Świat siedzi cicho, ponieważ chodzi o Rosję. Nowe normy poprawności politycznej już nie tylko pozwalają, lecz nawet nakazują ludziom „przyzwoitym” włączyć się – przynajmniej od czasu do czasu – w globalny festiwal nienawiści i pogardy wobec tego kraju, jego społeczeństwa i władzy. Nowy ruch amerykańskiego Senatu podbija poprzeczkę.

Nie dość waszyngtońskim notablom po blisko trzech latach kompromitującego, acz – przyznać trzeba – spektakularnego – shitstormu pod nazwą Russiagate. Ekipa znad Potomaku wciąż brnie w coraz to nowsze i bardziej durne spiskowe teorie, by zracjonalizować tyleż pokraczną, co niebezpieczną ideologię nowej zimnej wojny. Legitymizacja tej nowej nagonki jest – jak się zdaje – sprawą życia i śmierci dla części amerykańskiego establishmentu, skoro zostały do tego zaprzęgnięte najważniejsze instytucje państwa – od policji politycznej poczynając (FBI), po Kongres.

Senat Stanów Zjednoczonych, właśnie rozgrywa kolejny odcinek tego nienawistnego, spiskowego serialu. Teraz Rosja ma być obwołana „państwowym sponsorem terroryzmu” (state sponsor of terrorism). To otworzyłoby drogę do ewentualnego wprowadzenia kolejnych transz sankcji ekonomicznych.

Wczoraj, 11 grudnia, po krótkich obradach Senacka Komisja ds. Stosunków Międzynarodowych zatwierdziła projekt ustawy, który jest swoistą prośbą skierowaną do Departamentu Stanu (amerykańskie ministerstwo spraw zagranicznych) o dokonanie specjalnej inspekcji pod kątem tego, czy Rosja nie spełnia aby kryteriów państwa wspierającego finansowo rozwój terroryzmu na świecie. Znajduje się on w druku nr 1189 i ma czarowny tytuł: O powstrzymaniu groźnych działań powodowanych rosyjskim terroryzmem (Stopping Malign Activities from Russian Terrorism Act, SMART). Pełną informacje można znaleźć na witrynie Kongresu.

Stopping Malign Activities from Russian Terrorism Act, druk nr 1189 na stronie internetowej Kongresu USA.

Ewentualne przyjęcie tego dokumentu przez Senat zobowiąże Sekretarza Stanu USA (Mike Pompeo, jeden z najbardziej agresywnych, prowojennych „jastrzębi” w obecnej administracji) do przeprowadzenia stosownych obserwacji i analiz oraz złożenia wyjaśnień „odpowiednim komisjom Kongresu” (appropriate congressional committees). Innymi słowy Senat dał resortowi spraw zagranicznych carte blanche do wzniesienia antyrosyjskiej histerii na nowy poziom i tym samym zaostrzenia i tak już niezwykle agresywnej polityki wobec Moskwy.


„Skoro Rosja ma być wskazana jako sponsor terroryzmu, to czym wobec tego są Stany Zjednoczone? Matką światowego terroryzmu!!!”

Pretekstem ewentualnego określenia Rosji jako państwa wspierającego terroryzm ma być zmiana narracji dotyczącej oddziałów samoobrony sformowanych na terytoriach kontrolowanych przez separatystów. Milicje w samozwańczych republikach – Ługańskiej i Donieckiej – powstały po tym, gdy nowe władze (skrajna prawica) w Kijowie w 2014 r. zapowiedziały brutalną rozprawę z ludnością rosyjskojęzyczną we wschodniej części Ukrainy. Otóż Departament Stanu, zgodnie z literą ustawy SMART, zechce sprawdzić czy nie są to czasem – no, właśnie – „zagraniczne organizacje terrorystyczne” (foreign terrorist organizations). Raport taki powinien zostać przedstawiony w terminie nie przekraczającym 90 dni od momentu wejścia ustawy w życie; to jest od zakończenia procedury polegającej na przyjęciu jej przez Senat, zatwierdzeniu przez Izbę Reprezentantów (niższa izba Kongresu) i podpisaniu przez szefa rządu, czyli prezydenta USA.

