Świeżutka wiadomość na pierwszej stronie dzisiejszej Rzeczypospolitej. Otóż trójka „nowych” sędziów SN uchyliła postanowienie jednego „starego”, powołując się na tzw. test niezawisłości TSUE z 2019 roku. Wtedy chodziło o narzędzie, przy pomocy którego można było np. weryfikować sędziów wybranych przez nową, upolitycznioną KRS. Teraz ci weryfikowani się odwinęli korzystając z instrumentu TSUE.

„Nowi” sędziowie uchylili wyrok „starego” sędziego twierdząc, że nie spełnia on standardów niezawisłości, ponieważ mianowano go na sędziego trybunału wojskowego w 1987 roku, a wtedy nominacja była jak najbardziej polityczna, bo zależna od komunistycznego MON i komunistycznej Rady Państwa. Do tego sam sędzia był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Nie zamierzam stawać po niczyjej stronie w tych przepychankach. Mam swoje zdanie o wymiarze sprawiedliwości z czasów III RP i zostawmy je tutaj, niech sobie poleży.

Chciałem tylko wskazać na to, że decyzja nominatów PiS jest początkiem otwartego kwestionowania PRL jako państwa w całości.

Do tej pory PRL była tylko obozem koncentracyjnym, czarna dziurą, państwem wasalnym czy co tam jeszcze sobie wymyślili politycy PO-PiS-u, uzbrajani w podobnie debilne argumenty przez najemnych funkcjonariuszy IPN. Teraz jednak idą na całość.

Na początek pójdzie podważanie prawa do orzekania przez sędziów mianowanych w czasach PRL. Potem, warto być konsekwentnym, trzeba podważyć prawo do używania tytułów naukowych otrzymanych w PRL, świadectw dojrzałości. Swoich, swoich rodziców, krewnych i przyjaciół. Nie chce mi się nawet wspominać o umowach międzynarodowych, których stroną była Polska Rzeczpospolita Ludowa (goodbye Breslau!).

Ruch pisowskich sędziów SN jest spełnieniem mokrych snów solidarnościowej elity, która dzięki uprzejmości Jaruzelskiego, wzięła od niego władzę, by zatrzeć w historii i ludzkiej pamięci ślad o nim.

I o państwie, w którym lepiej lub gorzej, ale przez dziesięciolecia w pokoju funkcjonowały miliony Polek i Polaków. Chcą unieważnić ten czas. I siebie samych. Bo znakomita część tych, którzy w 1989 roku przejmowali bezkrwawo władzę, obiecując partyjnym elitom i społeczeństwu rzeczy, których nigdy nie zamierzali dotrzymać swoją pozycję, wiedzę i wykształcenie zawdzięczali PRL-owi. Potem tylko opowiadali, że oni od zawsze z nim walczyli, często w szeregach partii zresztą.

Teraz czas na to, by zostali wykreśleni razem z tym krajem, w którym funkcjonowali przez długi czas swojego świadomego życia. Dobrze im tak.

Uczeń czarnoksiężnika, opisany przez Goethego, był tylko nieoduczonym prostaczkiem, który nie umiał zapanować nad cząstkową wiedzą, którą posiadł. Myślał w swej naiwności, że umie już wszystko. Ci, którzy dzisiaj sami siebie wykreślają nie są naiwnymi prostaczkami. Po prostu nie potrafią przewidzieć konsekwencji swych działań. To działanie charakterystyczne dla dzieci i idiotów.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…