Centrala „Solidarności” odpływa od nastrojów szeregowych związkowców, którzy zaczynają powoli mieć dość pobłażania obecnemu rządowi przez Piotra Dudę.

– Na zakup Caracali na pewno się nie zgodzimy. Nie poddamy się presji, której skutkiem ma być transakcja korzystna dla Francji, a szkodliwa dla Polski – mówił przed wyborami Antoni Macierewicz. O wartym 13 miliardów przekręcie PiS opowiadał wtedy długo i namiętnie. W każdym słowie wspierał go Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”. I wtedy, i dziś kierowany przez Dudę. Tamtego, drugiego Dudę – Piotra. Tego, który ze wszystkich sił wspiera rząd Szydło.

Gdzie te prawdziwie polskie koncerny?

PiS-owi i „S” szło o to, że późną wiosną 2015 odbył się przetarg na dostawę 70 śmigłowców dla polskiego wojska. Do testów trafił tylko produkt francuskiego Airbusa – śmigłowiec Caracal. Został sam, bo uwalono oferty dwóch konkurentów. Amerykański koncern Sikorsky, który kupił PZL Mielec, a który sam został kupiony niedawno przez koncern Lockheed Martin, proponował śmigłowiec Black Hawk. Włosko-brytyjska AgustaWestland zaoferowała śmigłowiec AW149, który miał być składany w należących do koncernu zakładach w Świdniku. A zarówno w zakładach Świdniku, jak i w Mielcu pracuje mnóstwo robotników zrzeszonych w „Solidarności”.

Ówczesny minister obrony Tomasz Siemoniak wyjaśniał, że oferty Mielca i Świdnika nie spełniły wymogów formalnych i technicznych dotyczących m.in. terminu dostaw, wyposażenia śmigłowców i ustanowienia zdolności do serwisowania w Wojskowych Zakładach Lotniczych w Łodzi. Dlaczego akurat Łodzi? Bo właśnie te zakłady obiecał kupić Airbus, jeśli tylko Polska zdecyduje się na jego helikoptery.

Antoni Macierewicz wtedy gardłował z całej siły. Uważał zakup Caracali za cios w polski przemysł obronny. Podobne zdanie głosili w kampanii wyborczej Beata Szydło i Andrzej Duda. Rzecz jasna, oprócz PiS, najgłośniej protestowali wówczas pracownicy Mielca i Świdnika, ze szczególnym uwzględnieniem tych należących do „Solidarności” właśnie.

Łapówkara Kopacz

Związkowcy z Sekcji Krajowej Przemysłu Lotniczego NSZZ „Solidarność” pisali do premier Kopacz listy, w których domagali się unieważnienia przetargu. No i spotykali się z wicepremierem Piechocińskim w sprawie offsetu.

Według związkowców, decyzja MON dyskryminowała nie tylko polskich pracowników, ale także inwestorów, którzy „w trudnym dla branży lotniczej okresie, zainwestowali bardzo duże środki i ulokowali w polskich zakładach w Mielcu i Świdniku produkcję doskonałego sprzętu oraz stworzyli innowacyjne, nowoczesne i bezpieczne miejsca pracy”. Na domiar złego „Solidarność” dostrzegła, że do przetargu nie został dopuszczony obserwator społeczny, procedura przetargowa była „niejasna”, zaś sam przetarg był „tendencyjny, nierzetelny i szkodliwy dla bezpieczeństwa i finansów państwa oraz pracowników w Polsce”.

Przed spotkaniem z Piechocińskim, szef lotniczej „Solidarności” Roman Jakim tak mówił w mediach: „Liczymy, że pan premier powie nam o decyzjach, jakie zamierza podjąć rząd, aby zrekompensować straty poniesione przez województwa lubelskie i podkarpackie, zakłady w Mielcu i Świdniku oraz, co zaproponuje tysiącom zwalnianych pracowników. Skoro jest program dla Śląska, to powinien powstać również program dla Podkarpacia i Lubelszczyzny”. Nastroje były tak waleczne, że wydawało się, że za chwilę wybuchnie strajk. Związkowców powstrzymała przed nim jedynie obietnica PiS, że kiedy tylko przejmie władzę, kontrakt trafi do kosza. I co?

Antoni Mielca nie broni

– Na razie dokonujemy przeglądu tego kontraktu. Dokumenty, które poznałem jako poseł, wskazywały, że to postępowanie trzeba unieważnić i rozpocząć je od nowa. Zobaczymy, czy to się potwierdzi. Kierownictwo MON z PO dostarczało posłom bardzo fragmentaryczne informacje, ale te, które dostarczano, wskazywały, że przetarg trzeba unieważnić i rozpisać od nowa – mówił w listopadzie Macierewicz.

I tak do lutego następca Siemoniaka o unieważnieniu kontraktu z Airbusem wspominał w niemal każdym wywiadzie. Do lutego, bo podówczas spotkał się z francuskim ministrem obrony. I nagle zmienił zdanie o 180 stopni. Już nic nie trzeba było unieważniać. A słowo „Caracal” pojawiało się na ustach Macierewicza równie często jak wyraz „ojczyzna” na ustach Kasprowicza.

