Polityka KE w sprawie uchodźców, tak trudna do zaakceptowania dla Polski, nie jest żadnym realnym braniem odpowiedzialności, a jedynie próbą zmydlenia oczu bardziej liberalnym i empatycznym mieszkańcom Unii. Polacy nawet tego nie potrzebują.

Niecały tydzień temu przez polskie media przetoczyła się informacja, że Komisja Europejska chce „przydzielić” Polsce uchodźców z Afryki. Nie tylko nam zresztą, każde państwo UE, zależnie od populacji, zamożności, stopy bezrobocia i liczby już przyjętych osób, starających się o status uchodźcy, będzie musiało solidarnie wziąć na barki część „ciężaru”. Polsce ma przypaść 5 proc. wszystkich przybyszów. Poza tym, obiecano znaleźć w Europie miejsce dla 20 tys. osób, żyjących w obozach dla uchodźców poza granicami UE na 5 lat. Oficjele unijni, po kolejnej koszmarnej katastrofie u brzegów włoskiej wyspy Lampedusa pod koniec kwietnia, w której zginęło prawie tysiąc ludzi, próbują wykonać chociaż pijarowe ruchy, pokazujące, że los uciekinierów z Północnej Afryki i Azji Mniejszej nie jest im całkowicie obojętny – tego oczekują od nich zachodni wyborcy. Polskie władze oczywiście nie mają żadnego powodu do podobnych zachowań, bo nie ma żadnej społecznej grupy nacisku w tym zakresie. – Musimy mierzyć siły na zamiary – mówił dzisiaj rano Rafał Trzaskowski, sekretarz stanu w polskim MSZ o przyjęciu przez Polskę imigrantów, przypływających do Europy przez Morze Śródziemne. – Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ci ludzie będą zintegrowani w Polsce, jakie warunki jesteśmy w stanie im zapewnić – tłumaczył gładko. Chłodno wspomniał o tym, że trzeba odróżniać azylantów, uciekających przed wojną, od imigrantów ekonomicznych, na pomoc którym „nie stać Unii Europejskiej”. Jasno stwierdził, że Polska, jeśli tylko będzie miała taką możliwość, zawetuje nowy pomysł KE. Jean-Claude Juncker, szef Komisji Europejskiej, luksemburski chadek, który przedstawił treść proponowanej reformy, jest uważany w Europie za konserwatystę, a polityka Unii wobec migrantów ostatnich kilku lat za wsteczną i ksenofobiczną. Rafał Trzaskowski, złote dziecko PO, którego kampanię w swoim czasie wspierało kilkoro celebrytów, w tym Michał Żebrowski i Urszula Dudziak, uchodzi w Polsce za postępowca na europejską skalę.

Europa tyłem do Syrii

Oczywiście, polityka KE, tak trudna do zaakceptowania dla Polski, nie jest żadnym realnym braniem odpowiedzialności, a jedynie próbą zmydlenia oczu bardziej liberalnym i empatycznym mieszkańcom Unii. Zacznijmy od bezlitosnych liczb, może na przykładzie Syrii, z której pochodzi największa obecnie światowa populacja uchodźców. Od początku wojny domowej zginęło już 300 tys. osób, a 4 mln uciekły z kraju, ponad połowę z nich stanowią dzieci. Prawie 2 mln mieszkają w Turcji, 1,2 mln w Libanie, ponad 600 tys. w Jordanii, 250 tys. w Iraku, 130 tys. w Egipcie. Dla tych krajów obozy dla uchodźców są faktycznym ogromnym obciążeniem. W Libanie, kraju w sumie liczącym niecałe 5 mln obywateli, który sam nie tak dawno był szarpany wojną domową, żyje też kilkaset tysięcy bezpaństwowych Palestyńczyków. Tymczasem Francja, duży, zamożny kraj europejski, przyjął 500 osób z Syrii. W całej Unii Europejskiej w sumie zamieszkało mniej niż 100 tys. Syryjczyków, czyli zaledwie ok. 2,5 proc. wszystkich uchodźców. Deklaracja KE, że na 5 lat przyjmie 20 tys. ludzi z obozów dla uchodźców spoza Unii, biorąc pod uwagę skalę zjawiska, jest gestem całkowicie symbolicznym. W jednym tylko obozie Zaatari w Jordanii żyje 80 tys. tylko syryjskich uchodźców, a takich obozów na świecie, w tym w regionie Afryki Północnej i Azji Mniejszej, zamieszkanych przez osoby różnych narodowości, są setki – namioty rozciągające się po horyzont, prowizoryczne miasta, stojące latami w tym samym miejscu, całkowicie zależne od organizacji humanitarnych, w których wiecznie brakuje wody, jedzenia, prądu, nie ma dostępu do edukacji czy normalnej opieki zdrowotnej. Jedyną nadzieją na zmianę losu jest ucieczka.

