To może dziwnie zabrzmieć, ale scenariusz obecnej paniki wirusowej mógłby wcale nie być filmowy. Wystarczyłoby, by władze chińskie podjęły decyzję, by sprawę słynnego dziś koronawirusa przemilczeć, do czego mają wszystkie niezbędne środki. Dodatkowa, statystyczna umieralność na choroby grypopodobne, nawet gdyby pozostała całkowicie jawna, nie zwróciłaby niczyjej uwagi, bo pozostaje kropelką w oceanie codziennych ludzkich śmierci, a dotyczy głównie osób po 70 r. życia. Tak samo w Europie: we Włoszech, które się już zabarykadowały, w połowie lutego codziennie umierało ponad 200 starszych osób na powikłania po zwykłej, sezonowej grypie (bez Covid-19), więc kilka dodatkowych przypadków dziennych nie zdziwiłyby, nie zaalarmowałyby nikogo: możliwe, że aż do naturalnego zakończenia epidemii.

twitter

Dlaczego jednak Chińczycy zachowali się w zasadzie odpowiedzialnie i zaczęliśmy oglądać amerykański horror z serii „Epidemia”? Bo nie byli pewni odsetka śmiertelności wirusa, którego zidentyfikowali. Zważywszy na jego nadzwyczajną zaraźliwość (co stało się powodem tzw. teorii spiskowych, poniekąd uprawnionych, niezbędnych w dobrym scenariuszu), można było wszak spodziewać się prawdziwej bomby.

Na ekranach telewizorów pojawili się więc ludzie w kosmicznych ubraniach, jak z typowych amerykańskich horrorów epidemiologicznych, co spowodowało lawinę uczuć towarzyszących takim kinowym projekcjom i uruchomiło kolejne, pączkujące projekcje, samonapędzającą się wyobraźnię, ciągle zresztą związaną z gatunkiem: pojawiają się np. „mutanty” wirusa, gdy spada napięcie, do tego nerwowe „sztaby dowodzenia” z codziennym wbijaniem chorągiewek w mapy, gdy pojawia się jakiś przypadek, i komunikaty odczytywane z mega-poważną miną, by widz siedział unieruchomiony w fotelu z emocji. Ci, którzy roześmieją się na sali, mogą być wręcz zlinczowani przez tych bardzo przejętych.

Dziś podawany odsetek śmiertelności Covid-19 waha się między 3,4 proc. a 0,01 proc. Ta pierwsza, wysoka liczba należy do WHO, Światowej Organizacji Zdrowia, która opiera się na danych chińskich, gdzie zrobiono najwięcej testów na świecie („próba” jest największa, więc teoretycznie najbardziej wiarygodna). Druga to tylko „projekcja”, medyczne szacowanie statystyczne, obejmujące prawdopodobną liczbę osób, które miały/mają wirusa, miały bądź nie jakieś objawy chorobowe i wyzdrowiały, ale którym nikt nie zrobił testu, który zresztą jest niezbyt przyjemny i kosztowny. Warto wspomnieć o tych procentach, gdyż niebywała historia Covid-19 rozlewa się na dziedziny z rodzaju „Armageddon”, gdzie procenty odgrywają rolę podstawową.

Ludzie lewicy, jak olbrzymia większość ludzi nie zainteresowanych bezpośrednio rynkami giełdowymi (mało wśród nas akcjonariuszy), na wieść o ostatnich spadkach wiązanych z epidemią słusznie reaguje wzruszeniem ramion. Wydaje się to wręcz naturalnym tłem zapowiadanej katastrofy: gdyby zabrakło takich przebitek w filmie, obraz byłby przecież instynktownie niepełny. Stopniowanie napięcia jest tu zresztą bardziej tradycyjne, trzymające sprawę w tle, bo np. dzisiaj giełdy trochę „odbiły” po „korektach” (tj. dużych spadkach) w ostatnich dniach i tygodniach.

flickr

Epidemia jest tak samo zglobalizowana, jak życie ekonomiczne. Kiedy Chiny zaczynają kaszleć, reszta świata nie może robić inaczej. Unieruchomienie w fotelach (kwarantanny) ma konkretne konsekwencje ekonomiczne, które nie musiałyby stać się katastrofą, gdyby nad tzw. realną gospodarką nie wisiała na cienkim włosku big-bania zupełnie wirtualnych, wręcz filmowych finansów, zwanych dyskretnie „derywatami”, produktami spekulacji i chciwości. Wszystkie pieniądze związane z rzeczywistym życiem gospodarczym na naszej planecie stanowią już mniej niż jeden proc. teoretycznej wartości tych krążących w atmosferze wirusów finansowych, które z dnia na dzień mogą naprawdę unieruchomić świat (jutro, za rok?). Jest to zresztą matematycznie nieuniknione, nie wiadomo jednak kiedy konkretnie, bo banki centralne „ratują” sytuację ciągle drukując puste pieniądze. Gdyby jednak do tego doszło, horror koronawirusowy wyda się nam wszystkim tylko miłą, emocjonującą kiedyś rozrywką.

paypal

 

 

 

 

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Skąd autor wziął informację o 200 zgonach dziennie na grypę we Włoszech? To jest fakenews na miarę Trumpa. Niech autor zajrzy w źródła a nie opiera się na Facebooku.

    1. A skąd Szanowny Anonim wziął informację, że to fake? Według danych włoskiego Istituto Superiore di Sanita (Wyższego Instytutu Zdrowia) – organu jak najbardziej oficjalnego, zajmującego się zresztą też monitorowaniem epidemii Covid-19, „w szóstym tygodniu 2020 roku (tj. w połowie lutego) umierało dziennie średnio 217 osób na grypę i jej powikłania”. Proszę sobie góglować, zamiast trollować.

    2. Jerzy ma rację — w Polsce w lutym zmarło na powikłania pogrypowe ok. 340 osób przy lekko ponad 800 tysiącach zachorowań, populacja Włoch jest o wiele wyższa (60,5 miliona) więc ten ich wzkażnik 200 zgonów jest nie najgorszy.

  2. Świat to już tylko kasyno do zabawy dla coraz węższej grupy narcystycznych wybrańców.I to taki przybytek gdzie zawsze wygrywają.I ciągle im mało .Uzależnienie.Jak narkotyk.Czy to karnawał czy kondukt pogrzebowy.Zawsze coś się w(y)ciągnie.Wojenka mniejsza czy większa.”Pieniążki sypią się”.A przekaziory wspierają to z całą mocą jak ostatnio wp prezentująca najnowsze zdjęcia amerykańskiej harmaty co to może sięgnąć samej Moskwy z Wawy (taki mały fake news ) ze zdjęciem zabytku M65 Atomic Annie z 1952 roku.A ludziska się jarali.Że hej.Nieliczni pukali się w głowę.I czemu to wszystko służy?A temu ,żeby robić z nas wszystkich durnia wpychając nam upragniony sprzęt zza oceanu coraz mocniej w cztery litery.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

AI – lęk czy nadzieja?

W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…