Interesujące rezultaty pokazało badanie niemieckiej Fundacji Friedricha Eberta – dotyczyło poczucia bezpieczeństwa w Europie odczuwanego przez społeczeństwa wybranych krajów na kontynencie.
Wyniki są nader interesujące: na przykład aż co drugi Niemiec uważa za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa na naszym kontynencie Stany Zjednoczone. Podobnie pokaźna grupa widzących w USA niebezpieczeństwo dla pokoju europejskiego jest we Francji – 44 proc. Obywatele Polski tylko w 34 proc. podzielają ten pogląd, główne zagrożenie widząc w Rosji – 77 proc. Rosję z kolei jako główne zagrożenie widzi jedynie co trzeci Niemiec, niemal dokładnie odwrotnie niż Polacy. Francuzi również nieszczególnie boją się rosyjskiego zagrożenia – jedynie 40 proc. obawia się kraju Putina.
Implikacją struktury tych obaw jest też stosunek do Ukrainy i jej przyszłości w Europie. Jedynie 23 proc. Niemców uważa, że Ukraina powinna jak najszybciej znaleźć się w NATO, a w Unii Europejskiej – tylko 27 proc. Biorąc pod uwagę znaczenie Niemiec w Unii, wiele wskazuje na to, że Ukraina jeszcze długo jeszcze będzie musiała pracować na zrealizowanie obietnic swoich pomajadanowych elit.
Polacy, co nie powinno budzić zdziwienia wobec rusofobii podniesionej w Polsce do rangi oficjalnej polityki zagranicznej, są w znakomitej większości za członkostwem Ukrainy w NATO – 66 proc. popiera tę ideę. Ciekawe, że to większa grupa niż samych Ukraińców – tylko 57 proc z nich chce członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim.
Ciekawe jednak, że stosunkowo duże jest poparcie we wszystkich pytanych krajach dla większej współpracy z Rosją. Poparcie dla tej idei wyrażą ponad połowa obywateli naszego kraju (52 proc.) 58 proc. Niemców i Francuzów i 61 proc. Łotyszy.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
efekty 30 letniej tresury motłochu przez reżim solidaruchów
I to jest właśnie miarą prania mózgów w naszym kraju.
Żadne zaskoczenie. Jak widać ludzie potrafią myśleć i analizować dostępne informacje.
Dlatego tak bardzo rządzący i współpracujący z nimi dziennikarze atakują wyimaginowane boty i trolle rosyjskie (u nas np. prym wiedzie w tym oko.press, internetowa mutacja GW).
Mam też wrażenie, że kampanie przeciw mowie nienawiści czy metoo to przygrywka dla rozprawienia się z niezależnymi opiniami w internecie, a nie rzeczywiste pragnienie usunięcia nienawiści czy molestowania.
Wolność opinii zagraża wszystkim rządzącym. Nie żeby w Federacji Rosyjskiej było z tym lepiej. FR i Chiny stanową jednak niezależne od USA i UE ośrodki gospodarczo-polityczne i dlatego mogą prezentować odmienny zestaw informacji, stanowiąc przeciwwagę dla możliwego inaczej imperializmu planetarnego.