Senat usunął z ustawy o frankowiczach eseldowską poprawkę i przywrócił równy podział kosztów przewalutowania kredytów frankowych między klienta i bank. Banki łaskawie uznały, że to rozwiązanie jest „rozsądniejsze”. Choć nieoptymalne – dodaje Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, który nagle odnalazł w sobie tęsknotę za sprawiedliwością społeczną.
„Bardzo trudno jest bowiem wyjaśnić, zarówno w Polsce, jak i osobom z zagranicy, jak to możliwe, że w kraju, w którym od kilku lat spada bezrobocie, utrzymuje się stały wzrost PKB oraz wzrasta zdolność do obsługi zadłużenia przez kredytobiorców, może dojść do masowej redukcji, darowania zadłużenia i to najzamożniejszej grupie kredytobiorców mieszkaniowych” – martwi się Pietraszkiewicz.
Zastrzeżenia do ustawy mają też klienci – są to jednak zastrzeżenia natury fundamentalnej.
Frankowicze uważają, że podział kosztów przewalutowania jest kwestią wtórną w stosunku do faktu, iż ich umowy kredytowe są z natury swojej bezprawne. Albowiem, jak twierdzą, tak naprawdę banki nie zaoferowały im „kredytów we frankach” – w rozumieniu prawa bankowego – a bardzo ryzykowne instrumenty spekulacyjne, będące w istocie rzeczy hazardową grą na spadek kursu franka.
Raport Narodowego Banku Szwajcarii z roku 2009 stwierdza, że „w akcji kredytowej w Polsce nie było franków” – co oznacza, że kredyty polskich frankowiczów są de facto kredytami złotówkowymi, a zakupy waluty obcej były przez banki pozorowane. Dlatego – przekonują frankowicze – nie należy mówić o przewalutowaniu, tylko o „odwalutowieniu”, czyli ustawowym przecięciu powiązania złotowych kredytów z kursem franka.
Frankowicze martwią się, że przyjęcie ustawy przez parlament i podpisanie jej przez prezydenta nada tym – ich zdaniem niezgodnym z prawem – umowom pieczęć legalizmu. Ich niepokój podziela Krajowa Rada Sądownicza, w której opinii czytamy: „projekt ustawy zakłada w sposób dorozumiany, że wszystkie umowy kredytu hipotecznego denominowane w walucie obcej zostały zawarte w sposób zgodny z prawem. Założenie to może pogorszyć sytuację tych osób, które podważają samą ważność zawartych umów, bądź ich poszczególnych postanowień. Pojawiają się poglądy, że przynajmniej niektóre z umów nie stanowiły umowy kredytu hipotecznego, a były umowami innego rodzaju np. umowami dotyczącymi instrumentów finansowych”.
Sprawę kredytów frankowych bada Trybunał w Strasburgu. 17 września ETS wyda orzeczenie, czy kwestionowane produkty bankowe były w istocie rzeczy kredytami. Jeśli orzeknie, że nie – a prezydent Duda podpisze przegłosowaną dziś przez senat ustawę – może okazać się, że orzeczenie Trybunału nie pomoże polskim ofiarom kredytów frankowych. Ustawa mająca – w teorii – pomóc frankowiczom spowoduje bowiem, że te instrumenty finansowe zostaną uznane przez polskie prawo za legalne kredyty.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Śledzenie wymiany postów na forach (tu jest ich mało, bo portal niszowy, ale na tzw. horyzontalnych pod każdym tekstem o frankowiczach są ich setki) pokazuje jak w soczewce patologię społeczną w Polsce. Pominę w ogóle wątek ewentualnego sterowania komentarzami przez banki, bo dopatrując się w każdej wypowiedzi płatnego PR dojdziemy do paranoi. Jeśli więc uznać, że te wypowiedzi odzwierciedlają poglądy osób je wyrażających, to jesteśmy z samym środku polskiego piekiełka. Jest i powoływanie się na honor („mężczyzna spłaca swoje długi, a nie płacze”) i przywoływanie „sprawiedliwości społecznej” (państwo ma „pomagać” tym z kredytami we frankach kosztem tych co brali w złotówkach?!) i jakaś specyficzna reakcja godnościowa (jak brali kredyt we