Skandal w OPZZ po wyrzuceniu Piotra Szumlewicza ma ciąg dalszy. Centrala nieoczekiwanie zasugerowała, że związkowiec, którego pozbawiono stanowiska przewodniczącego rady mazowieckiej, jednak nadal w tej strukturze pracuje. Działacz zapowiada, że nadal będzie bronił pracowników, niezależnie od finału całej bulwersującej sytuacji.
Mazowieckie władze OPZZ nie zgadzają się z decyzją o wyrzuceniu swojego przewodniczącego z centrali – takie stanowisko zajęły 6 lutego, żądając od Jana Guza i innych liderów OPZZ wyjaśnień. Również Piotr Szumlewicz zamierza walczyć o pozostanie w największej polskiej centrali związkowej, wskazując, że jego umowa o pracę dla związków nie wygasła.
– Jej kluczowy punkt brzmi: „Pracodawca zatrudnia Pracownika na czas określony, obejmujący okres kadencji 2018-2022, tj. na czas pełnienia przez Pracownika funkcji przewodniczącego Rady OPZZ województwa mazowieckiego”. Wbrew deklaracjom władz centralnych nie ma w umowie o pracę zapisu o wygaszaniu mandatu – podkreślił działacz w rozmowie z Portalem Strajk.
Co uderzające, już po tym, gdy sprawa Szumlewicza stała się głośna, OPZZ opublikował na oficjalnym profilu na Facebooku oświadczenie, a potem serię komentarzy, w którym przekonuje, że działacz jednak nie został usunięty z mazowieckich struktur związku i jeśli te będą miały ku temu wolę, to zachowają w mocy jego umowę o pracę. Do jej zapisów nikt się jednak nie odnosi.
Szumlewicz jest przekonany, że pośpiech liderów OPZZ, którzy zdążyli już m.in. odebrać mu dostęp do służbowego adresu e-mail, wynika z jego wcześniejszego zaangażowania w wyjaśnianie decyzji finansowych podejmowanych przez Michała Lewandowskiego, przewodniczącego Konfederacji Pracy, a po ostatnim posiedzeniu zarządu związku – także nowego przewodniczącego rady mazowieckiej OPZZ.
To nie jedyny problem centrali związkowej, którym starał się zajmować Szumlewicz. – W OPZZ od wielu lat funkcjonują umowy cywilno-prawne, co przez blisko trzy lata dotyczyło również mnie. Wielu pracowników miało też długotrwałe umowy na czas określony. Zakrawa na paradoks, że OPZZ walczył o to, by maksymalny czas umów na czas określony wynosił 24 miesiące, gdy tymczasem moja umowa etatowa, którą wywalczyłem po okresie „śmieciowym”, była umową okresową na czas 40 miesięcy – opowiada Szumlewicz. – Pomimo apeli pracowników centrali przewodniczący Jan Guz już wiele lat temu narzucił system wynagradzania, zgodnie z którym około 40 proc. wynagrodzenia pracowników centrali stanowi premia. Gdy Guz jest niezadowolony z pracownika, zawsze może mu tę premię obniżyć.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że hasłem OPZZ, eksponowanym m.in. na demonstracji 1 maja 2018 r. czy na wielkiej manifestacji pracowników we wrześniu ubiegłego roku, było „Polska potrzebuje wyższych płac”.
Jakie dalsze plany ma Szumlewicz? – Wraz z innymi związkowcami, którym bliski jest związkowy etos, będziemy walczyć z umowami śmieciowymi, dyskryminacją, mobbingiem, niskimi płacami. Jak nie będzie chciał nas OPZZ, będziemy to robić w innej formule – powiedział Portalowi Strajk. Niewątpliwie zajęcia dla odważnych obrońców pracowników w Polsce nie zabraknie. Konflikty w miejscach pracy tlą się w całym kraju, stale też wybuchają nowe.
Jednym z takich miejsc są Państwowe Porty Lotnicze, których prezes Mariusz Szpikowski zapowiadał w ubiegłym tygodniu pozwanie do sądu, za obrazę dobrego imienia spółki, zarówno Szumlewicza, jak i redaktora naczelnego, wydawcy i dziennikarza Portalu Strajk, gdzie opisywano sytuację w PPL. Jednak ani związkowiec, ani przedstawiciele naszego portalu dotąd stosownego pisma nie otrzymali. – Być może dyrektor Szpikowski chciał mnie tylko zastraszyć? – zastanawia się Piotr Szumlewicz. Mariusz Szpikowski zamierzał domagać się od pozwanych 20 tys. złotych na cel społeczny.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Od zawsze twierdziłem, że nie powinno istnieć w prawie coś takiego, jak możliwość pozwania za naruszenie „dobrego imienia firmy”. Jest to absurd. Firma czy instytucja nie ma „dobrego imienia”, bo to nie człowiek. „Dobre imię” może mieć tylko osoba fizyczna, a nie jakaś tam spółka. A jeszcze biorąc pod uwagę, że jest to twór prawny używany przez firmy głównie, jeśli nie wyłącznie, do prób tłumienia jakiejkolwiek krytyki pod ich adresem, tym bardziej coś takiego nie powinno istnieć.