„Solidarność” płacząca

Tymczasem Piotr Duda zaczął już mieć problemy z wiarygodnością przez swój parasol ochronny rozpostarty przez „Solidarność” nad rządem PiS. Związek wbrew reszcie górniczych organizacji nie skonfrontował się z władzą na Śląsku. Pielęgniarki z „Solidarności” podczas strajku w Centrum Zdrowia Dziecka stały się niewidzialne i niesłyszalne. Tak samo jak w kwestii likwidacji Służby Celnej połączonej z masowymi zwolnieniami i zatrudnieniem reszty w aparacie skarbowym.

„Solidarność” Dudy nawet słowem nie zająknęła się, gdy jej sztandarowy projekt, czyli cofnięcie wieku emerytalnego, zostało przełożone na święte nigdy. Nie protestowała, gdy Morawiecki nie podjął tematu zakazu handlu w niedzielę. Żaden działacz z centrali nie skrzywił się nawet, gdy Szydło rozwiała wątpliwości co do podniesienia kwoty wolnej od podatku. Gdyby rządził ktoś inny, obiecujący wsparcie solidarnościowych postulatów, to z powodu ich nierealizowania przez ponad pół roku, przez kraj przetaczałaby się już inspirowana przez Piotra Dudę fala strajków. Tymczasem protestują wszystkie organizacje związkowe oprócz „Solidarności”.

Z jednym maleńkim wyjątkiem. Pracujący w Mielcu i Świdniku w końcu się wściekli, bo poczuli się najzwyczajniej w świecie oszukani. Ulało im się i zagrozili strajkiem. Tutaj już szef Rady Krajowej Sekcji Przemysłu Lotniczego „Solidarności” Roman Jakim musiał zareagować. Nie, żeby stanął na czele robotniczego protestu czy coś w tym guście. Jako pracownik związkowej centrali pijącej rządowi z dzióbków, wysłał list do Antoniego Macierewicza i Beaty Szydło. Bardzo grzeczny list, w którym przepraszał, że żyje.

Domagał się w nim „realizacji obietnic wyborczych” i przypominał adresatom, że mija pół roku od momentu, gdy związkowcy z branży lotniczej dali rządowi PiS „kredyt zaufania”. „Czas mija, tymczasem zapowiadanych zmian nie ma” – przecierają oczy ze zdumienia działacze. Lotnicza „Solidarność” przypomina Macierewiczowi i Szydło, że w kampanii wyborczej PiS zapowiadał, że śmigłowiec zostanie kupiony w polskich zakładach. „Nic takiego się nie wydarzyło, MON nie prowadzi z krajowymi oferentami żadnych rozmów technicznych w tej sprawie”.

Zdaniem autorów listu u wyborców PiS obudził się „niepokój”, że w sprawie przetargu na śmigłowiec wielozadaniowy nadal obowiązuje decyzja poprzedniego rządu. I jeszcze dotychczasowe pisma związku w sprawie przetargu „nie spotkały się z pozytywnym odzewem”. A tak naprawdę, to „Solidarność” nie rozumie, dlaczego rząd PiS dotychczas nie unieważnił przetargu, a Ministerstwo Rozwoju prowadzi przedłużające się rozmowy offsetowe z Airbusem, bo przecież decyzja poprzedniego rządu jest niekorzystna „tak dla polskiej gospodarki, jak i dla bezpieczeństwa państwa”.

„Narasta rozgoryczenie i niezadowolenie załóg firm lotniczych, które w pełni rozumiemy i podzielamy. Chcemy nadal wierzyć, że dobra zmiana nadejdzie także w branży lotniczej, że słowo polityków dane publicznie pracownikom i społeczeństwu Podkarpacia i Lubelszczyzny zostanie dotrzymane. Wiara już jednak nie wystarcza, domagamy się decyzji. Nie żądamy niczego więcej, jak dotrzymania danych nam obietnic” – łkają autorzy.

O liście piszę z sarkazmem, bo jako pozorowany ruch, zasługuje jedynie na wyśmianie. Jak widać, słowo „strajk” działaczowi Jakimowi przez gardło przejść nie mogło. Służalcza epistoła wskazuje jednak, że góra związku, pomimo niekłamanych politycznych sympatii, ostatecznie musi się liczyć z nastrojami tych, którzy płacą składki.

Ale najśmieszniejsze będzie dopiero to, co Szydło z Macierewiczem z tym ambarasem poczną. Francuzi grają ostro i kontraktu nie odpuszczą. Wszystko zatem wskazuje, że Caracale będą. Jedyną zagadką pozostaje sposób, jak o tym powiedzieć pracownikom Mielca i Świdnika. Centrala „Solidarności” duma zaś, co zrobić żeby oszukani robotnicy wciąż chcieli płacić co miesiąc na Piotra Dudę i działacza Jakima. Czyli na ludzi, którzy nie mają najmniejszego zamiaru wesprzeć dołów związkowych w ich żądaniach. Po prostu centrala „Solidarności” ślepo zapatrzona w rząd, straciła kontakt ze swoimi członkami. W tej sytuacji związkowy parasol ochronny nad rządem zacznie się za chwilę robić bardzo dziurawy.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Gdyby nie program odbudowy przemysłu stoczniowego, okręty (okręciki) wojenne też pewnie budowaliby dla nas Francuzi

  2. Państwo które nie ma swojego przemysłu zbrojeniowego, mówiąc delikatnie skazane jest a neokolonię!
    Od 1989 roku w RP jest reguła „Handluj Wojtek chodź bez portek”. Poczatek dał gensek Wojtek Jaruzelski.
    Do refleksji!

    1. A konkretnie samego Putina, który jak wiadomo pociąga za wszystkie sznurki na całym świecie!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…