frankach, to się śmiali z nas – frajerów, którzy się tego obawiali) i jeszcze parę typowych wrzutów. Po raz kolejny widać jak łatwo rozniecić emocje oparte na zawiści, kompleksach. Trudno się przebić z głosem rozsądku, że frankowicze (dla porządku: mam kredyt w CHF, ale ustawa mnie nie dotyczy) nie oczekują żadnej pomocy, a jedynie zadziałania mechanizmów regulujących rynek finansowy. W tym sensie występują w interesie wszystkich, bo każdy może stać się ofiarą bankowej pazerności. Ale tego się niestety nie słyszy. Zamiast tego publiczności rzuca się igrzyska: 90 procent czy pół na pół? Co za napięcie: czy Senat poprawi ustawę, która wyszła z Sejmu? Czy prezydent zdąży ja podpisać? Czy banki złożą pozwy przeciw Polsce? Dziś wszyscy jesteśmy frankowiczami, jeżeli okaże się, że można ustanowić prawo dla oszukanych, a nie chroniące oszustów, poprzebieranych za „finansistów”, to skorzystamy na tym wszyscy. A tak na koniec jeszcze jedna uwaga: przeczytałem dużo artykułów w prasie i w sieci, obejrzałem kilka materiałów telewizyjnych i ciągle nikt nie zadał w moim imieniu prostego pytania: co to są te mityczne „koszty przewalutowania”, które mają zachwiać egzystencją banków w Polsce? Jeżeli ma być tak, że pierwotna kwota kredytu będzie przeliczona na złotówki po kursie obecnym i to zostanie porównane z kredytem złotowym wziętym w tym samym dniu i różnica między tymi kwotami będzie owym „kosztem”, to brakuje mi odpowiedzi na pytanie: czy banki dopłacały do kredytów złotowych, że teraz maja ponieść tak kolosalne straty na skutek wyrównania wszystkich należności do poziomu tych złotowych właśnie?
Płacić panowie, płacić. Skóra, fura i komóra jak najbardziej ale długów to już się nie chce uregulować. Prawdziwy mężczyzna spłaca swoje długi…
Trywializujesz.
Ja nie mam kredytów więc nie jestem osobiście zainteresowany, ale pamiętam jak to szaleństwo przewalutowywania się pojawiło.
Ja mam krytyczny umysł i nie mogłem ni w ząb zrozumieć dlaczego ten sam bank temu samemu klientowi pożycza tę sama sumę pieniędzy na ten sam cel i jeżeli coś zapisze we frankach to jest taniej niż jak zapisze w złotówkach.
Rozmawiałem przy różnych okazjach także z doradcami finansowymi, przedstawicielami banków, fachowcami od finansów, pytając gdzie jest haczyk. Były to rozmowy prywatne więc nie mieli powodu mnie oszukiwać.
I niezmiennie słyszałem że nie ma pułapki. To jak to możliwe? Ano bo „wibor libor czary mary”. Nigdy tego nie zrozumiałem i choć miałem przeczucie że to jest jakiś szwindel to fakty były bezlitosne. Może rzeczywiście „wibor libor czary mary” bo było taniej.
Zagadka wyjaśniła się niedawno – rzeczywiście, tak jak mi podpowiadała intuicja była jednak pułapka, a „wibor libor czary mary” to była ściema.
Dlaczego o tym piszę? Bo „frankowicze” nie są winni. Zostali najzwyczajniej oszukani. Dzisiaj wielu mówi że „przecież podjęli ryzyko” ale wtedy nikt o ryzyku nie wspominał. Ani banki, ani doradcy finansowi, ani ci mądrale co dzisiaj się wypowiadają. Każdy „frankowicz” był PRZEKONYWANY że przecież „wibor libor czary mary” będzie taniej. I fakty zdawały się to potwierdzać.
Dzisiaj łatwo się ich krytykuje ale wtedy gdy oni kredyt rozważali, WSZYSCY fachowcy zapewniali ich że tak będzie korzystnie, i NIKT nie ostrzegał o ryzyku. Nie padli ofiarą swojej lekkomyślności a profesjonalnie przygotowanego oszustwa.
I to mogło spotkać każdego z nas kto znalazłby się w takiej sytuacji.
Pewnie myślisz że Ciebie to nie dotyczy tak samo jak mnie. A jednak. Bo mamy sytuację w której ofiara oszustwa musi ponosić dotkliwe konsekwencje a oszust jest chroniony przed odpowiedzialnością. Odpowiada Ci to?