Jarosław Kaczyński podczas swojego przemówienia na lubelskiej konwencji powiedział, że jedną z najważniejszych wartości, wokół których skoncentrowane są działania jego partii, jest godność człowieka. Po czym w kolejnych rozdziałach swojej przemowy wymienił tych, którzy w jego państwie ową godnością mogą się cieszyć oraz tych, którzy będą jej pozbawieni.
Mówił o rodzinie jako podstawowej komórce społecznej. Prawo do bycia taką komórką w państwie PiS będą mieć tylko pary składające się z jednego mężczyzny i jednej kobiety, otoczone przykładnym wianuszkiem dzieci. Pozostałe pary mogą liczyć tylko na pogardę i życie w wiecznym poczuciu bycia zmarginalizowanym. Co więcej, celem tych, którzy walczą o godność i pełne prawa dla par jednopłciowych w opowieści prezesa jest zniszczenie rodziny tradycyjnej. W ten sposób PiS buduje poczucie zagrożenia wśród dominującej grupy, której zagrażać mają mniejszości.
W świętej trójcy wartości Kaczyńskiego znalazł się też oczywiście naród. Uświęcony, umiłowany, w przeszłości umęczony, teraz przeżywa swój rozkwit. „Musimy obudzić naród do wielkości. Polska jest i będzie wielka”. Paradoksalnie, ta sentencja, odsłania nie tylko autorytarne zaplecze ideologiczne całego projektu politycznego, ale również pokazuje, jak przedmiotowo i odpodmiotawiająco prezes pojmuje sam naród. Jego przyszła wielkość nie będzie efektem wspólnotowego wysiłku, bo potrzebna jest tu iskra, którą może wykrzesać tylko jeden człowiek. Naród w narracji Kaczyńskiego jest niczym innym, jak masturbacyjną fantazją o własnej mocy.
Na konwencji PiS nie usłyszeliśmy niczego nowego, czy czegoś co by mogło nas zszokować, mając na uwadze dotychczasową praktykę polityczną i ideologiczną partii oraz społeczne skutki działań władzy. A jednak to, co zostało powiedziane i zapowiedziane na wiecu wstrząsnęło polską polityką i komentariatem. Liberałowie, klepiąc swoje formułki o „nieodpowiedzialności” i „katastrofie budżetowej” dostali małpiego rozumu.
Znacznie ciekawszy jest bolesny skowyt konserwatystów, dotąd umiarkowanie sprzyjających Kaczyńskiemu. Łukasz Warzecha, dotąd znany głównie z negacjonizmu klimatycznego i hejtowania rowerzystów, obwieścił nam nadejście socjalistycznej rewolucji. Program socjalny PiS określił jako „najbardziej porażający” – Gdyby żył Hugo Chavez (…) mógłby się z pewnością uśmiechnąć, słuchając zapowiedzi Kaczyńskiego – rzekł prawicowy publicysta. Daleko od brzegu odbiła też łódź Wincentego Elsnera, polityka SLD, który na swoim fejsbuku policzył, że wzrost płacy minimalnej i wydatki rządowe na cele socjalne sprawią, „że inflacja ulegnie podwojeniu w najbliższych latach”. Można byłoby oczywiście machnąć ręką na ten powiew rodem z gęby Leszka Millera, gdyby nie fakt, że były poseł nie poszedł jeszcze na polityczną emeryturę – ubiega się o mandat poselski z okręgu wrocławskiego.
Niepokoi mnie jednak zjawisko, które zaobserwowałem również u nieco bardziej rozgarniętych obserwatorów polityki z lewej strony – powtarzanie platformerskiego biadolenia o „rozdawnictwie”. Lewica nie może iść w tę stronę, bo zwiększenie wydatków na cele socjalne, a także na poprawę funkcjonowania usług publicznych nie jest żadnym wołaniem o życie ponad stan, a próbą normalizacji funkcji państwa. Całe szczęście – podobne dyrdymału to raczej peryferia lewicowego komentarza.
Program PiS to oczywiście poważny problem dla lewicy. Partia Kaczyńskiego łączy bowiem dość szeroką, jak na polskie warunki, ofertę socjalną, przejście ze strefy niskich płac do dolnego poziomu europejskiej przyzwoitości, z ultrakonserwatywną, inspirowaną siermiężnym katolicyzmem warstwą ideologiczną. Socjal i wyższe płace w przypadku PiS to jedynie instrumenty wdrażania frankistowskiego porządku społecznego, opartego do dominacji białych, heteroseksualnych katolików, kontroli kobiecego ciała, nienawiści i nietolerancji w stosunku do mniejszości, powszechnej i coraz bardziej zaawansowanej technologicznie kontroli oraz jawnym deptaniu praw człowieka. Głosując na PiS, głosuje się być może za wyższą pensją i świadczeniem na dziecko, ale pakiecie otrzymujemy wzmocnionego proboszcza, antynaukowe bzdury i agresje wymierzoną w naszych przyjaciół gejów.
