Kolejny czwarty czerwca, znów będziemy świadkami pustych zachwytów i żałosnych tańców „zwycięstwa nad komunizmem”. Jak zwykle, nie doczekamy się żadnego krytycznego spojrzenia na transformację. Poza ewentualnie krytyką fałszywą, promowaną przez Kaczyńskiego i jego akolitów, z której wynika, że PRL skończył się tak niezupełnie.
Nie mam już siły na ponowną dekonstrukcję tej propagandy. Powiem tylko, że zupełnie nie rozumiem tej ogólnonarodowej radości na pograniczu histerii. Nie przestaje zadziwiać mnie to, w jaki sposób z Polek i Polaków uczyniono naród zawodowych antykomunistów. Szczepkowski czwarty czerwca to jedna z najbardziej ponurych dat w historii Polski. Jeśli tylko odkleić się na chwilę o cukierkowych, bałwochwalczych westchnień i medialnej paplaniny na ten temat, to zrozumienie sprawy staje się dużo łatwiejsze.
Dość przypomnieć, że w pierwszych latach transformacji doszło do gigantycznego załamania ekonomicznego i socjalno-kulturowego. W latach 1991-93 likwidowano średnio 1500 miejsc pracy dziennie, wskaźnik realnych płac odnotował najbardziej drastyczny spadek w historii gospodarczej kraju (w niektórych sektorach nawet o kilkadziesiąt proc.). Kierując się pobudkami stricte ideologicznymi zdewastowano polską spółdzielczość, na czym ucierpiał nie tylko handel i rolnictwo, ale całe regiony Polski. Stworzono enklawy biedy na post-PGR-owskich obszarach na Podlasiu czy Pomorzu Zachodnim.
Jedną idiotyczną decyzją doprowadzono do ruiny osoby niepełnosprawne, które również korzystały najwięcej właśnie na spółdzielczości. Dziś ponad 90 proc. osób z orzeczoną niepełnosprawnością pozostaje bez pracy.
Od 1989 roku zlikwidowano kilka tysięcy szkół (tylko w 2006 r. pod nóż poszło prawie tysiąc) oraz blisko 2000 bibliotek (i filii bibliotecznych), nie chcę już pisać o przedszkolach i żłobkach, bo złość i zażenowanie chwytają mnie, gdy tylko o tym myślę. Mam dwójkę małych dzieci, każdy rodzic wie dobrze, co czuję i wie, jak to się odnosi nawet do kryzysowych lat 80.
Na początku lat 90. doszło także do katastrofalnego zacofania kulturowego – eksplodowała przestępczość wszelkiego typu, kultura masowa zgniła do cna, doszło do atrofii więzi społecznych na niespotykaną skalę. Niemal zmieciona z powierzchni ziemi została infrastruktura. Wówczas bowiem rozpoczął się proces gigantycznych zaniedbań w wyniku których, na przykład, rocznie likwidowano średnio ponad 400 (czterysta!) km. połączeń kolejowych. Na pocieszenie, na tory, które ocalały rzucono nam Pendolino. Super!
Listę destrukcji można oczywiście ciągnąć dalej, choćby o iście złodziejską prywatyzację przemysłu i usług, reprywatyzację nieruchomości, dewastację służby zdrowia itd. I nawet jeśli w krótkim komentarzu nie sposób rozrysować całego pejzażu cywilizacyjnego upadku, który wywołała restauracja kapitalizmu w Polsce i w krajach byłego bloku wschodniego, to jasnym staje się jedno – powodów do masowego podniecenia nie ma żadnych. Niesmakiem napawa też fakt ciągłych odwołań do słynnego oświadczenia Jolanty Szczepkowskiej, która zrobiła z siebie w 1989 r. kompletne nieporozumienie estetyczno-polityczne wiadomą konstatacją na poziomie disco-polo.
Bezmyślni antykomuniści lub równie bezmyślni powtarzacze obiegowych opinii zaczerpniętych z „Gazety Wyborczej” lub „Gazety Polskiej”, przeczytawszy powyższe zechcą mnie zaetykietować jako apologetę „komuny”. Tymczasem ja nie odnoszę się bezkrytycznie do PRL-u.
