Mieszkańcy Szczecina mają już dość ekscesów „dzielnego łowczego”, który na ich oczach z bezczelnym uśmiechem na ustach zabija zwierzęta. Zabija bo może – ma „plecy” w magistracie.
O Ryszardzie Czeraszkiewiczu pisaliśmy niedawno – kiedy szczecinian zbulwersowało zabicie przez niego młodego jenota znalezionego w budce dla kotów. Kamera zarejestrowała, jak wezwany na miejsce łowczy wyciąga zwierzę z budki i strzela do niego z broni pneumatycznej. Później przez telefon miał okłamać jedną z mieszkanek dzielnicy, że jenot ma się dobrze. Kiedy jednak na światło dzienne wyszło nagranie, zaczął plątać się w zeznaniach i w końcu wyszło mu, że zwierzę było chore i tylko „skrócił mu cierpienie”.
Teraz miarka się przebrała – szczecinianie napisali drugą już petycję o odwołanie Czeraszkiewicza. Powodem były dwie skandaliczne „interwencje” z tego miesiąca.
9 lutego łowczy dostał zgłoszenie o trzech małych dzikach śpiących w zaroślach koło działek. Załatwił sprawę szybko: strzelał nawet nie wysiadając z samochodu, po prostu otworzył okno i celował do zwierząt, nie zważając na to, że nieopodal ludzie sprzątali ogródki.
Kilka dni temu wezwała go para, która potrąciła samochodem sarnę. Zwierzę żyło, choć było ranne. Został przeniesione na pobocze, gdzie małżeństwo czekało na przyjazd łowczego. Kobieta, która wezwała pomoc, tak opisuje zdarzenie: „Ten pan nie ma warunków do przewozu zwierząt. Cały samochód zawalony gratami, wrzucił ją – dosłownie – w wolną przestrzeń 30x30cm. Na moje pytanie dokąd ją wiezie, odpowiedział, ze do weterynarza. Miał przy tym durnowaty uśmieszek. Poprosiłam o podanie adresu lecznicy. Nie podał. Zaśmiał mi się w twarz”.
Tego samego dnia na swoim Facebooku Czeraszkiewicz próbował zwalić winę… na kierowców: „Trudno zliczyć, ile saren od początku roku, uległo kolizjom w Szczecinie i okolicach. Na pewno jest to liczba powyżej 60 zwierząt, z których większość zginęła na miejscu lub w męczarniach. Nikt nie piętnuje kierowców, choć to ich nieuważna jazda jest przyczyną takich zdarzeń” – napisał na fanpejdżu:
Dlaczego łowczy wciąż wygrywa kolejne przetargi i współpracuje z miastem, choć jego brutalne traktowanie zwierząt jest już niemal legendarne? Nieoficjalnie mówi się, że ma tak mocne znajomości. Radny Marek Duklanowski z PiS mówił Onetowi w listopadzie 2017 przy okazji „jenotgate”: – Wszyscy zauważamy, że sprawa jest bardzo dziwna. Za każdym razem, gdy próbuje się sprawę ruszyć to spotykamy dziwny opór urzędników. Sam otrzymuję pisma od pana Czeraszkiewicza, że dałem się nabrać „tym ludziom, co lewaccy są, atakują ministra Szyszkę, a on go wspiera i jest »kochany i dobry«”.
Ale mieszkańcy się nie poddają. Już ponad 1300 osób podpisało petycję o odwołanie łowczego (tutaj). Powstała również strona internetowa, piętnująca jego występki.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…
A może by tak protestujący wzięli sobie ,,na garnuszek” kalekie zwierzęta?
Bo taka sarna połamana przez samochód – może i sie pozrasta, jednak uciekać przed stadem drapieżców – nie da rady.
Tak samo młode dziki. Bez opieki lochy – będą karmą dla wilków czy lisów. Albo włażą głodne gdzieś do gospodarstwa rolnego – i rolnik kijem zatłucze…
Niby można ,,odchować” ale…
No właśnie zwierzęta ,,odchowane” przez człowieka na ,,butelce” nie nadają sie do samodzielnego życia. mają stępiony lek przed człowiekiem, maszynami i pojazdami.
Nawet jeśli wypościmy do lasu – nie potrafią przyłączyć się do watahy, mają ufność do ludzi, nie lękają sie pojazdów – wynik – wypadek gdzieś na drodze i… ofiary wśród ludzi.
Może w takim przypadku – po prostu skrócić męczarnie?
Kule z broni myśliwskiej nie podlegają żadnym konwencjom. Służą do tego aby zabijać natychmiast.
Katolickie miłosierdzie!
I tak to się hoduje bandytyzm