Senacka Komisja ds. Stosunków Międzynarodowych zarekomendowała dalszą debatę wokół tego projektu. Jej uchwalenie przez Senat staje się zatem wcale możliwe. Jeżeli cała procedura legislacyjna zostanie wyczerpana i gdyby dokument ten zyskał sygnaturę Donalda Trumpa oznaczałoby to oficjalne wpisanie Rosji na listę sponsorów międzynarodowego terroryzmu i umieszczenie tego kraju w jednym zbiorze wraz z Iranem, Syrią i KRLD. To zaś oznaczałoby zwiększenie i tak gigantycznego zagrożenia konfliktu zbrojnego pomiędzy dwoma nuklearnymi mocarstwami.

Według Bulletin of the Atomic Scientists (BAS), amerykańskiej organizacji pozarządowej zrzeszającej naukowców i badaczy globalnego bezpieczeństwa m.in. pod kątem ewentualnej atomowej zagłady sytuacja jest krytyczna. BAS opracowała specjalny wskaźnik – Doomsday Clock (ang. zegar zagłady), który wskazuje jak blisko ludzkość stoi wobec widma nuklearnej anihilacji. W tej chwili wskazuje on 23:58, przy czym północ to właśnie mroczny moment globalnej hekatomby. W 2016 r. Domsday Clock wskazywał 23:57, w 2010 r. 23:54. Dla porównania – w okresie pierwszej zimnej wojny, np. w roku 1972 do północy było 13 minut, w 1963 r. 12, a w 1969 r. dziewięć.

Zrzut ekranu ze strony https://thebulletin.org/doomsday-clock/past-statements/

Oznacza to, że obecne napięcia geopolityczne są dalece bardziej groźne niż okres jawnej wrogości na linii Moskwa-Waszyngton w okresie istnienia i Związku Radzieckiego. Światowa opinia publiczna zdaje się być cokolwiek nieświadoma tego zagrożenia, które jest chyba nawet bardziej apokaliptyczne niż konsekwencje zmian klimatycznych. Naukowcy z BAS oceniają dzisiejszy poziom skonfliktowania potęg atomowych tak samo jak np. rok 1953, czyli okres rozkwitu makkartyzmu w Stanach Zjednoczonych.

Zrzut ekranu ze strony https://thebulletin.org/doomsday-clock/current-time/ z uwzględnieniem roku 1953, szczyt makkartyzmu.
Joseph McCarthy, źródło: Wikipedia

W tym kontekście warto dodać, że inicjator ówczesnego antykomunistycznego, spiskowego obłąkania także był amerykański senator – konserwatywny ekstremista John McCarthy; on również działał poprzez komisję w Senacie USA. To była Senacka Komisja ds. Badania Działalności Rządu. W wyniku jej prac właśnie udało wprowadzić w Stanach Zjednoczonych atmosferę obłędnego strachu i wzajemnych podejrzeń.

Sen. Cory Gardner, źródło: Wikimedia Commons

Dzisiejsza ścieżka wydaje się – w takiej retrospektywie – wcale znajoma. Inicjatorem ustawy SMART jest bowiem również prawicowy senator-zakapior Cory Gardner ze stanu Colorado. Uznawany jest on za umiarkowanego sympatyka Donlada Trumpa („passive supporter”). Owo umiarkowanie wynika z tego, że Gardner nie jest aż tak oszalałym mizoginem. Poparł na przykład, jako jeden z 33 republikanów, utrzymanie i rozszerzenie ustawy VAWA (Violence Against Women Act) w 2012 r. Nie jest też tak potwornym rasistą.

