„Wspomnienie drugie. Mam siedem lat. Jestem z Tobą, mamą i rodzeństwem na plaży w Darłówku nad morzem, gdzie jeździmy co roku. Leżę na brzuchu na gorącym piasku, obserwuję przepływające w oddali rybackie kutry, słońce piecze mnie w plecy. Ty nad brzegiem morza bawisz się z moimi siostrami, Kasią i Zosią. Wraz z nimi gonisz uciekające fale i sam uciekasz, gdy wracają. W pewnym momencie odwracasz się i patrzysz na mnie, a Twój uśmiech mówi: „jesteś moją córką i kocham cię”. Tato, tak wiele dobrych rzeczy przemija, i znika na zawsze.” – Tym wzruszającym listem Ania Sumlińska, wówczas siedmioletnia, zdobyła wyróżnienie w konkursie „Listy do Taty” organizowanym przez Senat RP w 2013 roku. Za pierwsze miejsce zdobyłaby 500 zł, za drugie – 300, a za trzecie 200, niestety – córka znanego dziennikarza wyklętego znalazła się poza podium.
Mimo wszystko fragment jej listu zrobił karierę. „Wspomnienie. Mam siedem lat. Jesteśmy z rodzicami na plaży w Darłówku. Leżę na brzuchu na gorącym piasku, obserwuję przepływające w oddali rybackie kutry, słońce piecze mnie w plecy. Moja dwunastoletnia, dziś już nie żyjąca, siostra Ania nad samym brzegiem morza bawi się z naszym psem, Kamą. Wraz z nią goni uciekające falę i sama ucieka, gdy wracają. Kama głośno szczeka i macha ogonem. W pewnym momencie Ania odwraca się i patrzy na mnie, a jej uśmiech mówi: „jesteś moim bratem i kocham cię”. Tak wiele dobrych rzeczy ginie. Odchodzi bez słowa protestu, najwyżej cichy szept pozostaje tam, gdzie kiedyś istniało coś namacalnego” – napisał tata Ani (zapewne pod wrażeniem jej talentu, podobnie jak imponuje mu Chandler, McLean, Steinbeck, Larsson, a nawet Coelho – wszystkich tych autorów wykorzystał w barwnym kolażu, jakim jest książka o byłym prezydencie) w „Niebezpiecznych związkach Bronisława Komorowskiego” (str. 117).
Jak się jednak okazuje, Ania Sumlińska, „pisząc” list do taty, posłużyła się fragmentem innego dzieła, „Dziennika zarazy” kanadyjskiego pisarza i katolickiego fundamentalisty, Michaela O’Briena. Niestety, nie mam dostępu do polskiego tłumaczenia, jedynie do fragmentu po angielsku – bohater opisuje w nim swoje wspomnienie, ma sześć lat, leży na brzuchu na gorącym piasku, słońce parzy go w plecy (nad rzeką, nie nad morzem, trzeba przyznać); z przebłyskiem z dzieciństwa związana jest dokładnie ta sama co w „Niebezpiecznych związkach…” refleksja o przemijaniu („[…] so many good things are fading, fading without a cry of protest, with hardly a whisper to tell that something substantial was once there„).
Można by oczywiście założyć, że Wojciech Sumliński połasił się na 500 zł nagrody w konkursie dla dzieci i napisał w imieniu córki list do samego siebie, którego fragment przepisał w dodatku z kiepskiej literatury; następnie pisząc książkę o Komorowskim (być może, w gąszczu popełnianych plagiatów, zapominając o tym, że już go wykorzystał), przepisał go jeszcze raz. Dość krępujący jest fakt, że mimo swojego poświęcenia owych 500 zł nie wygrał. Zbrukane umysły redaktorów „Newsweeka” i innych reżimowych mediów z pewnością nakarmią tłuszczę tą papką; zrobią wszystko, żeby oczernić niezłomnego Polaka.
Ja jednak wolę wierzyć, że Ania – genialna ponad swój wiek niczym Orszulka Kochanowskiego – pisząc list do ojca wykorzystała jego niepowtarzalny styl kolażu, chcąc w ten sposób jeszcze wyraźniej podkreślić swoje przywiązanie i szacunek wobec rodzica. Sumliński, który okiem wytrawnego znawcy literatury popularnej zauważył ten zabieg, uhonorował ją z kolei fragmentem „Niebezpiecznych związków…”. Rodzina słowem (nieswoim) silna.
