Lawinowo rośnie liczba rodziców, którzy odmawiają szczepienia swoich dzieci. W 2011 r. odnotowano niewiele ponad 4,5 tys. takich przypadków, w 2015 – już 17 tys. Najwyższa Izba Kontroli alarmuje też, że katalog obowiązkowych szczepień jest zbyt wąski i nieaktualny. Jego poszerzenie kosztowałoby 200 mln zł.
„Szczepienia ochronne są najskuteczniejszą znaną profilaktyką chorób zakaźnych, kształtują także odporność całej populacji, zapewniając ochronę również tym osobom, które nie mogły zostać zaszczepione” – podkreślają w raporcie specjaliści Najwyższej Izby Kontroli. Żeby zachować taką odporność, konieczne jest zaszczepienie 95 proc. populacji. I chociaż jak na razie wzrost popularności ruchów antyszczepionkowych nie stanowi zagrożenia w tym względzie, przynajmniej jeśli chodzi o najpoważniejsze choroby, zdaniem Izby wymagany jest dalszy monitoring sytuacji. Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego podkreśla, że spadek liczby zachorowań na wiele chorób, znajdujących się na liście obowiązkowych szczepień nie oznacza bowiem, że nie trzeba już się przed nimi chronić. Spadek popularności szczepień w wielu krajach doprowadził do powrotu niebezpiecznych bakterii – np. w Japonii, Wlk. Brytanii czy Szwecji zagrożeniem stał się ponownie krztusiec.
Jak podkreśla NIK, warunki prowadzenia szczepień w Polsce są bezpieczne, a ryzyko wystąpienia odczynów poszczepiennych – stosunkowo niewielkie. Niewystarczające są natomiast według Izby działania, podejmowane wobec rodziców, którzy narażają swoje dzieci i całą populację na niebezpieczne choroby. Okazuje się np., że połowa ze skontrolowanych punktów szczepień nie przekazała Państwowemu Zakładowi Higieny informacji o osobach uchylających się od szczepień, mimo że kontrola NIK wykazała takie przypadki. „Działania egzekucyjne powiatowych inspektorów sanitarnych wobec opiekunów dzieci uchylających się od wykonania obowiązku szczepień ochronnych były często nieskuteczne i niewystarczające.” – stwierdzają wyraźnie autorzy raportu.
Jednocześnie Izba pisze też, że nie wszyscy lekarze dokładnie informują pacjentów o możliwych odczynach poszczepiennych. W badanym okresie wyraźnie wzrosła ich liczba, co zdaniem autorów raportu świadczy przede wszystkim o większej czujności. Ciężkie odczyny zdarzają się jednak sporadycznie; takich przypadków jest mniej niż 10 rocznie. NIK sygnalizuje, że zawodzić może system informowania o takich sytuacjach – obecnie lekarz ma obowiązek powiadomić Państwowy Inspektorat Sanitarny w przeciągu 24 godzin, jednak zdarzało się, że do komunikacji używano tradycyjnych listów, które z oczywistych względów są nieskuteczne.
Izba rekomenduje też unowocześnienie i rozszerzenie katalogu szczepień obowiązkowych. Obecnie wiele chorób, które można by z łatwością wyeliminować, znajduje się na liście „zalecanych” szczepionek, co oznacza, że rodzice muszą za nie płacić. Tak jest m.in. z ospą wietrzną, która, pozornie niegroźna, może prowadzić do poważnych powikłań, a nawet śmierci. Niedawno z tego powodu zmarło w Warszawie 1,5-roczne dziecko.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Tak,bo to „antyszepionkowcy” są tacy „wrodzy postępowi”. Po części może i ich podejście to jest patologia i wiara w teorie spiskowe ale tak się zapytam aspirujących do miana „lewicy” – wy naprawdę wierzycie,że w Kapitalizmie KORPORACJE FARMACEUTYCZNE dążą do zabezpieczenia zdrowia wszystkich ludzi a nie do MAKSYMALIZACJI ZYSKU – nawet kosztem zdrowia ludzi którzy będą zażywać ich produkty ?!!!
No błagam… Kapitalizm to kapitalizm.
Po treści niektórych komentarzy widać jak wielkie są braki w edukacji Polaków. Na szczęście spędziłem dzieciństwo w czasach Polski Ludowej gdzie ludzie byli wykształceni i szczepili swoje dzieci.
„połowa ze skontrolowanych punktów szczepień nie przekazała Państwowemu Zakładowi Higieny informacji o osobach uchylających się od szczepień, mimo że kontrola NIK wykazała takie przypadku”
To dobra informacja, bo oznacza, że placówki te stosują przepisy prawa, a nie łamią je – przekazywanie danych o konkretnych odmowach do PZH czy Sanepidu jest NIELEGALNE w myśl rozumienia ustawy! Można tylko przekazywać dane statystyczne – ogólnikowe – ilkościowe, a nie indywidualne dane osobowe.
Bardzo dobra informacja. Społeczeństwo się budzi i widzi kłamstwa oraz zagrożenia dla życia dzieci wywołanej rtęcią, aluminium i żywymi wirusami w szczepionkach.
10 przypadków rocznie ciężkich powikłań? Ludzie, wklejcie na YouTube „śmierć przez szczepionką” i zobaczycie, że rocznie zgonów po szczepionkach w Polsce jest znacznie więcej, a skutków ubocznych jeszcze więcej.
Osoba, która pisała newsa nic nie wie o szczepionkach – nałykała się propagandy Big Pharmy i ją powtarza. Zapytam autorkę:
Jeśli zranię się przedmiotem, na którym jest wirus, to zarażę się, prawda? Ale jeżeli tego samego wirusa żywego wstrzykną mi do ciała, to już nie zarażę się? Tak? Tak właśnie działa szczepionkowe pranie mózgu. W obu przypadkach organizm narażony jest na zachorowanie i jeśli sam nie jest w stanie pokonać choroby (co szczepionkowcy nazywają „uzyskaniem odporności”) człowiek zachorowuje (co nazywają „skutkiem ubocznym”). Organizm, który jest w stanie zwalczyć chorobę, nie potrzebuje szczepionki, organizm nieodporny też – bo szczepionka wywoła chorobę.
Pozostaje jeszcze kwestia praw pacjenta. Zgodnie z prawem lekarz nie ma prawa udzielać nikomu informacji o stanie zdrowia pacjenta, stosowanej przez niego terapii ani czy szczepi się czy nie. Może przekazać je tylko innemu lekarzowi, który będzie leczyć tego pacjenta. Dane jakie pozyskuje Sanepid (który nie wiedzieć czemu zajmuje się prześladowaniami osób nie szczepiącymi się mimo iż wyroki NSA wielokrotnie potwierdzały, że nie ma do tego prawa) są przekazywane z naruszeniem prawa. Tym bardziej, że w Sanepidzie nie pracują lekarze, ale urzędnicy. Prawa pacjentowi gwarantuje też Konstytucja, która zabrania ingerowania w jego ciało.
A teraz najlepsze – zaszczepiono mnie szczepionką przeciwko żółtaczce typu B i teraz mam wirusowe zapalenie wątroby typu B, którego nie da się wyleczyć, bo nie ma lekarstwa. A teraz jeszcze lepsze – lekarz odmówił odnotowania, że szczepionka wywołała chorobę, bo „nie mam na to dowodu, bo mógł pan zarazić się gdziekolwiek indziej”. Nie odnotował też, że szczepionka okazała się nieskuteczna. Tak działa te „10 przypadków rocznie” o których piszecie – nie rejestruje się 99,99% skutków ubocznych szczepień.