Napisano już tak wiele tekstów o samobójczej polityce opozycyjnych wobec PiS ugrupowań, że jej kontynuacja wskazuje na to, że ich liderzy nie posiedli sztuki czytania ze zrozumieniem. Kiedy wydaje się, że opozycja zrobiła już naprawdę wszystko, by sięgnąć dna, to okazuje się, że to wcale nie są granice jej autodestrukcyjnych aktywności.
Robert Biedroń, indagowany przez oko.press, poza kilkoma wzajemnie wykluczającymi się twierdzeniami o pomysłach na różne koalicje, na zarzut, że zmienia zdanie (to o obietnicy rezygnacji z mandatu europosła, by wystartować w polskich wyborach parlamentarnych) odpowiada: „Dla mnie ważna jest skuteczność. Skoro już jesteśmy w PE, to chcę mieć narzędzia do realnej zmiany. Bycie wiceszefem komisji to takie narzędzie. Wiosna będzie mogła wpływać na polityki unijne”. Nie zdaje sobie chyba sprawy, jak bardzo utracił wiarygodność po tym, kiedy publicznie pokazał, że jego obietnice nie są wiele warte. Gdy teraz opowiada o sobie jak o generale, stojącego na czele mnogich hufców, które mogą zmienić przebieg wojny, to budzi już raczej tylko rozbawienie i pewien rodzaj współczucia, towarzyszący zawsze obserwowaniu ludzi, którzy odklejają się od rzeczywistości.
Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL 1 lipca oznajmił dziennikarzom, że jego partia nie wyobraża sobie pójścia w jednej koalicji z Wiosną Roberta Biedronia, gdyż, co sformułował na tyle wyraźnie, b y nikt nie miał wątpliwości co do istoty przekazu, nie zgadza się na promocję małżeństw homoseksualnych i adopcji przez nie dzieci. 7 lipca ogłosił nowe priorytety obrzydzenia jego ugrupowania: tym razem to była lewica. Mówiąc wprost, PSL w ciągu tygodnia zakomunikował, że nie pójdzie do wyborów z lewakami i pedałami. Pójdzie za to samodzielnie. Niektórzy przewidują, że to wstęp do zaproponowania PiS-owi koalicji. Jest tylko jeden problem: trzeba by PiS zechciał skorzystać z propozycji. Ale PSL wierzy w swój sukces.
SLD jest chętne do pójścia w koalicji z neoliberałami z PO, ale jakby co, to przypomni sobie, że jest partią lewicową i stworzy „silny blok lewicowy”. Też chyba wierzy w swój sukces.
PO chętnie weźmie SLD, ale tylko wtedy, kiedy nie będzie ono zbyt wysoko skakać i zbyt wiele żądać. Jakby co, to pójdzie samodzielnie. Wierząc w swój sukces, oczywiście.
Nie o to chodzi, czy ja optuję za szerokim blokiem opozycyjnym czy też za dwoma opozycyjnymi mniejszymi bloczkami. Ja się tylko dziwuję, jak wiele energii tracą ich politycy na gry i zabawy, które nijak się mają do realiów. A te są takie, że wszystkie te ugrupowania, w przypadku przegranej raczej nie dotrwają do następnych wyborów, bo nie mają nic nowego ludziom do zaproponowania.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Degrengolada w każdym calu tzw.politycznej elity. PiS nie ma z kim po prostu przegrać.