Od połowy maja, gdy z niewyjaśnionych dotąd przyczyn zmarł na komisariacie policji 25-letni chłopak – trwa w mediach seans nienawiści do policji. Nikt nie przebiera w słowach.
Funkcjonariuszy z Wrocławia nazywa się bez zażenowania „mordercami” (choć prawomocny skazujący wyrok sądowy jeszcze nie zapadł, o ile się nie mylę), komisariat przy Trzemeskiej – gdzie ta śmierć się zdarzyła – nazywa się „katownią”, a co odważniejsi zbierają się na „marsze pamięci”, które „jakoś tak spontanicznie” przeradzają się w regularne bitwy z policją, gdzie młodzi ludzie ładują w funkcjonariuszy koszami na śmieci, płytami chodnikowymi lub też podchodzą do kordonu i częstują go gazem.
Zaroiło się od „znawców tematu”, „ekspertów do spraw wyszkolenia”, zasad użycia środków przymusu bezpośredniego a także – i to kuriozum płynie z ust właściwego ministra! – sposobów postępowania w przypadku zatrzymywania kobiet lub mężczyzn. To znaczy, że w stosunku do zatrzymywanych kobiet pewne zachowania „nie przystoją”. Gdyby nie to, że ten tekst piszę do poważnego medium – wstawiłabym na koniec poprzedniego zdania płaczącą ze śmiechu emotkę.
Festiwal nienawiści uzupełniany jest, w miarę kolejnych doniesień medialnych o policyjnych działaniach o znaczącą ilość komentarzy prześmiewczych i kontestujących podejmowane działania; vide – sprawa z ulicy Noakowskiego w Warszawie. Tylko laik, rozpierający się wygodnie w fotelu przed monitorem komputera, może słać w eter rozchichotane komentarze o „fachowcach z mopem”, próbujących obezwładnić naspeedowanego osobnika, na którym nie zrobił wrażenia lot z okna drugiego piętra – i po twardym lądowaniu na warszawskim bruku potrafił skutecznie ranić interweniujących policjantów. Nie wie, biedaczysko, laik jeden z drugim, że w takich sytuacjach najważniejsze jest zachowanie dystansu od agresora i minimalizowanie zagrożeń; a użycie tego „zabawnego” mopa taką możliwość dawało. Pomijam już drobny fakt, że w bardzo wielu cywilizowanych krajach, na które Polacy tak chętnie z zazdrością spoglądają (a jeśli mają możliwość – wyjeżdżają do nich), taki uroczy jegomość, który poczęstował funkcjonariuszy nożem – dostałby od jego kolegów jeden „strzał ostrzegawczy”. W głowę.
Największym jednak problemem jest społeczne przyzwolenie na „hejtowanie” policji. Ono jest wszędzie – w mediach, w polityce; a zaczyna się już w domach, w rodzinach. W takich rodzinach, gdzie dorośli nie zwracają uwagi na wymalowane sprayem w pokoju dziecka napisy „CHWDP” czy „JP100%”. Ba, bywa gorzej – sami dorośli reprezentują te „wartości” i w ich duchu wychowują potomstwo. Do głowy im nie przyjdzie nauczenie dzieciaka, że czy to się komuś podoba, czy nie – policja ma określone uprawnienia i mogą się zdarzyć sytuacje, w których dzieciak (nawet przypadkiem!) będzie brał udział – i w takim razie lepiej będzie, gdy pozwoli policji ze swoich uprawnień korzystać. Co oznacza po prostu – na żądanie policjanta wylegitymować się lub podać swoje dane personalne zamiast doszukiwać się od razu „przekroczenia uprawnień” czy „łamania praw człowieka” i stawiać czynny opór. Bo z takiego zachowania zawsze, ale to zawsze wyniknie ciąg dalszy ze strony funkcjonariusza, ponieważ ma on do tego stosowne uprawnienia. I tak, może użyć wtedy środków przymusu bezpośredniego, a w określonych przypadkach również broni. Żeby nie było wątpliwości – wcale nie uważam, że policja jest nieomylna, zawsze działa w zgodzie z procedurą i wszystko jest cudownie. Nie. Zdarzają się sytuacje przekroczenia uprawnień czy niedopełnienia obowiązków. Ale w takich przypadkach również obowiązują procedury, obywatel może i powinien z nich korzystać. Ta możliwość to nie jest jednak wiadro hejtu wzmocnione koszem na śmieci, rzucone w policjanta. Ani wypisywanie w internecie, że to „psy, mordercy”. To jest skarga, postępowanie wyjaśniające czy wreszcie prokuratura i sąd. Przy jednoczesnym pamiętaniu o zasadzie płynącej jeszcze z prawa rzymskiego – o domniemaniu niewinności. Warto w tym miejscu pokusić się o pewne porównanie. A mianowicie – dwa zawody, lekarz i policjant. Obydwaj mają za zadanie strzec naszego życia. Oczywiście, w całkowicie różny sposób. Ale z tej dwójki tylko policjant będzie to robił „…nawet z narażeniem życia”. On to ślubuje wobec państwa, któremu służy. Ślubuje to obywatelom, dla których będzie strzegł ładu i porządku. To nie są puste słowa, nie każdy policjant wraca po służbie do domu.
