Gigantyczny pożar, który strawił symbol Paryża i Francji – katedrę Notre-Dame, wstrząsnął całym światem.
Jak informują media, ogień miał się pojawić około godziny 18.50, gdzieś na terenie objętym pracami remontowymi, które zaczęły się stosunkowo niedawno. Jak informują media, nie można wykluczyć, że przyczyna pożaru związana jest z zaniedbaniami właśnie związanymi z remontem.
Pierwsi strażacy zareagowali już po sześciu minutach. Jednak ich działanie na niewiele się zdało, ponieważ musieli czekać jeszcze długo na specjalistyczny sprzęt.
Pożar, jak wynika ze początkowych ustaleń, zaczął się w górnych partiach budynku, przez co rozprzestrzeniał się bardzo prędko, doprowadzając w krótkim czasie do upadku iglicy kościoła oraz ogarnięciu płomieniami niemal całego dachu, który wkrótce runął.
Wnętrze katedry było pełne dzieł sztuki o nieocenionej wartości oraz istotnych dla wyznawców chrześcijaństwa symbolami – m.in.. relikwiami. Część z nich udało się, jak się później okazało, uratować. Niemniej szkody są bardzo poważne. Wygląda na to, że nie było ofiar, poza jednym ciężko rannym strażakiem i że konstrukcja nośna ocalała, co pozwoli myśleć o rekonstrukcji budynku. Jednak zajmie ona nie mniej niż 10 lat.
Jak się również okazało, w godzinach wieczornych, 16 rzeźb (12 apostołów i cztery rzeźby ewangelistów), zdobiących do tej pory dach zabytku, zostało uratowanych, ponieważ zostały wcześniej zdjęte i przeznaczone do renowacji.
Wstępne ustalenia na razie wykluczają umyślne podpalenie; przyczyny mogą tkwić w nieprzestrzeganiu norm technicznych podczas prac.
Część obserwatorów twierdzi, iż akcja ratownicza mogłaby się zacząć wcześniej, gdyby tylko niedofinansowana francuska straż posiadała w większej liczbie choćby odpowiednio wysokie drabiny. Na stronie Żółtych Kamizelek na portalu społecznościowym Facebook, pojawiły się uwagi pod adresem władz miasta, że do ratowania katedry wysyła tylko 400 strażaków, a do tłumienia ich protestów wiele tysięcy policjantów.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Szczerze mówiąc bardziej porusza mnie niszczejąca od lat MDM w Warszawie, czy zniszczone: CDT, Rotunda oraz pawilony na Brackiej i Przeskok, niż symbol francuskiego średniowiecza i mieszczańskiej polityki historycznej.
Bardziej bolą mnie zdewastowane płaskorzeźby robotników i robotnic na fasadach MDM, niż spalone figury królów i biskupów w nawie Notre Dame.
Boś patriota
Robotnicy, podobnie jak królowie/ biskupi, nie mają lokalnej ojczyzny.
Poza tym jednym – wszystko ich dzieli.
Ach, jeszcze durnie są internacjonalni.
Jaceju, ten pogląd śmierdzi z daleka dulszczyzną. Żal z powodu utraty własnych dóbr kultury wcale nie wyklucza żalu nad utratą cudzych dóbr, zwłaszcza, że one nie są tak do końca „cudze”, a przy tym ich znaczenie kulturowe, historyczne i artystyczne jest bezcenne.
Dla prawackich spadochroniarzy trudno dostrzegalne jest zapewne meritum mojego komentarza. A jest ono inne od imputowanego.
Znaczenie, jakie nadawane jest temu konkretnemu zabytkowi nie ma wiele wspólnego z wartością artystyczną, wyabstrahowaną z kontekstu historii i polityki historycznej (czyli sposoby interpretowania zdarzeń z przeszłości i tworzenia panteonów istotnych wydarzeń i postaci).
Robotnicy płci obojga, naukowcy i rzemieślnicy, upamiętnieni w płaskorzeźbach warszawskiej MDM są ważniejsi dla tworzenia lepszej przyszłości niż biskupi i królowie (vide: Stefan Themerson – „Pismo świeckie, czyli projekt przedmowy do podręcznika fizyki”). Po raz pierwszy wkroczyli do śródmieścia i do sztuki (nie gorszej bynajmniej od tej, przedstawiającej wielmożnych w spalonym narteksie Notre Dame). Dziś ich obrazy są rugowane przy rechocie kl(o)aki „artystów” i „posiadaczy kamienic”.
Razi dysproporcja w płaczu: nad paryską katedrą i nad losami warszawskiej MDM.
I dobrze o proporcjach czasami przypomnieć.