Problem ze stosunkiem Polski do Rosji polega na tym, że zachowujemy się jak przedszkolak, który zaczepia silniejszego, a jak dostanie w kły, to leci z płaczem do pani. Owszem, to co mówił w TVN Siergiej Wadimowicz Andriejew może być bolesne i nawet obelżywe dla wielu Polaków. Dokładnie tak samo, jak dla Rosjan obelżywe są stwierdzenia, że Ukraińcy wyzwolili Oświęcim, czy burzenie pomników Bohaterów Związku Radzieckiego. Brygida Grysiak triumfalnie pokazywała rosyjskiemu ambasadorowi zdjęcia – nie z fotoszopa bynajmniej – Piłsudskiego z Goebbelsem i Becka z Hitlerem, powieszone 17 września na stronie ambasady. „Po co te zdjęcia?” – pytała z oburzeniem. Ale w tym samym materiale z dumą prezentowane jest ogłoszenie, które IPN w marcu zamieścił w rosyjskiej prasie: wizerunki przywódców państwa podziemnego „porwanych przez NKWD” – „ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, jak z namaszczeniem mówiła red. Grysiak. Szczególnie patriotyczni polscy politycy domagają się wydalenia ambasadora Rosji, który powiedział, zgodnie z prawdą, że Polska sanacyjna „blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim z udziałem Związku Radzieckiego”. Ci sami politycy byli zachwyceni wyrokiem sądu, który uznał, iż zbezczeszczenie pomnika Braterstwa Broni – pomnika, do którego pozowali polscy i radzieccy żołnierze frontowi, autentyczni zdobywcy Berlina – jest „czynem patriotycznym”.
Rosjanie mają „swoją prawdę”, podobnie jak Polacy. Naszą prawdą jest „hekatomba narodu polskiego” i zdradziecki radziecki nóż w plecy 17 września. Prawda rosyjska to 35 milionów żołnierzy Czerwonej Armii – z czego, wedle różnych rachunków, 8 do 15 milionów poległych – i fakt, że to dzięki ich heroizmowi i nieludzkiemu, ale wybitnemu strategicznie dowództwu Stalina, Związek Radziecki wygrał drugą wojnę światową. Jedna i druga prawda dotyczy wydarzeń sprzed 70 lat i w żadnym rozsądnym świecie nie powinna mieć wpływu na dzisiejsze stosunki między dwoma społeczeństwami, skazanymi na życie obok siebie. Dzieje się inaczej, ponieważ zarówno rosyjscy, jak i polscy politycy uprawiają coś, co nazywa się „polityką historyczną” – co samo w sobie stanowi fatalny oksymoron. Tam, gdzie instrumentalizuje się historię na potrzeby polityki – historia, jako nauczycielka życia przestaje istnieć, podobnie jak polityka, rozumiana jako rozsądne działanie dla dobra wspólnego,
Choć z drugiej strony, kto tak dziś rozumie politykę?
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Agnieszko – napisałaś prawdę, a taka prawda boli, przytoczyłaś fakty, o których wielu chciało zapomnieć. Przydała by się odwaga w poznawaniu naszej historii, a nie histeria w wykonaniu np. MSZ.
Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili uczestniczył w rewolucji 1905 roku. Na działalność rewolucyjną zdobywał pieniądze organizując napady na banki. I tak mu już do końca życia zostało. W marcu 1941 roku nakazał wymordować w Katyniu 20 tysięcy polskich oficerów i urzędników państwowych. Cytat: „wybitnemu strategicznie dowództwu Stalina” – Agnieszka trochę Cię poniosło. Chyba, że jest to oksymoron, ale wtedy należało napisać – wybitny zbój.
Prawie się zgodziłam z treścią, aż doszłam do określenia „wybitne strategicznie dowództwo Stalina”. Wiemy, że po czystkach 1937-38 w Armii Czerwonej brakowało doświadczonych oficerów, co stało się w głównej mierze przyczyną pogromu, jaki zgotowała im armia hitlerowska. Poza tym dla Stalina nieważna była liczba ofiar, podejmował często zabójcze dla żołnierzy radzieckich decyzje, a za zmianę taktyki, mającą uchronić wojsko przed stratami, oficerowie byli wysyłani do łagrów. Jak to porównać chociażby do strategii wojska brytyjskiego, o którym wiadomo, że „walczy do ostatniej kropli krwi … swojego sojusznika”?
Kiedyś , dawno , dawno temu na moich studiach uczono o takim samym zjawisku, tyle, że wśród Indian płn amerykańskich . Ich ceremoniał kulturowy(potlatch) polegał na tym, że gospodarze oddawali swoim gościom różne dary ale także niszczyli je wrzucając w ognisko należące do siebie różne cenne dobra. Po to aby podnieść swój prestiż wywołując u gości poczucie poniżenia. Ci bronili się, w ten sposób, że składali gospodarzowi swoje dary, ale najczęściej też je niszczyli . To nakręcało spiralę wymiany która obejmowała coraz to cenniejsze dobra. W skrajnych sytuacjach kończyło się to się spaleniem chaty gospodarza (vide propozycja zburzenia PKiN). Indianie mieli jednak pewien limit. Była to nieprzekraczanie granicy przesady, wódz nie mógł uszczuplać majątku w stopniu mogącym zagrozić dobrobytowi wioski. Dziś w USA i Kanadzie ceremonia ta nie jest już praktykowana ponieważ została zakazana przez władze. Okazuje się, jednak że dziś świat stał się globalny nie tylko w przestrzeni ale i w niezsynchronizowanym czasie, bo okazuje się , że Słowianie też tak mają, co nawet doczekało się u nas artystycznego utrwalenia w jednej ze scen filmu „Sami Swoi”. Póki co wszystkim Słowianom (jeszcze) nie ma kto i jak tego zakazać to i tak się toczy u nas ta nasza polityka…Być może nie jest to wcale takie głupie, bo ekonomiczny sens tego rytuału sprowadza się do takiej oto redystrybucji dóbr, że dotknięty ruina kraj otrzymywać może niezbędne produkty kosztem utraty prestiżu .No ale tego już dzisiaj takich rzeczy nie już uczą na studiach , bo politologowie zostali wyparci przez polityków -historyków- hydraulików…
do polactwa to i tak nie dotrze…