Już dzieciaki w szkole podstawowej wiedzą, że komuna była zła i niesprawiedliwa. Cudne zaś początki wszelkiego dobra wykluły się w naszej krainie dopiero po wyborach z czerwca 1989 r.. Wtedy czerwone zastąpiono biało-czerwonym. Kościół to pobłogosławił. Sympatyzowanie zaś z dawnym ustrojem stało się grzechem i przejawem braku patriotyzmu.

Ale gdy o tym słyszę czy czytam – z jednej strony Anioł Stróż w ramię mnie trąca, bym zachował miarę i nie bruździł niepokornie. Z drugiej – Diabeł, żebym milczał. Wyjątkowo obaj są zgodni. Bóg zaś mi świadkiem. Choć on milczy. Nie wtrąca się w mizerotę mojej ojczyzny. Patrzy jeno z wysoka i gwiazdami sypie po niebie. Czasem – o dziwo! – bardzo czerwonymi. Spadają one w sny i migocą w nich dziwaczne wizje.
Oto jedna z nich:

Spotkanie

Idę sobie wiejską, polną ścieżką. W pewnym momencie zbliżył się do mnie drewniany Frasobliwy, który dopiero co opuścił przydrożną kapliczkę. Był dobrze wstawiony. Plątały mu się sękate nogi.
Osłupiałem. Ale on widząc to – opowiedział, czemu źle się w niej poczuł i postanowił pójść, gdzie go oczy poniosą. Było więc tak:

Najpierw przyszła pod kapliczkę stara Maria, którą dorosłe dzieci chcą wyrzucić z chałupy. Więc otarł jej łzy i pocieszył. Potem Magdalena, co straciła zasiłek i nie stać jej nawet na pokątne wyskrobanie kolejnego, dziesiątego już bachora. Przytulił ją tedy do drewnianej piersi. Później głodne dzieciaki z popegeerowskich domów. Pogłaskał je po główkach.

A wszyscy modlili się i złorzeczyli. Złorzeczyli i modlili się, aż uszy mu spuchły rzucanymi kurwami.

Dlatego, gdy zjawił się bezrobotny Józef bez żadnych już szans na godziwe życie, za to z półlitrówką denaturatu – nie wytrzymał. Ofiarował swój drewniany przełyk. I lał, lał w żołądek, aż wszystko znowu stało się ludzkie. Arcyludzkie. Bo również on miał tego wszystkiego dość. I zbrakło mu powodów, by gnuśnieć w kapliczkowym zaciszu. Słuchać, jak gdyby nigdy nic, tych narzekań, i z bezmyślnym żarem klepanych pacierzy.

A gdy mi o tym opowiadał, jeszcze trzęsły mu się ręce. Jąkał się. W końcu zamilkł, bo język stanął mu kołkiem.
Próbowałem go pocieszyć. Namówić do powrotu do kapliczki, gdzie na polskiej ziemi („tej ziemi”) lud i tradycja wyznaczyły mu miejsce. Lecz on tylko poprawił cierniową koronę na głowie, otarł wyschniętą krwi kropelkę z czoła, i machnął bezradnie drewnianą ręką.

Wychrypiał tylko z trudem, że koniec z tym bezczynnym trwaniem. I że będzie teraz szedł przed siebie i szedł. A zatrzyma się dopiero tam, gdzie panuje ustrój, jak p. Bóg przykazał. Czyli oparty na sprawiedliwości, prawdzie i dobrze.

Zbędny gest

Panie – powiedziałem, łapiąc go za ramię – niepotrzebnie opuściłeś tę kapliczkę na rozdrożu. Paradoksalnie nigdy, od początku ludzkich dziejów, nie istniały ustroje niesprawiedliwe. Wszystkie były, są i będą też wsparte o prawdę i dobro. Wróć więc do niej co prędzej, bo przypadki Marii, Magdaleny czy głodnych dzieciaków nic nie znaczą w harmonii i bezmiarze wszechrzeczy. Takich, jak oni, zawsze było, jest i będzie pełno.

Pewnie myśli ci pomieszał ten denaturat, którym upoił ciebie Józef: ciągle bezrobotny i zawsze zbyt sentymentalny. Toż ma on tylko mierny rozum parobka czy robola! A ty jesteś ludowym świątkiem, stworzonym do opieki nad nimi i pociechy. Przemyśl to spokojnie. Świat człowieczy przecie jest taki, jak należy. Boć – jak mawiał Eklezjasta – „zaprawdę: nie masz nic nowego pod słońcem”.

Ponieważ zdawał się słuchać, tak mu prawiłem dalej:

Oto wszak w starożytności niewolnictwo było sprawiedliwe dla właścicieli niewolnych, bo niewolnik stanowił li tylko zużywające się narzędzie. Nikomu to nie przeszkadzało. Trwał więc ten ustrój przez wieki w spokoju sumień. Wierzył w niego nawet Spartakus, który bunt podniósł przeciwko Rzymowi, ale nie niewolnictwu. Chciał on jeno doprowadzić do zmiany ról: by patrycjusze, wodzowie legionów, właściciele ziemscy itp. stali się niewolnikami w państwie przez niego wywalczonym, a ci, co nimi poniewierali i żyli z ich trudu – panami. Ale słusznie za to został ukrzyżowany, bo nie do niego należało zmienianie ról.

