Witold Waszczykowski jest, jak się zdaje, człowiekiem z ambicjami. Przejawiają się one chęcią ciągłej obecności w mediach i dzieleniu się z odbiorcami przemyśleniami byłego ministra spraw zagranicznych. Ostatnio dał głos „Rzeczpospolitej” („Rz” z 11 stycznia 2021 r.). Mówił o stosunkach Polska-USA. W tej właśnie kolejności. Nie to, żeby mnie to raziło, każdy ma prawo do konstruowania własnego systemu opisu świata.

Szczerość Waszczykowskiego jest godna uznania: „Łączą nas bilateralne programy współpracy, przede wszystkim wojskowej, ale też dotyczące bezpieczeństwa energetycznego. To są grube miliardy dolarów. Tych rzeczy nie kupujemy w Białym Domu, tylko w korporacjach amerykańskich. (…) Może się okazać, że do administracji Bidena wejdzie duża grupa skrajnie lewicowych czy wręcz neomarksistowskich polityków i urzędników. Jeśli patrzymy, jak się dobiera niektóre nominacje (…) jakichś suwaków, genderów, obecności środowisk wykluczonych to oznacza, że (…) ta administracja może się kierować nie interesem amerykańskim, ale ideologicznymi przesłankami. (…) jest też koncepcja, by przejść na zieloną energię (…) to może nas dotknąć – jeśli Amerykanie drastycznie ograniczą eksport gazu z łupków, ze względów ideologicznych wrócą np. do porozumień paryskich. (…) [Obama] to był pierwszy prezydent, który odszedł od postrzegania polityki zagranicznej USA w perspektywie rywalizacji Wschód-Zachód, jaka toczyła się po II wojnie światowej. To wtedy nastąpił gwałtowny podział tego społeczeństwa, bo zaczęły się programy socjalne. (…) Jesteśmy zakładnikiem unijnego planu szczepionkowego przez naszą obecność we Wspólnocie”.

Teraz tłumaczenie na polski:

„W dupie mam, kto rządzi w Białym Domu, bo naszym prawdziwym partnerem jest kompleks przemysłowo-zbrojeniowy. Gendery, neomarksiści w rządzie USA i wykluczeni (pewnie chodzi o LGBT – przyp. MW), to są pojęcia, które eliminują amerykański rząd z normalnych relacji z polskim, patriotycznym, reakcyjnym rządem. Używam tych pojęć nie rozumiejąc, co oznaczają, ale nie o to idzie – one mają służyć jako obelgi, a nie argumenty i żeby było jasne, jaką narracją operują prawdziwi Polacy. Świat postrzegamy statycznie – od II wojny światowej zastygł w niezmienionej formie i każdy, kto próbuje patrzeć na to inaczej, jest winien rozpadu społeczeństwa amerykańskiego, bo próbuje walczyć z nierównościami, które je rozsadzają, podczas gdy każdy patriota wie, że biedni to gorszy gatunek i dobrze im tak. Ocieplenie klimatu i takie tam bzdurki nie są istotne dla nas, którzy rozumiemy, że świat polega na zysku za wszelką cenę i liczy się tylko to, co będzie jutro, bo pojutrze to trochę zbyt odległa perspektywa. Nie ukrywam, że Unia Europejska jest wrzodem na polskiej biało-czerwonej dupie i krępuje naszą polską, wrodzoną smykałkę do interesów i wielkomocarstwowej polityki naszego imperium Lechistanu, którego ja jestem najbardziej wyrazistym przedstawicielem”. W każdym razie – jakoś tak.

Po lekturze, przepraszam za wyrażenie, przemyśleń pana byłego ministra spraw zagranicznych średniego kraju europejskiego, uważam że wszystkie, choć trochę zdrowe na rozumie siły polityczne w Polsce i na świecie powinny zawrzeć sojusz, połączony jednym celem – niedopuszczenie, by Waszczykowski kiedykolwiek wrócił do polityki w jakiejkolwiek formie.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…