[crp]Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Bardzo cenię Pani publicystkę i jeszcze bardziej szanuję Pani działalność publiczną. Tym bardziej żałuję, że ten akurat artykuł nie skończył się na przedostatnim akapicie. Bo ostatni akapit jest – niestety – żenujący. Wyszydzanie dzieci ze względu na postępki ich rodziców jest niesmaczne, małoduszne i tanie. Bardzo bym chciała, żeby tego typu wypady nie zdarzały się polskim publicystom – zwłaszcza tym, których cenię i szanuję.
plagiatowanie jako rodzinna pasja, no no, tego jeszcze nie było. Nie interesują mnie ani poglądy ani „inni szatani” stymulujący „pisarstwo” Sumlińskiego. Ale nie nazywanie po imieniu ordynarnego plagiatu naprawdę nie uchodzi.
To oddawna widać czy na forach czy w mediach, jak w PIS białe musi być czarne, takiego zakłamania bezczelnego dawno nie mieliśmy. Za komuny było, gdzie na takiej samej zasadzie Zomo preparowało dowody, nazywała się to ….daj mi człowieka znajdzie się paragraf….
Od wielu lat ludziom solidarności wymyśla się biografie, by ich splugawić, bo PIS to jest ten beton komuszy, co władzy oddać nie chciał.
Był w 89r podział w partii, na tych co chcieli gadać z solidarnością i tych co chcieli zabijać. I to drugie, to jest nomenklatura Pis. Kaczka od zawsze stał tam gdzie stało Zomo , dlatego byli SB zatrudnieni w propagandzie Pis, tak nienawidzą solidarności. Wałęsa nagle Bolkiem, Komorowski ciężko prześladowany i więziony za komny agentem WSI, preparowane dowody na wymysłach, byłych Ormowców, SB i Zomowców, schronionych w PiS i marzących o powrocie władzy PZPR, która jak widzimy po wyborach wróciła. Cenzura mediów, kolesiostwo w urzędach, wymiar sprawiedliwości ręcznie przez Ziobro sterowany, ustawa policyjna z podsłuchami i inwigilacją, napad bolszewicki na banki i kapitał, bo potrzebują na podsłuchy. Ordynarni, nienawidzący, bezczelni, skrajnie antypolscy i z rządzy władzy i ma być jedyna prawda ,spreparowana przez bolszewicki Pis.
Tym samym ataki na KoD jak kto zna historie, to plugawienie ludzi już było w 68, też tak kłamali, tak zmyślali że za ludźmi stoi obcy reakcyjny kapitał, że sterowani przez imperlialistyczny zachód przeciwnicy narodu ludowego. Nie jest dziwne że się Piotrowicz ostatnio przejęzyczył twierdząc z mówinicy sejmowej ….Rzeczypospolita Polska Ludowa..
Będą was mordować jeśli nie zrozumiecie, że jeszcze nie maja kontroli nad resortem siłowym, wojsko stanie po stronie polaków i musicie truchło Pisowców powywieszać na latarni, a komunizm już nigdy nie wróci. To trzeba zrobić, albo wolicie zbiorowy łagier i kata nad głową.
Parodiując tytuł można powiedzieć że Pani Justyna zafundowała nam dziennikarstwo pokorne w czopku. Nie zamierzam bronić autora i jego zapożyczeń (chociaż uważam że w polskiej literaturze to zjawisko nagminne i takie uporczywe piętnowanie ich w tym konkretnym przypadku jest wielce interesujące) Pisać o konkretnej książce i autorze nawet z cytatami bez słowa o kontrowersyjnej i niewygodnej treści – której o zgrozo nikt nie podważa? Wpisuje się to w moje podejrzenia że książka jest przeznaczona do odstrzału a że nie udało się tego zrobić za poruszane w niej fakty to próbuje się za zawartą w niej fikcje. Można by oczywiście założyć że autorka ma kły z których skapuje jeszcze słodki jad i jest z siebie wielce zadowolona że udało jej się nadszarpnąć dobre imię Pana Wojciecha i jego córki a artykuł przed publikacją przeszedł przez ręce radcy prawnego bo zrobiła powyższe ale jakby i nie zrobiła. Ja wolę natomiast myśleć że uprawia ona dziennikarstwo na swoim stałym poziomie do którego zdążyła nas już przyzwyczaić bo wie że w razie „W” redaktor naczelny skasuje obiekt wpadki i wyłączy na jakiś czas możliwość komentowania na portalu.
„zapożyczeń” buahahahahahahahahahahaha jebany przygłupie, to czystej wody plagiat
Pomijając nazywanie licznych ewidentnych plagiatów „zapożyczeniami”, pozwolę sobie odwrócić pytanie. Jeśli ta książka jest dowodem czegokolwiek to dlaczego ani autor, ani nikt z licznych wrogów Komorowskiego nie zgłosi sprawy do prokuratury?