Miniony ustrój obfitował w poważne deficyty demokracji, łamał niekiedy podstawowe prawa człowieka, był bardzo konserwatywny i zbiurokratyzowany. Są to zjawiska w sposób oczywisty szkodliwe, a dla wielu jednostek czy grup po prostu straszne. Niemniej, nie godzę się na to, by elementy te uznać za jedyne konstytutywne dla tamtego okresu i notorycznie kłamać, iż „naród polski” nie zajmował się przez pięć dekad niczym innym jak „walką z komuną”. Ówczesne władze cieszyły się dużą legitymacją społeczną pomimo „błędów i wypaczeń” jakich się dopuszczały. Polska i inne kraje RWPG dokonały w okresie „komunizmu” skoku cywilizacyjnego, który państwom Zachodu zajmował niekiedy wiek lub dwa. Bezmyślne przekreślanie tego dorobku i ciągłe bajdurzenie o „occie” i „pustych półkach” jest li tylko symptomem masowego oduraczenia; kolejnej zdobyczy transformacji.
Polska Ludowa, jak i cały oparty na radzieckim modelu system, wymagał, w latach 80. stało się toewidentne, pilnych przekształceń. Nikt mi jednak nie wmówi, że PRL-u nie można było reformować i że wysadzenie go w powietrze za wszelką cenę (np. PiS-u u władzy z poparciem bliskim 50 proc.) jest wielkim sukcesem. Nieprawda. Jest porażką.
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…
Ale takie rzeczy to możemy sobie mówić teraz – bogatsi o 30 lat doświadczeń. Podstawowe pytanie powinno brzmieć: jak konkretnie wtedy, w sytuacji jaka była w 1989 r., można było „reformowac PRL” i, przede wszystkim, kto niby miałby to robić?
Czyli: kiedyś było lepij, a teraz już nie jest lepij. No owszem, tylko że ten tekst można kropka w kropkę odnieść do lat powojennych złotego kapitalizmu w USA – każdy miał samochód, dom, pracę i było super. Co PRL miał wspólnego z komunizmem – poza wymachiwaniem czerwonymi flagami – nie wiem.
To mnie rozwaliło:
„Miniony ustrój obfitował w poważne deficyty demokracji, łamał niekiedy podstawowe prawa człowieka, był bardzo konserwatywny i zbiurokratyzowany.”
Rozumiem, że wg autora dzisiaj mamy mniejsze deficyty demokracji, konserwatyzmu i zbiurokratyzowania? Lol.
Nie – ,,kiedyś było lepiej” – jak stwierdziłeś , a było przede wszystkim sprawiedliwiej. Dziś przedstawia się czasy minione w zgodnych z zapotrzebowaniem politycznym cmentarnych barwach. I co znamienne – w jakichkolwiek analizach pomija sie to, że pomimo pewnego kalectwa ustrojowego kraj rozwijał by się przez te trzydzieści lat. Bierze się sytuację z roku 89 i porównuje do dzisiejszej nie siląc się na ekstrapolacje rozwoju który zachodziłby niezależnie od panującego ustroju.
Czyli firmuje sie kłamstwo.
Mosz recht Skorpsion
Wredna komuna na uszach stawała, by naród podnieść na wyższy stopień cywilizacyjny. A naród na uszach stawał, by nie dać się wrednej komunie. I naród wygrał, bo ciemny lud to kupił.
„Miniony ustrój obfitował w poważne deficyty demokracji”
Demokracja jest władzą ludu, więc państwo rządzone w interesie ludu musi być demokratyczne, czego nie można powiedzieć o plutokratycznej manii „wyboru” koncesjonowanych karteli politycznych. Nie jest demokratycznym ustrój, w którym polityka pozostaje tylko i wyłącznie w rękach kapitału, rozmijając się z oczekiwaniami społeczeństwa.
Ależ przecież nasłuchawszy się ,,głosu z zachodu” polski robol wybrał sobie taką drogę (czy w pełni świadomie – tu można się spierać). Dziś nie powinien narzekać.
Powszechne było przekonanie, że za ,,obalenie komuny” przyjdą Amerykanie i dolców każdemu w mieszek nasypią, bo przecież to wielka polska ,,S” rozpirzyła wrogi i niedemokratyczny ZSRR.
Jeżeli mówiło się takim zaślepieńcom że kapitalista będzie jedynie liczył zyski i dla zysku to sprzeda nawet własną matkę – dowiadywałem się natychmiast że jestem ,,komunista i pewnie ubek”.
Taki był poziom politycznych dyskusji z narodem w 1989 roku. Dopiero 30% bezrobocie spowodowało u niektórych otrzeźwienie, jednak było już za późno.