Na dziurawe, śmiercionośne kutry, płynące z Libii na włoską Lampedusę wsiadają setki tysięcy ludzi, pochodzących z Syrii, z owładniętego wojną i terrorem Państwa Islamskiego Iraku czy z wciąż niestabilnego politycznie Afganistanu, równa fala uchodźców już od lat płynie z Somalii i z Erytrei, wcześniej z Libii. Wszystkie te państwa szarpane są wojnami, głodem i nędzą. Według włoskich danych, rocznie tę drogę przybywa ok. 200 tys. osób. Oczywiście, absurdem jest idea odróżnienia azylantów politycznych od ekonomicznych. Konia z rzędem temu, kto stwierdzi, czy Palestyńczyk, który urodził się w obozie dla uchodźców w Libanie i który próbuje przedostać się do Unii Europejskiej, jest uchodźcą politycznym czy ekonomicznym. Czy dziewczynka, uciekająca z Nigerii przed terrorem Boko Haram, boi się tylko gwałtu i porwania, czy też nędzy i głodu. Ponad 10 proc. ludzi, którzy przypłynęli w zeszłym roku do granic Południowej Europy, to osoby o narodowości, której nie udało się ustalić. Jak dojść do tego, co popchnęło ich do dramatycznej decyzji o migracji? Pewne jest tylko to, że nikt nie decyduje się na podróż najbardziej niebezpiecznym szlakiem na świecie, jeśli nie jest do tego absolutnie i bezwzględnie zmuszony. W zeszłym roku w dziurawych kutrach utonęło ponad 3 tys. osób, w tym, tylko przez pierwsze cztery miesiące, 1,2 tys.; średnio 4 na 100 podróżnych poniosło śmierć. Tymczasem Unię Europejską, zamożną i sytą, zamieszkaną przez ponad 500 mln ludzi, po prostu stać na to, żeby przyjąć rocznie 200 tys. osób.

Uchodźcy za kratami

Warto zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz – zarówno Trzaskowski jak i Juncker, wypychając sobie usta sloganami o europejskiej solidarności, nie mają przecież na myśli solidarności z uchodźcami, tylko z krajami Europy Południowej, do których oni przybijają. Program, który w Polsce omawiany jest głównie od strony przyjęcia niewielkiej grupy imigrantów przez nasz kraj, polegać ma głównie na walce ze strukturami „ludzkich przemytników”, czyli właścicieli kutrów i wzmacnianiu murów Twierdzy Europa. „Przyjmowanie” imigrantów nie ma też polegać po prostu na pozwalaniu im na normalne życie i pracę w nowym kraju. Państwa mają decydować, czy należy im się status uchodźcy, o który jest bardzo trudno, a procedura trwa nawet do dwóch lat. W tym czasie mieszkają w ośrodkach, czasem półotwartych, a czasem zamkniętych, z więziennym rygorem. Takich miejsc w Polsce jest kilka, „wyroki” za bycie „nielegalnym” imigrantem odsiadują w nich ludzie różnych narodowości, także dzieci. Odsiadka zwykle kończy się deportacją, znaczna większość nie otrzymuje bowiem statusu uchodźcy. Trzy lata temu odbył się w nich strajk głodowy, protestujący domagali się polepszenia warunków, skarżyli się na przemoc ze strony strażników, brak dostępu do opieki zdrowotnej, edukacji dla dzieci, tłumaczy. Protest został jednak stłumiony przy niemal zerowym zainteresowaniu mediów.

Brak zainteresowania mediów nie bierze się oczywiście znikąd – niezainteresowane jest też społeczeństwo, zwłaszcza jeśli mówimy o nie-białych uchodźcach i nie jest to bynajmniej tylko cecha Polaków. 7 stycznia tego roku do budynku redakcji Charlie Hebdo weszło dwóch ludzi z bronią maszynową, rozstrzeliwując 12 osób, 12 dziennikarzy satyrycznego tygodnika. Tego samego dnia dobiegała końca krwawa masakra w nigeryjskim mieście Baga, gdzie członkowie islamskiej sekty Boko Haram zamordowali 2 tys. cywilów, mieszkańców miasta. Z jakiegoś powodu 2 tys. ofiar islamistów w Afryce zabolało nas mniej niż 12 ofiar podobnego ruchu w Europie. Z jakiegoś powodu jedna Amerykanka, która zmarła w zeszłym roku w wyniku pandemii eboli, panującej od dwóch lat w Afryce Zachodniej, zyskała więcej medialnej uwagi, niż 11 tys. ofiar w Liberii, Sierra Leone i Gwinei. Z jakiegoś powodu ludzie w Europie, kiedy widzą obrazki tonących na Morzu Śródziemnym kutrów, pełnych przerażonych uchodźców z Syrii, Nigerii i Erytrei zamiast odruchowo wyciągać pomocną dłoń, mówią, zależnie od frakcji politycznej i wyborów estetycznych „stop czarnuchom i ciapatym” albo „musimy sobie zadać pytanie, czy ci ludzie będą zintegrowani…”. Ja ten powód wulgarnie nazywam rasizmem, chociaż Michał Żebrowski i Urszula Dudziak pewnie byliby tym oburzeni.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Para-demokracja

Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…