Ustępujący prezydent Bronisław Komorowski, w najnowszym wywiadzie dla tygodnika „Polityka” mówi, że pozostaje dla niego zagadką, jak można było tylu Polakom wmówić, że po 26 latach wolności, mimo gospodarczej prosperity, trzeba będzie Polskę odbudowywać ze zgliszczy jak po wojnie. Wydawało się to prezydentowi „na tyle głupie, na tyle podłe, że niewarte polemiki”.

A wystarczyło spojrzeć na dane Głównego Urzędu Statystycznego i Eurostatu, żeby zobaczyć, że nie jest tak wesoło, jak się prezydentowi i jego kolegom z Platformy Obywatelskiej wydawało. Połowa gospodarstw domowych w naszym kraju nie ma tysiąca złotych na pokrycie nagłego wydatku. Aż 66 proc. Polek i Polaków zarabia poniżej średniej krajowej. Co piąty z nas nie zarabia nawet połowy średniej.

Komorowski utyskuje: „Rośnie oczekiwanie, że państwo ma dać, ma zapewnić, ma załatwić. Pojawił się lęk przed konkurencją. Młodzi ludzie mówią: my już nie chcemy się ścigać, chcemy dostawać, co nam się należy. Rośnie też rola państwa w gospodarce. To nie jest optymistyczna tendencja”.

Polecam całemu środowisku Platformy Obywatelskiej porównać system zabezpieczenia społecznego w krajach Europy Zachodniej do tego, który funkcjonuje w Polsce. W pięknym kraju nad Wisłą z prawie 2 milionów bezrobotnych 86 proc. nie ma prawa do zasiłku. Ci, którzy mieli na tyle szczęścia, żeby uzyskać zasiłek, otrzymują od 500 do 650 zł. Nieliczni, których staż na umowie o pracę wynosił ponad 20 lat, mogą dostać aż 780 zł. I jedni, i drudzy takie żałosne grosze dostają tylko przez rok. Potem państwo nie daje im nic. Do tego należy dodać wszystkich „pracujących biednych”, których – według badań prof. Ryszarda Szarfenberga z Instytutu Polityki Społecznej – jest prawie 1,5 mln. To ludzie, którzy pomimo tego, że pracują w pełnym wymiarze godzin, nie są w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie, bo zarabiają za mało.

Przerażają również dane na temat ubogich. W 2008 roku Polaków w skrajnej biedzie było 2,1 mln. Teraz jest 2,8 mln.

Domaganie się od państwa, żeby wprowadziło podstawowe osiągnięcia cywilizacyjne, które z powodzeniem funkcjonują w stabilnych i rozwijających się krajach Europy Zachodniej – to nie jest pesymistyczna tendencja. To sprzeciw wobec równania w dół, konkurowania niskimi płacami, to bunt przeciwko niestabilnemu zatrudnieniu. Niezgoda na traktowanie Polski jako montowni Europy, rezerwuaru taniej – bądź, w przypadku stażystów, darmowej – siły roboczej w specjalnych strefach ekonomicznych, nie bez powodu zwanymi specjalnymi strefami wyzysku.

W tym samym tonie, typowym dla oderwanej od społeczeństwa elity, wypowiada się minister finansów. Mateusz Szczurek w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” odpowiadając na pytania o złe postrzeganie swojej sytuacji przez Polaków i Polki odpowiada: „Mamy dziś najwyższy w historii indeks wolności gospodarczej, stale rosnący. Do tego skok w rankingu Doing Business Banku Światowego o 30 pozycji do góry”. No i co z tego? Minister myśli, że to raduje tych, którzy żyją za tysiąc złotych miesięcznie ? To arogancja pokonała PO i jej sojuszników. To, że nie wychodzą do ludzi i świat oglądają zza szyb limuzyn.

Oczywiście Polska to nie zgliszcza. Ale jest bardzo dużo do zrobienia, bo pragnienie ucywilizowania rynku pracy, rynku mieszkaniowego jest coraz większe. I nie jest to negatywna tendencja – wręcz przeciwnie. W końcu, po 26 latach traktowania pracowników jak zbędnego kosztu, pojawia się szansa na naprawienie stosunków pracodawca – pracownik. A wy, widząc to jako zagrożenie, jak byliście głupi – tak jesteście.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. A dla mnie było zagadką, jak mógł wmawiać Polakom, że oni tu 25 lat wcześniej przejęli ruiny i zgliszcza. Od lat funkcjonujemy, wyprzedając owe ruiny i zgliszcza i to często poniżej wartości.
    Gdyby PO nastała w 45r. i przyszło jej odbudowywać Warszawę, to czuję, że jeszcze dziś by tam gdzieniegdzie leżały ruiny (co najwyżej kościoły by odbudowano), a gruźlica i choroby weneryczne hulałyby beztrosko po Polsce.