Poza tym wszystkie jego poglądy są zgodne z odrażającym konserwatywnym, fundamentalistycznym standardem: aborcja – nie, homofobia – tak, publiczna służba zdrowia – w żadnym wypadku, broń palna – dla każdego, gigantyczne obniżki podatków dla najbogatszych – cudownie, zbrodnie wojenne państwa Izrael – bardzo chętnie, totalitarna despotia pod nazwą Arabia Saudyjska – najwięksi przyjaciele Stanów Zjednoczonych i w końcu – najważniejsze w kontekście ustawy SMART – wszystkie wojny napastnicze prowadzone przez USA – bardzo tak, w każdej chwili + pobrzękiwanie szabelką bez ustanku, na całym świecie. Per exemplum, Gardner jest wielkim przeciwnikiem dążeń Trumpa do uregulowania stosunków z Koreą Północną czy prób wycofania wojsk z niektórych krajów Bliskiego Wschodu.

Sytuacja wygląda naprawdę groźnie, jeśli wziąć pod uwagę pewien chronologiczny element, jak się zdaje – niezwykle ważny. Otóż działanie Senatu w cokolwiek oczywisty sposób koreluje z zakończoną przedwczoraj (10 grudnia) wizytą rosyjskiego ministra spaw zagranicznych Sergieja Ławrowa w Waszyngtonie. Spotkał się on zarówno z sekretarzem Pompeo, jak i Donaldem Trumpem. Wizyta ta posłużyła najbardziej aktywnym współczesnym makkartystom do wzniecenia kolejnej fali histerii. W tej chwili dyryguje nimi Adam Shiff, jeden z najbardziej obłąkanych ksenofobią demokratycznych prominentów, spiritus movens impeachmentu obecnego prezydenta. Już ogłosił wydarzenia sprzed dwóch dni „sukcesem rosyjskiej propagandy”. Tak liberalny establishment w Stanach Zjednoczonych zwykł, od trzech lat, nazywać wszystko co jest związane z Rosją i nie jest aktem jednoznacznej wrogości wobec tego państwa.

Fakt, iż inicjatywie Gardnera Senat nadał nowy bieg tuż po odlocie Ławrowa jest ewidentnym sygnałem amerykańskiej biurokracji wobec Trumpa i jego rządu. Tzw. deep state uprzejmie przypomina, że żadnej zgody na jakiekolwiek inny niż skrajnie antagonistyczny kurs wobec Moskwy nie ma i długo nie będzie. Może do końca, to znaczy do momentu nuklearnego Armageddonu.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Zagrożeniem nie jest ani Rosja ani USA, to sztuczny problem. Zagrożeniem są islam, Afryka, Chiny i rozbudowujące się Indie z przyległościami. Ale o wiele łatwiej jest dąć w trąbę antyrosyjską/antyamerykańską, bo wszyscy się do tego przyzwyczailiśmy i dmiemy wciąż tę samą melodię.

  2. Przypomina mi to reakcję polskich samozwańczych elit medialnych na rozmowy Rosja-Ukraina-Francja-Niemcy… sam na własne uszy słyszałem w TOK FM, jak nasze jastrzębie (a może sępy?) z naukowymi tytułami publicznie i bez żenady OBAWIAŁY SIĘ, ŻE DOJDZIE DO JAKIEGOŚ POROZUMIENIA… Świat zawsze zmierza do wojny, a dziś do zagłady, z powodu ludzkiej głupoty. I nieważne czy będzie to zagłada klimatyczna (później) czy atomowa (wcześniej).

  3. Cho.oj z jankeskimi ścier.wami panie Bojanie ale zastanawia mnie głupota juropejskich elit nie zdających sobie sprawy, że gdyby nie daj bóg doszło do armagedonu to zramolała ciotka Europa wyparuje pierwsza.
    Pamiętam sprzed lat słowa Ławrowa które skierował do polskich „jastrzębi” pomachujących w kierunku Rosji szabelką na rozkaż wuja Sama — „Spotkamy sie kiedyś z amerykanami w kombinezonach anty promiennych na atomowej pustyni między Odrą a Bugiem”……..
    Czy Radek Sikorski nie miał racji, że w murzyńskości i robieniu laski jankesom nie mamy sobie równych?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…