W Zaduszki repertuar polskich mediów jest przewidywalny. Zmuszone jakkolwiek uwzględnić okoliczności dzisiejszego święta, raczą nas wspominkami o zmarłych w ostatnim czasie osobistościach ze świata polityki lub kultury. Od siedmiu lat stałe miejsce w tym panteonie czasu antenowego mają ofiary katastrofy smoleńskiej. Aż nagle kilkanaście dni temu wydarzyła się śmierć, na którą zwróciły się oczy całej Polski – i na niej zatrzymały do dziś. Zaangażowane politycznie przeciwko rządowi media ciągną ją i mielą, a kaliber używanych słów zaczyna niebezpiecznie wchodzić na poziom szekspirowskiego dramatu.
Marsz Pamięci Piotra S. przejdzie ulicami Warszawy w najbliższy poniedziałek. Niektórzy domagają się zarządzenia (zupełnie na poważnie) cyklicznej demonstracji (padało nawet słowo „miesięcznica”). Pod Pałacem Kultury płonie ściana zniczy, a malowanie haseł z manifestu samobójcy na fasadzie zyskuje już rangę podobną, co skok Wałęsy przez płot stoczni. Władysław Frasyniuk uderza w najwyższe tony, liberalne media pieją. Moi znajomi ogłaszają światu na Facebooku: „W moim kraju sytuacja jest tak dramatyczna, że ludzie podpalają się w geście niezgody!”.
Szanuję decyzję Piotra S. Szanuję jego przekaz. Ale nie zgadzam się na tragiczne skutki, jakie może wywołać nadmierny patetyzm towarzyszący tej śmierci, podsycany zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch dni przez media i polityków opozycji. Uprzedzając pytania – znam historie Ryszarda Siwca czy buddyjskich mnichów z Tybetu. Znam doskonale. I nadal uważam, że dziś ostatnie, czego nam potrzeba to uznanie, że tak dramatyczny gest mieści się w ramach politycznego sprzeciwu. Nie chcę, aby się mieścił. Nie musi.
Nie odważyłabym się mówić o „ofierze systemu”, czy nawet wprost „ofierze rządu PiS”, bo w takiej narracji czai się groźba niebezpiecznego precedensu. Mam ambiwalentne uczucia w stosunku do „oddawania hołdu Piotrowi S.” (za „Wyborczą”) i „składania czci Jego Pamięci” (za Oko.press). Zatrzymajmy się i zastanówmy przez moment: jaki komunikat wysyłamy wszystkim, którzy (wciąż) żyją, kiedy samospalenie zdesperowanego człowieka w centrum Warszawy nazywamy „wezwaniem do przebudzenia się” i „aktem obywatelskiej odwagi”?
Zwłaszcza, że te same media, które dziś obwołują Piotra S. politycznym męczennikiem za wolność, nie każdy akt targnięcia się na życie gotowe są wynosić na ołtarze. Grzegorz Sroczyński tak pisał w 2011 o samobójstwie Andrzeja Ż., który oblał się benzyną w geście sprzeciwku wobec polityki premiera Tuska: „Pod kancelarią premiera nie podpalił się szlachetny bohater, który walczy o wzniosłe cele. Nie podpalił się tam bezkompromisowy tropiciel korupcji. Zrobił to ktoś, kto przy pomocy aktu terroru (skierowanego wobec samego siebie) próbował na nas coś wymusić”. Redaktor „GW” grzmiał, że „nie ma takich spraw, które w demokratycznym kraju dawałyby prawo do samospaleń. Bo w demokratycznym kraju wszyscy się umówiliśmy, że problemy rozwiązujemy inaczej”. Czyżby reguły tej umowy zmieniły się, gdy zmienił się polityczny adwersarz?
Czuję się niezręcznie, kiedy z nagłówków wychodzi do mnie intymność Piotra S. Jego bliska więź z żoną, choroba, solidarnościowy życiorys. Nie potrafię analizować ich w sposób, w jaki omawia się hagiografie. Jego perspektywy (do której miał pełne prawo) nie powinno się próbować rozciągać na resztę żyjących.
Piotr S. nie jest archetypem – ale człowiekiem, w którym coś pękło. Jego gest wymyka się „ziemskim” politologicznym ocenom, więc należy się od nich powstrzymać. Nie uważam również, aby właściwym było „używanie” Piotra S. do walki z decyzjami rządu. Wszyscy pamiętamy, jak wielki sprzeciw budziło w nas wykorzystywanie ofiar katastrofy z 2010 do bieżącej walki o władzę. Tych, którzy to robili, z pełnym przekonaniem nazywaliśmy tańczącymi na grobach hienami. Jak więc inaczej nazwać to wyznanie Jana Hartmana: „Jeśli ten człowiek umrze, nasza niemrawa i nierówna walka z reżimem PiS będzie miała nowy symbol i nowego bohatera”?
Nad śmiercią „Szarego Człowieka” należy pochylić się w milczeniu i zadumie, ale postarać się nie rozgrywać polityki jego kartą. Mam nadzieję, że Piotr S., gdziekolwiek jest, osiągnął swój spokój.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Do wszystkich obrońców liberalnej demokracji i hołdowników Piotra S http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/podpalil-sie-pod-kancelaria-premiera-maz-popalil-sie-z-biedy/lm29eqv.amp I teraz zastanówcie się czyja śmierć jest ważniejsza?
Mogę żałować ludzi którzy popełniają samobójstwo z biedy czy nieszczęśliwiej miłości ale nie będę żałował ludzi oddających życie za III RP Podpalajcie się lemingi.
Mądry tekst, tragiczna „chora” śmierć.
Smutno mi, bo pierwszy raz nie zgadzam się z Autorką. Tym razem jej niechęć do mainstreamu wzięła górę nad logiką i empatią. Wielka szkoda.
Niestety,jak pokazała mi lektura portali związanych z „opozycją totalną”(gazeta.pl,natemat,polityka,oko press,studio opinii),właśnie tak to będzie wyglądało.Będą nowe,świeckie i „słuszne” miesięcznice,będzie walka o tablicę pamiątkową najpierw a potem o pomnik(pomniki?),będzie martyrologia,kombatanctwo,odznaczenia i dodatki do emerytur.
Bo jak PiSowi się udało,to jest to jedyna,słuszna droga.
Tyle ma opozycja do zaproponowania.
Martwi Polski ani świata nie zbudują, więc śmierć Piotra S. jest tak samo pożałowania godna jak śmierci żołnierzy wyklętych – ludzie giną, wróg żyje… A z ostatnich tzw. wielkich ludzi to czcić mogę Edwarda Gierka (jedyny polski polityk, który na poważnie próbował zbudować dla Polski bombę atomową).
nie szanuję piotra s i jego śmierci nie szanuję też hieny żerujące na padlinie uważam że był to nakręcony akt debilizmu by omamić pospólstwo , co do czczenia tzw artystów i tzw wielkich ludzi mam podobną opinie