanie rowerem w policyjny samochód. Incydentów z poszkodowanymi demonstrantami, którzy rzekomo sprowokowali funkcjonariuszy, jest więcej.

Zabawy z Photoshopem i nawała prawicowej propagandy

Warto poświęcić trochę uwagi narracjom propagandowym chętnie rozpowszechnianym przez korporacyjne media. Tym razem prym wiedzie FoxNews, ulubiona stacja Donalda Trumpa i jego akolitów oraz niemałej rzeczy republikańskich wyborców. Znana jest głównie z bardzo brutalnego agit-propu, zbliżonego jakością do polskiego wSieci i podobnych tytułów.

Niedawno Mark Joseph Stern, stosunkowo dobrze znany dziennikarz zajmujący się głównie niuansami prawnymi, ujawnił, że prawicowa gadzinówka FoxNews ordynarnie fałszuje przekaz z opanowanej przez protestujących strefy CHAZ w Seattle, dodając w programie służącym do edycji grafiki, do zdjęcia zrobionego przy jej granicy mężczyznę w uniformie i z długą bronią.

FoxNews zamieścił zmanipulowane zdjęcia na swojej stronie internetowej. Fałszerstwo stacji zostało jednak szybko wykryte. Fejkowy strzelec znajduje się na dwóch różnych zdjęciach. Na jednym z nich jego lewe ramię zostało nienaturalnie odcięte w linii prostej od barku do łokcia.

Odkąd powstała strefa wolna od policji w Seattle po tym, jak burmistrz miasta Jenny Durkan otworzyła ratusz dla demonstrantów, prawicowi politycy z Donaldem Trumpem na czele oraz wspierające go media robią wszystko, by zohydzić protestujących w tym mieście w oczach amerykańskiej opinii publicznej. Posuwają się przy tym do kłamstw i manipulacji, sugerując, że Autonomiczną Strefę Wzgórza Kapitol opanowały uzbrojone w karabiny maszynowe bojówki Antify, a w jej części szerzy się przestępczość i bezprawie.

„Ciekawe, że z jednej strony osobowości medialne Fox News dowodzą, że mężczyźni publicznie pokazujący się z bronią szturmową nie są dla nikogo zagrożeniem, z drugiej strony cyfrowo dodają człowieka wymachującego bronią, aby strefa autonomiczna wydawała się bardziej groźna i przerażająca” – stwierdził Mark Joseph Stern.

Te nieprawdziwe informacje wykorzystywane są potem przez prezydenta Trumpa w jego krucjacie przeciwko zbuntowanym obywatelom, którzy protestują przeciwko policyjnej i instytucjonalnej przemocy oraz dyskryminacji.

„Odzyskajcie natychmiast swoje miasto. Jeśli tego nie zrobicie, zrobię to ja. To nie zabawa. Tych okropnych anarchistów trzeba jak najszybciej powstrzymać” – woła Donald Trump, wzywając wzywając gubernatora stanu Waszyngton Jaya Inslee i burmistrz Seattle do podjęcia zdecydowanych kroków, aby „przywrócić porządek w mieście”. Oboje polityków wywodzących się z Demokratów nie mają na razie ochoty tego uczynić.

„Wracaj do swojego bunkra” – odpowiada mu Jenny Durkan.

Stacja FoxNews przeprosiła za fejkowe zdjęcia, twierdząc, że doszło do omyłki technicznej, z powodu której w „pokazie slajdów przedstawiających sceny z Seattle omyłkowo pojawiło się zdjęcie z St. Paul w stanie Minnesota”.

Te zawiłe tłumaczenia nie przekonały jednak internautów.

„Kiedy to się skończy, Fox News musi zostać zamknięty. To nie są wiadomości, to propaganda” – stwierdził na Twitterze Larry M. Retzlaff.

[To, co zrobiła stacja – przyp. red.] „wykracza to poza kwestie etyki. To była zaplanowana próba podżegania przeciwko jednej grupy ludzi. Jest to propaganda w najczystszej formie porównywalna z tym, co robią organizacje terrorystyczne, bez względu na to, jak okropny jest program Photoshop” – wtóruje mu Ryan Hurst.

Tę, opartą oczywiście w całości na kłamstwie, propagandę chętnie podchwytują polskie prawicowe i publiczne media, które wydarzenia z USA przedstawiają niemal jak bolszewicką rewolucję kierowaną z Rosji lub z Chin.

Nikkita Oliver – kobieta na czele protestu

Bez wątpienia jedną z najważniejszych postaci protestu jest Nikkita Oliver – adwokatka, poetka i działaczka obywatelska. W 2017 roku była kandydatką na burmistrzynię Seattle, opowiadając się za realizacją polityki sprawiedliwości społecznej i przeciwko postępującej gentryfikacji miasta. Przegrała z obecną burmistrzynią, ale nadal jest aktywna w życiu społeczno-politycznym miasta.

3 czerwca Oliver wraz z protestującymi odwiedziła burmistrzynię Jenny Durkan i przedstawiła na schodach ratusza żądania protestujących: uwolnienie wszystkich osób aresztowanych za protesty oraz wdrożenie programów pomocowych dla Afroamerykanów, w tym związanych z ochroną zdrowia i bezpieczeństwa. Durkan je zlekceważyła.

W Autonomicznej Strefie Wzgórza Kapitol panuje spokój, empatia i przyjaźń

Wbrew kłamliwej propagandzie uprawianej przez prawicowe media, liderzy protestu w Seattle wyraźnie dają do zrozumienia, że chcą go prowadzić pokojowo. Protestujący stosują się do tych zaleceń.

Źródło: chaz.zone

Po wycofaniu się policji w strefie panuje atmosfera karnawału. Na miejscu zbudowano sanktuarium ku czci George’a Floyda i innych ofiar przemocy policyjnej. Powstał prowizoryczny teatr zewnętrzny, trwają pokazy filmów dokumentalnych. Lokalni działacze dzielą się jedzeniem, odtwarzają muzykę i rozmawiają o sposobach budowania bardziej sprawiedliwej przyszłości.

Nie wiadomo, kiedy i w jaki sposób zakończy się eksperyment CHAZ. Ale dopóki on będzie trwał, daje nadzieję na zbudowane Ameryki bardziej sprawiedliwej i demokratycznej dla wszystkich, bez względu na rasę, pochodzenie i religię.

Black Lives Matter! Trzymajmy kciuki za zbuntowanych Amerykanów i Amerykanki i walczmy także u siebie!

[paypal-3]
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…