Z szacunkiem kibicowałem #CzarnemuProtestowi, który, jak się wydaje, dał do myślenia Prawu I Sprawiedliwości. Twarz Jarosława Kaczyńskiego, przekonującego fanatyków, że jednak przegrali, była niezapomnianym przeżyciem. „Wygrywamy” – napisała na strajk.eu ucieszona Justyna Samolińska. Podzielam radość red. Samolińskiej; nie podzielam wiary, która podyktowała jej tryb niedokonany użyty w tytule.
Kobiety protestujące przeciwko chamskiej próbie uczynienia z nich inkubatorów na dwóch nogach z pewnością wygrały. Słusznym powodem do radości było uświadomienie sobie, że w wielu polskich miastach #CzarnyProtest zdołał połączyć kobiety niezależnie od ich wieku, miejsca w strukturze społecznej, nagromadzonego kapitału, pozycji i poglądów na różne rzeczy. I to się udało. Uda się też zapewne utrzymać tę mobilizację w walce przeciwko próbom uczynienia z Polski piekła kobiet. Myślę jednak, że sukces tej akcji nie oznacza sukcesu kolejnych, ale o innej tematyce. Wiara, że można będzie z tego uczynić ogólnospołeczny ruch protestu przeciwko wszystkim wrogom wolności, jest nadmiernie optymistyczna.
Siła kobiecego protestu jest jednocześnie jego słabością. Powszechny ruch kobiet, o którym Justyna mówi, że jest zaczątkiem masowego ruchu feministycznego to wiara na mój gust nadmiernie optymistyczna. Następne potencjalne protesty, które, zgodnie z logiką, będą musiały grupować się wokół nowych haseł, mogą zazgrzytać, bo wywołają podziały, które teraz nie miały znaczenia. Co bowiem łączy wyznawczynię skrajnego neoliberalizmu Henrykę Bochniarz ze studentką, która w perspektywie ma słabo płatną pierwsza pracę, brak mieszkania i upokarzające starania o kredyt? Nic. Mało tego, one obiektywnie są na pozycjach sobie całkowicie przeciwstawnych. Nie ma co liczyć, że pod transparentem z żądaniem ucywilizowania warunków zatrudnienia dla kobiet podejmujących pierwszą pracę, albo nad przedłużeniem urlopu macierzyńskiego, pod rękę będą się trzymać przedstawicielki kapitału i potencjalne prekariuszki. Im więcej spraw będzie do załatwienia, tym trudniej będzie uniknąć podziałów biegnących zupełnie inaczej niż podziały dotyczące zakazu aborcji. Tym łatwiej będzie o spektakularne kłótnie, z entuzjazmem wykorzystywane przez środowiska skrajnie konserwatywne. Chyba że nadzieja na powszechny ruch feministyczny dotyczy teraz i będzie dotyczyć w przyszłości jedynie środowisk lewicowych, od których odpadną w naturalny sposób przedstawicielki prawej strony sceny politycznej.
Dlatego też kiedy widzę i słyszę ze strony środowisk neoliberałów wezwanie „Nie składamy parasolek” to myślę, że warto im odpowiedzieć „to nie składajcie”. Ale nie spoczywajcie na laurach. Nie ma jednego, skutecznego lekarstwa na bolączki tego świata.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Zgadzam się, że z takich masowych wystąpień ruch feministyczny się nie zrodzi. Nie zamierzam też stawać w jednym rzędzie np. z p. Kopacz, która bredziła, bredzi i bredzić będzie, jak na wierna córę kościoła (tego Kościoła) przystało. Po prostu czas najwyższy zgłosić bardzo radykalny postulat połączenia dostępu do aborcji / antykoncepcji / edukacji seksualnej z klauzulą światopoglądową.
Innymi słowy – do jakiego kościoła / wspólnoty wyznaniowej należysz, takie masz prawa. Dla osób bezwyznaniowych – wolna wola, dla innych – uzgodnione z ich władzami kościelnymi. Katolicy powinni się cieszyć, że tych innowierców (w tym heretyków i pogan) oraz ateuszy będzie mniej. A jeśli za jakiś czas statystyki pokażą inaczej? Tym gorzej dla statystyk.
Nie życzę sobie jednak, żeby wciągano mnie w jakieś obskuranckie bagno, bo poddankom feudalnego teokraty jest fajniej w różnorodnym tłumie. One tkwią mentalnie w kontrreformacji z własnego wyboru i ja im tego wyboru nie zabraniam, ale niech się stosują do WŁASNYCH ZASAD, a nie narzucają je innym.
A to ten sam człowiek co przed protestami tutaj pisał że on przeczeka, no przeczekał, kobiety musiały walczyć o to by nie szły jak bydło na inkwizycyjną rzeź, a teraz sobie już dzieli protest w imię socjalizmu naiwnego, który każdy ustrój socjalistyczny zrujnował i nada tego nie chce teoria dostrzec.