W nocy z 29 na 30 listopada 1830 rok wybuchło powstanie listopadowe. Mija więc właśnie 191 rocznica – i z tej perspektywy można dostrzec bezsens, jeśli nie toksyczność owej „ruchawki”. Co ciekawe, zauważył ją nawet uznany – bo prawicowy i konserwatywny – brytyjski znawca polskiej historii Norman Davies . Pisał on, że tragedia tego powstania polegała na tym, że było o,o niepotrzebne. Wypadki z lat 1830-31 poprzedzone były okresem, w którym większość narodu polskiego cieszyła się większymi swobodami niż w jakimkolwiek innym okresie przed i w czasie rozbiorów. Inicjatorzy spisku działali bez poparcia ze strony kogokolwiek poza własnymi najbliższymi kręgami, bez żadnej określonej koncepcji na przyszłość. Dzieci we mgle, można powiedzieć.

Powstańcza toksyczność materializuje się po dziś dzień. W obchodach klęsk, kulcie lichych, bo kierujących się irracjonalizmem bohaterów, w tym samym ciągle trendzie myślenia nadwiślańskich elit. Ciągle czcimy marnych bohaterów, których działalność i decyzje sprowadzały na nasze społeczeństwo permanentnie, co kilka dekad,  degrengoladę i zniszczenie dorobku materialnego poprzednich pokoleń.  Korowód „polskich samobójców”, jak pisał Ludwik Stomma. Z kolejnymi klęskami widzimy proces powolnego zabijania narodowej kultury pogrążającej się coraz bardziej w cierpiętnictwie, martyrologii i cmentarnej liturgii. Tu leżą m.in. źródła zwycięstw kołtuństwa kosztem modernizmu, postępu i realizmu.

Powstanie zakończone kompletnym fiaskiem spowodowało masową emigrację elity za granicę i utratę wielkiej części suwerenności, jaką Królestwo Polskie – twór Kongresu Wiedeńskiego i sukcesor Księstwa Warszawskiego – cieszyło się w  ramach Imperium Romanowych. Byt spokojny, zrównoważony, budowany na zasadach, które w naszej literaturze uosabiają swoim postawami Wokulski („Lalka”), doktor Judym („Ludzie bezdomni”) czy Bozowska („Siłaczka”) na pewno dałby krajowi o wiele lepszy start do samodzielnego bytu. Niepodległość i tak prędzej czy później byśmy odzyskali, za sprawą kontynentalnego kryzysu. Społeczeństwo, które się nie wykrwawiało, byłoby silnie zintegrowane i zasobniejsze materialnie. Tak jak to miało miejsce w Finlandii, także pozostającej jak Polska w ramach Imperium Rosyjskiego i uzyskującej w 1918 r. suwerenność.

Masowa emigracja upuściła intelektualnie krew z narodowej substancji. Udali się na nią m.in. takie tuzy ówczesnej polityki, kultury, wojskowości jak Adam MickiewiczJuliusz SłowackiJózef Bem, książę Adam Czartoryski, Bonawentura Niemojewski, Teodor Morawski, Joachim Lelewel, Ernest Malinowski, Zygmunt Krasiński, Fryderyk Chopin i Maurycy Mochnacki. Ten ostatni był de facto głównym ideologiem, fanatycznym trybunem ludowym i jednym z głównych motorów napędowych powstania. Kreatorem porażki narodowej będącej wielowymiarową klęską. Musimy zbawić Polskę – mawiał.  Jak podały media, kilka dni temu bombastycznie i z wielką pompą, przy udziale najwyższych czynników państwowych, wojskowych i kościelnych, sprowadzono do Polski trumnę ze szczątkami Mochnackiego. Były pompatyczne przemowy, patos i… jak zwykle zero refleksji.

Jak mówi w wywiadzie dla „Newsweeka” Jan Peszek, odtwórca głównej roli w „Dziadach” Mai Kleczewskiej – tej inscenizacji, która wywołała dziką reakcję krakowskiej kuratorki Barbary Nowak – jesteśmy w jakimś nierozwiązywalnym piekle, żyjąc w całkowitej fikcji zbudowanej z mitów. „Zmitologizowaliśmy i cierpienie i wyobrażenie o szczęściu. Jesteśmy niezdolni do obiektywnego dostrzegania rzeczywistości, zamknęliśmy się na nią”. Kult umarłych bohaterów – a wraz z nimi ciągle przegrywanego narodu, zniszczonej kultury, którą trzeba na nowo odtwarzać, poszarpanej i pokawałkowanej świadomości –  to tocząca nas wszystkich choroba. Rak niedojrzałości, kompleksów, mitomanii. Konstrukcje św. Jana Pawła, żołnierzy wyklętych, Polski jako Chrystusa narodów, zwycięskich moralnie powstań pozwalają Polakom spać spokojnie. Fałszywa historia musi być nauczycielką kulawej, chorej i nieskutecznej polityki.

Podchorążowie i młodzież warszawska prowadzeni przez Mochnackich – jakże wiele znaleźć można w naszej historii takich mętnych i pozbawionych realizmu polityków, realizujących swoje prywatne fobie  – w swej wielkiej masie byli to ludzie absolutnie niedoświadczeni, krótkowzroczni. Niewielu między nimi – znowu zaglądając do Stommy –  potrafiło napisać list poprawną polszczyzną. Łatwo było grać na ich emocjach, afektach i marzeniach. Tym większe słowa krytyki muszą spadać na takich dowódców, którzy tę spontaniczność i „gorące serca” wykorzystują dla niskich, z góry przegranych i niosących sobą śmierć oraz zniszczenie celów. 8 generałów Wojska Polskiego (w tym kilku „wiarusów” z kampanii napoleońskich), którzy starali się tłumaczyć bezsensowność tego przedsięwzięcia 191 lat temu zostało przez tę młodzież zamordowanych.

Na stulecie odzyskania niepodległości w 2018  Finlandia wybudowała najnowocześniejszą w Europie, w pełni zdigitalizowaną bibliotekę narodową, gdzie zgromadzono (i będzie się permanentnie zbierać) kilkanaście milionów różnego rodzaju informacji na temat Finlandii, jej dziejów, społeczeństwa, kultury etc. Z tej samej okazji III RP przeprowadziła defiladę, wystrzelono fajerwerki, puszczano kolorowe baloniki. Były przemówienia, msze i okolicznościowe konferencje.

Tym różni się realny, cywilizowany, nowoczesny świat od realności mistycznej, zmitologizowanej i przepełnionej fantazmatami.

PS. Warto polecić jako mini-odtrutkę na nasze narodowo-dziejowe fantazmaty i tę niezasłużoną celebrację kolejnej tragedii w naszej historii książkę Henryka Głuszko pt. Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki i cud gospodarczy Królestwa Polskiego. Drucki-Lubecki to antynomia Maurycego Mochnackiego i postać, jakich w  nadwiślańskiej rzeczywistości się nie chce doceniać.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…