Sprawiedliwy był też feudalizm z systemem swych zależności i całkowitym, niewolniczym podporządkowaniem pańszczyźnianych chłopów. Był on bowiem zgodny z ładem państwa bożego, sławionego m. in. przez św. Augustyna. Książętom Kościoła wszak i świeckim wielkościom, jak i szlachcie w sposób oczywisty należała się ich praca i jej owoce, bo tak na wieczność przez Boga było postanowione. A Chrystus Król (bliźniaczy przecież twój brat w niebiosach) milczeniem to zaświadczał w swych licznych, zarówno bogatych, jak i biednych, świątyniach.

Niesłychanie sprawiedliwy był też i jest kapitalizm, bo każdy ma prawo czerpać owoce ze swej własności, nawet gdy jej pozbawieni – zapracowują się i umierają w marności. Oni bowiem zasłużyli na swój los, bo ciągle byli, są i będą zbyt mało przedsiębiorczy, nazbyt głupi i leniwi. Ponadto bogaci zawsze mają rację. A dla pracujących na nich – jesteś właśnie ty: Frasobliwy w przydrożnej kapliczce, któremu mogą się wyżalać i wznosić modły oraz dziękować za dar wiary, która zapewni im zbawienie.

Sprawiedliwe były też ustroje po rewolucjach antykapitalistycznych, boć pierwotną zasadą ich było, kto nie pracuje – ten nie je. Wszystkich one zrównywały, dawały pracę, bezpieczeństwo, przywileje socjalne, dostęp do kultury itp. Mimo, że praca wielu w tych ustrojach polegała tylko na tym, by zawłaszczać rezultaty pracy innych, dzięki władzy i sile. Ale to nie przeczyło sprawiedliwości, bo władza zawsze ma rację i zawsze sama siebie wyżywia, dopóki istnieją pracujący na nią.

Były jednak momenty, gdy ludzie każdą z tych ustrojowych sprawiedliwości olewali nie tyle moczem, co krwią. I zdychali. Wtedy następowały okresy buntów i przewrotów. Chaosu. Potem przychodziły nowe łady i kolejne ustroje sprawiedliwe. A Kościół (poza komuną) każdy z nich błogosławił, by, ku chwale nieba, rosnąć w bogactwo, władzę i siłę. Chrystus zaś jak zwykle milczał.

Na tym bowiem polega sens i ironia historii, że po jednej ustrojowej sprawiedliwości zawsze następowała i następuje kolejna. Tak sprawiedliwa i tak wielka w swej doskonałości, że skóra cierpnie na grzbiecie, a mózg staje.

Nowe stare wróciło

I dalej tak mu mówiłem:
W tej ironii historii wydarzyła się też dzisiejsza sprawiedliwość. I ty – stary, przeżarty kornikami lokator z przydrożnej kapliczki, jako mój rozmówca. Nam się przecież ponownie przydarzył kapitalizm. O to modlił się Kościół m.in. podczas nabożeństw na sierpniowych strajkach w 1980 r. i długo potem w nabożeństwach za Ojczyznę, jako dobro wspólne. A teraz za Dudę, Kaczyńskiego, Macierewicza, Szydło i cały boski PiS jako dar niebios.

Wróciła więc i kapitalistyczna sprawiedliwość, choć jest znamienne, że mało kto, poza dziećmi, w to wierzy. Nie dlatego, że ludzie jeszcze do staro-nowego ustroju nie dorośli. Z innego powodu: doskonale wiadomo, co on ze sobą niesie, ale nikt się nie spodziewał, że dotknie to bezpośrednio większości ludzi pracy. Tkwią więc w bezradności i w bezsile.

Jednak od zawsze było wiadomo, że są oni zbyt mało przedsiębiorczy, zbyt leniwi i głupi. Stąd stać ich zaledwie tylko na te gorzkie żale. I przekleństwa Marii, Magdaleny oraz dzieciaków z popegeerowskich domów. A Józef może sobie czasem pozwolić na flaszkę ze specjałem meneli i – od niedawna – twoim.

Stuka mnie jednak Anioł Stróż w jedno ramię. Diabeł w drugie. A Bóg pogrąża się w łaskawej nieobecności. Frasobliwy zaś wzrusza tylko ramionami, wzdycha i odwraca ode mnie. Bez słowa idzie sobie i idzie. Nie trzeźwieje. Zatacza się.

Nie wiem, czy mnie naprawdę wysłuchał. Zresztą nie miał po co. Wszak tylko się wymądrzam w tym swoim śnie. Polna droga więc płynie w jego świętości i westchnieniach. Ja zaś mamrocę, że „nie masz nic nowego pod słońcem”.
W końcu przecieram z tego snu oczy. I wszystko jest, jak było.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Para-demokracja

Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…