Wybory prezydenckie w Kolumbii miały przynieść łatwe zwycięstwo kandydatowi prawicy. A jednak konieczna będzie druga tura.

Gustavo Petro/ fot. Wikimedia Commons

Zgodne z prognozami analityków jest to, że z lepszej pozycji przystępuje do niej prawicowiec – Iván Duque, były doradca prezydenta Alvaro Uribego oraz pracownik Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju. Padło na niego 39,1 proc. głosów. Ogromnym zaskoczeniem był za to wynik kandydata lewicy Gustavo Petro, który zdobył 25,1 proc. poparcia. Trzecie miejsce zajął Sergio Fajardo, który sam określa się jako centrysta, polityk niezależny od ideologicznych podziałów.

Obecny prezydent Juan Manuel Santos nie mógł kandydować, gdyż kończy właśnie drugą kadencję – ostatnią, na którą zezwala konstytucja. To jego następca zdecyduje, co stanie się z największym osiągnięciem Santosa – podpisanym w 2016 r. porozumieniem między rządem a partyzantką FARC, na mocy którego formacja ta złożyła broń, a następnie przekształciła się w partię polityczną – Rewolucyjną Alternatywną Siłę Ludową. Jej kandydatem w wyborach prezydenckich miał być ostatni komendant FARC, powszechnie znany pod pseudonimem Timoszenko Rodrigo Londoño, jednak problemy zdrowotne uniemożliwiły mu start.

Obaj kandydaci, którzy przeszli do drugiej tury, są krytyczni wobec porozumienia z FARC – tyle tylko, że Duque twierdzi, że partyzanci winni zostać ukarani za walkę z wspieranymi przez USA władzami Kolumbii, a Petro argumentuje, iż układ nie gwarantuje znaczących równościowych reform. A więc nie likwiduje problemów, na których wyrosła w Kolumbii lewicowa opozycja, która wobec nieprzejednanej postawy kolejnych prawicowych rządów sięgnęła po broń. Petro zapowiada trwały pokój i egalitarną politykę.

Dzięki porozumieniu z FARC wybory były wyjątkowe – żaden lokal wyborczy nie przerwał pracy z powodu zagrożenia bezpieczeństwa głosujących. Tego właśnie, pokoju, Kolumbijczycy po kilku dekadach wojny wewnętrznej chcieli najbardziej. Cieniem na głosowaniu położyły się natomiast zarzuty formułowane przez obóz Petro, jakoby w niektórych lokalach wyborczych doszło do fałszerstw na korzyść kandydata prawicy.

Czy przed drugą turą Petro, były bojownik marksistowskiej partyzantki miejskiej Ruchu 19 Kwietnia i mer Bogoty, walczący w mieście z biedotą i narkomanią, porozumie się z „pozasystemowym” Sergio Fajardo? Czy też trzeci w wyborczym wyścigu odda swoje głosy kandydatowi establishmentu, a może nie poprze nikogo? Pytania te pozostają otwarte. Głównonurtowe media w Kolumbii zaczęły tymczasem nakręcać panikę przeciwko głosowaniu na „terrorystę” Petro, chociaż Ruch 19 Kwietnia w 1990 r. oficjalnie zakończył działalność zbrojną i przekształcił się w partię respektującą zasady liberalnej demokracji.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ławrow: Zachód pod przywództwem USA jest bliski wywołania wojny nuklearnej

Trzy zachodnie potęgi nuklearne są głównymi sponsorami władz w Kijowie i głównymi organiza…