  2. „Oficjalnie przyjęta granica ubóstwa to dochody równe 60% średniej płacy w kraju. W tym przedziale znalazło się aż 13 milionów mieszkańców Wielkiej Brytanii. Ale 52% z nich to osoby pracujące.” [wg Fundacji Joseph Rowntree]

    Wielka Brytania liczy sobie 64 miliony ludzi. To znaczy, że 20% populacji jest biedna.

    To tak dla porównania…

    1. „Aż 66 proc. Polek i Polaków zarabia poniżej średniej krajowej. Co piąty z nas nie zarabia nawet połowy średniej.”

      Wszystkich pracujących Polaków jest coś około 16,06 mln. – to chyba o nich mowa?
      66% z 16.06 mln wynosi 10,6 mln – co daje 29% z 38 mln – do 60% średniej i więcej.
      20% z 16.06 mln wynosi 3,2 mln – co daje 8,4 % z 38 mln – poniżej połowy średniej.

      „Oficjalnie przyjęta granica ubóstwa to dochody równe 60% średniej płacy w kraju. W tym przedziale znalazło się aż 13 milionów mieszkańców Wielkiej Brytanii. Ale 52% z nich to osoby pracujące.”

      52% z 13 mln daje 6,76 mln.
      6,76 mln z 64 mln daje 10,5%.

      Procenty wg kryteriów angielskich są w obu krajach chyba podobne. Prof. Ryszard Szarfenberg podaje 1,5 mln a wg kryteriów angielskich może ich być nawet ze 4 mln?

    2. U nas chyba ludzi biednych (pracujących, emerytów, bezrobotnych) wg kryteriów angielskich będzie chyba 25-30%? Czyli coś z 10 mln.

    3. Szafowanie liczbami, bez odniesienia procentowego do liczebności państwa jest tanim populizmem i próbą szokowania.
      Tymczasem 2,8 miliona to ledwie 7% populacji. A to dalece mniej niż 20% w Wielkiej Brytanii. Więc procenty są daleko od podobieństwa.

      Jak ma być więcej, skoro podane w tekście 2,8 mln?

      Dlacaego chcesz robić z ludzi idiotów i przyjmować angielskie kryteria.

    4. Nie powiedziałbym, że te 13 mln Anglików żyje w skrajnej biedzie. Na pewno jest ich mniej. W tej grupie Anglików są i klienci MOPSu i ludzie zarabiający najniższą krajowa angielską. 2,8 miliona to zapewne klienci MOPS – to dla mnie skrajna bieda.

    5. Średnia roczna w UK to 27 000 funtów. czyli 60 % tej sumy to 16 200 funtów czyli praktycznie wszyscy zarabiający najniższą krajową. Nie powiedziałbym, że są skrajnie ubodzy bo Polacy tam pracują za takie kwoty i jeszcze potrafią z tego wysłać rodzinie kasę za pomocą np. WesternUnion. Ale kwoty te nie pozwalają na nazwijmy to rozwój i np. wydatki kulturalne albo edukacyjne. i To jest granica ubóstwa poniżej której jesteś w czarnej dupie. Termin skraje ubóstwo czyli te nasze 2,8 mln to jeszcze głębsze dno niż tzw. biedni pracujący.

      A z drugiej strony co nam daje świadomość, że gdzieś w UK czy w USA jest więcej biedy. To takie gadanie jak Urbana o tym, że w USA bija Murzynów. Powinniśmy starać się likwidować każdą biedę bo ona niestety rośnie a nie maleje. Chyba, że Pan chcesz czekać aż będziemy mieli wg Pana te angielskie 30%.

  3. Polska to zgliszcza. Zgliszcza państwa dbającego o obywateli. Zgliszcza szkolnictwa i służby zdrowia. Nawet zgliszcza armii.
    A stadiony, akwaparki etc? Oznaką bidy są piramidy.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …