Nie ma czegoś takiego jak aborcja eugeniczna. Z eugeniką mielibyśmy do czynienia wtedy, kiedy do rozrodu dopuszczono by wyłącznie „najlepsze” osobniki w celu „ulepszenia” gatunku. Nikt nie planuje eliminowania na przykład płodów ze skłonnością do łapania kataru. Mówienie zaś o eugenice w kontekście urodzeń dzieci z ciężkimi wadami, które albo wkrótce po narodzinach umrą, albo spędzą swój czas podłączone do skomplikowanej maszynerii, która umożliwi podtrzymywanie funkcji życiowych, ale nie normalną egzystencję – jest zwykłym zawracaniem głowy. Podobnie jest z upośledzeniami, które wykluczają zostanie rodzicem w przyszłości. Nie ma to nic wspólnego ze zjawiskiem „podrasowywania” przychodzących na świat ludzi. Jako społeczeństwo XXI wieku domagamy się prawa dokonania wyboru usunięcia nieprawidłowo rozwijającej się ciąży nie w kontekście projektowania puli genetycznej, ale po to, aby zapobiegać pojedynczym dramatom, do dźwigania których żaden – żaden! – człowiek nie powinien nigdy być zmuszany.
Kierownictwo PiS doskonale zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę i dlatego biegusiem skierowano projekt „Zatrzymaj aborcję” do prac w podkomisji. Dla wszystkich jest oczywiste, że Kaja Godek usiłująca zalać prezesa Kaczyńskiego betonem to zawodnik wagi piórkowej, podskakujący i wydający groźne bojowe okrzyki w nadziei, że przestraszy doświadczonego zawodnika sumo. Ten obrazek nieodmiennie wywołuje uśmiechy politowania nawet na prawicy. Partia rządząca cynicznie pozoruje ruch wokół projektu „Zatrzymaj aborcję”. Kulisy aż huczą od sugestii, że PiS przeciągnie pseudoprace nad ustawą nawet do wyborów parlamentarnych 2019.
Tylko my cały czas jesteśmy w klinczu pomiędzy grupą cynicznych rozgrywających, a nieobliczalnych fanatyków. Jedni robią z nas zwolenniczki genetycznych eksperymentów, a drudzy wymachują nam przed oczami ustawą stworzoną przez medialną krzykaczkę, próbując przykryć nią narastające problemy w służbie zdrowia, smród po proteście niepełnosprawnych, „skorygowaną” na życzenie Wielkiego Brata ustawę o IPN czy zaproszenie bandy ignorantów do Sądu Najwyższego. Tylko że dla nas to nie jest żadna abstrakcyjna karta przetargowa. To nam codziennie odmawia się przepisania recepty na antykoncepcję, to przed nami zataja się wyniki badań prenatalnych. Nas wreszcie wyrzuca się z Sejmu razem z naszymi już urodzonymi dziećmi na wózkach. Dlatego nie mają racji komentatorzy, którzy wzruszając ramionami twierdzili, że dzisiejsze posiedzenie komisji rodziny od początku było tylko „aborcyjną wrzutką” i „fałszywym alarmem”. Dla nas nie ma fałszywych alarmów. My na złożenie parasolek, schowanie czarnych kiecek do szafy i przyśnięcie na chwilę nie możemy sobie pozwolić.
Większość posłów jest zadeklarowanymi konserwatystami, nie zawracającymi sobie głowy poprawnym zrozumieniem definicji słowa „eugenika” ani też społecznymi skutkami zmuszenia kobiet do rodzenia „jak leci”. Oni, gdyby tylko zostali spuszczeni z krótkiej smyczy prezesa przeliczającego wszystko na słupki poparcia, za ustawą Godek głosowaliby nie tylko obiema rękoma, ale też nogami, głową i kością ogonową naraz. Niezależnie od tego, kiedy znów usłyszymy o ustawie Godek (przy okazji jakiejś konstytucyjnej wtopy albo ostatecznej klęski Mieszkania Plus) – nie traćmy czujności. W tej cynicznej grze to my jesteśmy niestety na najsłabszej pozycji.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Droga Autorko,
Po raz kolejny zwracam Pani uwagę że kobiety stanowią więcej niż połowę naszego społeczeństwa. Mają prawa wyborcze i z samej demografii wynika że mogą odsunąć PiS i kler od władzy, jeżeli tylko zechcą.
Pisze Pani o cynicznych rozgrywających i fanatykach. Pisze Pani że posłowie są konserwatystami. Czyli faceci. Źli faceci.
A zatem nic prostszego, nadchodzą wybory, wystarczy aby Panie oddały głos na kogo innego, zamiast na złych facetów z PiS czy innych ugrupowań.
I po problemie.
A może to, że źródłem potęgi kleru w Polsce są kobiety, zarówno fanatyczki, ale także te umiarkowane, że to kobiety są ostoją konserwatyzmu, po prostu Pani umknęło?
Dziecko bez mózgu nie jest dzieckiem chorym, tylko istotą niezdolną do życia i takie zdecydowanie nie powinno się urodzić, czy to na skutek eugeniki czy na skutek działania zdrowego rozsądku.
Na początek zastrzeżenie: nie jestem prawicowcem, ani osobą wierzącą w boga, ani zwolennikiem PiS. Moja uwaga jest wyłącznie merytoryczna.
Nie jest prawdą, iż „(n)ie ma czegoś takiego jak aborcja eugeniczna.” (…).”
Istnieją dwa rodzaje eugeniki: negatywna i pozytywną Pierwsza, eugenika negatywna, polega na zapobieganiu urodzeniu się chorych. Celem drugiej, pozytywnej, jest urodzenie dziecka o cechach uznawanych za pożądane.
Eugenika, rozumiana jako polepszanie puli genowej, czy nawet „gatunku” to eugenika pozytywna. Natomiast w przypadku aborcji, czy diagnostyki prenatalnej, preimplantacyjnej itp. mamy do czynienia z eugeniką negatywną.
Poprzez eugenikę negatywną nie można usunąć z ludzkiej puli genowej mutacji powodujących choroby. Może jedynie zmniejszyć społeczne koszty opieki nad niepełnosprawnymi (lub koszty związane z podtrzymywaniem przy życiu organizmów, które nigdy nie stanie się człowiekiem – przykład z Wielkiej Brytanii ostatni) oraz nie dopuścić do urodzenia się osób cierpiących przez resztę życia i powodujących cierpienia rodziny.
Jest to jak najbardziej eugenika i nie widzę powodu, by tego słowa się bać.
Jeśli natomiast celem eugeniki pozytywnej (różne możliwe sposoby realizacji na etapie preimplantacyjnym/ prenatalnym) będzie np. zwiększenie w populacji odporności na choroby, np. raka czy Alzheimera, to dlaczego miałoby to być czymś złym?
Eugenika o jakiej Autorka pisze, to eugenika rasistowska.