Choćby na łamach Strajk.eu przypomniana została tragedia z Magdalenki, ku mojemu zdziwieniu, także w prześmiewczym tonie. Tymczasem, fakty były takie – policja wytropiła sprawców napadu na ekipę policyjną prowadząca oględziny zrabowanego TIR-a w Parolach pod Warszawą. Na miejscu tego zdarzenia doszło do wymiany ognia i śmierci policjanta. Dłuższy czas później, sprawcy tego przestępstwa zostali „namierzeni” w częściowo opuszczonym domu w Magdalence. Rozpoczęła się akcja zatrzymania. Niestety, tutaj policyjni antyterroryści zginęli w sposób rzadko spotykany w „standardowych przestępstwach”. Ściślej mówiąc – zginęli rozerwani przez kilka min zdalnie odpalanych przez sprawców przebywających w owym domu. Autorem tej morderczej pułapki, w którą złapałaby się najlepsza i najlepiej wyszkolona policja świata (vide – akcja i śmierć policjantów w Waco w Teksasie) był Ivan Pikus, Rosjanin, były żołnierz Specnazu, uczestnik wojny w Afganistanie, wszechstronnie wyszkolony w technikach zabijania, zakładania pułapek; w dodatku z wieloletnią praktyką. Pikus po zakończeniu służby wojskowej został zawodowym przestępcą, pozbawionym jakichkolwiek skrupułów grasującym w Polsce i w Niemczech. Przestępców jego pokroju, w skali świata – jest naprawdę niewielu. Urządzać więc szyderę ze śmierci dwóch polskich policjantów, którzy zginęli rozerwani przez zastawione przez niego miny-pułapki nie mieści się w kanonie żadnych odruchów ludzkich. Dodać można, że wielokrotnie powtarzany proces osób kierujących akcją – oczyścił je całkowicie z jakichkolwiek zarzutów o braku kompetencji czy przekroczeniu uprawnień.
Bardzo jestem ciekawa finału sprawy Igora Stachowiaka z Wrocławia. Podobna sprawa z Legionowa już jest rozwiązana – policjanci oczyszczeni z zarzutów; chociaż wyrok społeczny też wydany był natychmiast, w świetle płonących rac i fruwających koszy na śmieci – „mordercy w mundurach udusili chłopaka”.
Pamiętajcie o obozach
Czas na szczerość, co w dzisiejszej Polsce raczej szkodzi, niż pomaga. Przyjechał otóż do …
Czy Autorka aby nie pomyliła portalu? Czy Redakcja czyta nadsyłane teksty?
Funkcją policji jest przede wszystkim zapewnienie sprawnego działania kapitalizmu. Duża część tzw. patologii społecznych jest efektem tegoż kapitalizmu, więc w pewnym stopniu chroni tych, którzy nie stali się patologią, przed tymi, którzy najczęściej nie ze swej winy patologią zostali. Zasadniczą jednak rolą policji jest zastraszanie obywateli – dobrze to widać w tytułowej „Deszczowej piosence” z płn.-amerykańskiego filmu z 1952 (proszę uważnie popatrzeć na zachowanie Gene Kelly’ego gdy napotyka na policjanta; mniej więcej 4 minuta piosenki na youtube). Można to porównać z analogiczna sceną z „Chodząc po Moskwie” – jakże inne zachowanie i głównego bohatera, i kontrolerki w metrze (status społeczny tej ostatniej mniej więcej odpowiada policjantowi z DP).
Autorce tekstu zazdroszczę, że nie spotkała się nigdy z nieuzasadnioną przemocą oraz innymi nadużyciami ze strony policji. Ja niestety się spotkałem – wielokrotnie…
Dlatego nie ukrywam skrajnej niechęci do owej instytucji, jak i również nie wierzę w bezstronność sądów i prokuratury w sprawach dotyczących nadużyć policji – od wydawania rozkazów o eskortowaniu nielegalnych eksmisji po przemoc fizyczną wobec zatrzymanych na komisariatach.
Nawet nie doczytałem do końca bo jegomość kompromituje się tak samo jak Ci przed komputerami. Nie ma czegoś takiego jak „ostrzegawczy strzał” w głowę. Może inaczej podaj który to kraj cywilizowany i do tego wrzuć skan z przepisów umożliwiający na strzał w głowę. Internet działacw krajach cywilizowanych więc sobie poradzisz.
Ironia…trudne słowo, nie?
Nareszcie jakiś rozsądny komentarz o policji!
Oklaski tłumu nic nie znaczą. Tłum w jednej chwili uwielbia, w drugiej nienawidzi. 63% Polaków nie czyta książek, ale przy okazji czegokolwiek, mamy tabuny specjalistów-ekspertów. Sprawnie pani właśnie udowodniła, że większość z nas, to zwykli idioci. Nie łudźmy się, taka jest prawda.
W całości zgadzam się z autorką tekstu.
A najlepsze jest w tym hejcie to, że na ulicy Cię opluje , znieważy itp, a za jakiś czas przyjdzie prosić o pomoc go go /ją pobili, okradli, oszukali itp itd i jest to nagminne niestety…
„Podobna sprawa z Legionowa już jest rozwiązana – policjanci oczyszczeni z zarzutów” – nic nowego, jak zawsze :)))))
IGOR Pikus [RIP] był Białorusinem
Jak zwykle, aha. W Katowicach też się skończyło, jak zwykle? Oczywiście, w związku z faktem, że rzeczywiście Pikus był Białorusinem o imieniu Igor – to umniejsza jego „zasługi” i powoduje, że był mniej groźnym przestępcą? Bez odbioru :-/ Nie mój target.