Kaczyński zdaje sobie jednak sprawę, że większości konstytucyjnej w najbliższym rozdaniu nie wygra. Jego celem jest powiększenie stanu posiadania w Sejmie, zapewnienie sobie stabilnej większości i psychiczne zgniecenie konkurencji. Hojność obietnic skłania do podejrzeń, że prezes obawia się o dobry wynik w tych wyborach. Powiedzmy sobie jasno – PiS wygrałby w październiku, nawet gdyby nie obiecał już ponad to, co już dał. A jednak zaproponował radykalny wzrost płacy minimalnej, podwójną trzynastkę dla emerytów oraz pełne dopłaty do hektara dla rolników. Pokazuje to, że Kaczyński jest zakładnikiem rosnących oczekiwań społecznych w kwestiach socjalnych. Doskonale wie, że musi rozwijać istniejące i tworzyć nowe świadczenia, by zyskiwać poparcie.
Tutaj jednak może już wkrótce natrafić na granicę. PiS rozbudza bowiem oczekiwania społeczne, których nie będzie w stanie spełnić. Nie mówię tu o podwyżce płacy minimalnej, ba ta akurat zadziała uzdrawiająco, usuwając z rynku firmy żerujące na niskopłatnej śmiećpracy. Problemem będzie zwiększenie wydatków bez podwyżki podatków. Do tego potrzebny jest równościowy modelu systemu fiskalnego, w którym socjal nie jest sponsorowany przez ubogie warstwy, czyli z podatków: VAT i akcyzy, jak obecnie, a przez obciążenie fiskalne zysków kapitałowych, progresywny CIT i wyższy podatek dochodowy dla milionerów, przy jednoczesnym uniemożliwieniu przepisywania zysków na firmę. To jest ideologiczna granica, której prawicowa partia nie jest w stanie przekroczyć.
Za 2-3 lata dopadnie nas kryzys, spadną dochody z podatków i rząd będzie ciął socjal. A to nie są już czasy Donalda Tuska, kiedy nie było socjalu i nie było z czego ciąć. Teraz lud poczuje odczuje podobne poczucie degradacji, co społeczeństwa zachodniej i południowej Europy podczas kryzysu 2008-13. Dla „ojca narodu” z Żoliborza to będzie koniec aplauzu społecznego. Na załamaniu skorzystają wywindowani na pozycję zdroworozsądkowe przez pisowską ideologię faszyści oraz, miejmy nadzieję, Lewica.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
,, Daleko od brzegu odbiła też łódź Wincentego Elsnera, …” straszącego inflacją.
Ale nasz Piotruś-Pan również wypłynął daleko poza boje…,,Za 2-3 lata dopadnie nas kryzys, spadną dochody z podatków i rząd będzie ciął socjal.” i znalazł się o dwie długości przed Elsnerem…
Mam dziwne wrażenie, że nienawiść wszystkich konkurentów PiS zaślepia już w sposób totalny…
Skąd wiesz, co będzie ? Może to akurat trafne przewidywanie ? Kryzys w kapitalizmie jest średnio raz na 10 lat, ewentualnie spowolnienie
Ano z doświadczenia dziecko drogie. I mało emocjonalnego podejścia do problemów – czego redakcji, jak i Tobie życzę. Pierwsze próby zapomóg dla wielodzietnych zwane 500+ spotkały się z równie histeryczną reakcją libertariańskiej prasy – pamiętasz? I co mamy po blisko czterech latach? Deficyt budżetowy nie był wykonywany,a planowany na rok 2020 budżet ma deficyt równy 0,00 zł! I to pomimo wzrostu tego socjalu! Zatem bajania nt. czy to ,,gwałtownego i niepohamowanego wzrostu inflacji” jak i ,,cięcia socjalu” należy odłożyć na półkę z napisem ,,baśnie z tysiąca i jednej nocy”.
Poza tym – zapominasz o jednym – stabilizującym gospodarkę wpływie stabilnego rynku wewnętrznego, czego od lat u nas nie było.
Proponuję swoje usługi korektorskie przed opublikowaniem komentarza za friko… w wielu miejscach z powodu zwykłych błędów korektorskich nie daje się tego czytać. A tak poza tym im więcej rozbudzi się roszczeń w społeczeństwie tym szybciej pojawi się wreszcie świadomość krzywdy czyli świadomość rewolucyjna, więc niech obiecują, a ukręcą sznur na własne szyje…