Profesor Marcin Król, filozof i polityk idei nie szczypie się w ocenach, czym zawsze imponuje. To on, jako jeden z pierwszych, przyznał samokrytycznie „byliśmy głupi”, gdy przyszło do szukania przyczyn porażki jego środowiska. Zebrał za to zresztą solidne cięgi od niektórych swoich prominentnych neoliberalnych kolegów, którym nie mieściło się w głowach, że to oni doprowadzili Polskę do statusu państwa, w którym cześć obywateli czuła się nikomu niepotrzebna. I obywatele ci dali temu wyraz, głosując na PiS. Uczciwie mówiąc, neoliberałowie są źródłem sukcesów Kaczyńskiego, ale ta prawda przyswajana jest z trudem.

Potem jeszcze raz przyznał się do poważnych wątpliwości co do kształtu i sensu „demokracji liberalnej”, czym też wywołał straszne wzburzenie. I teraz po raz kolejny, w TVN24, był zwięzły w swojej ocenie rzeczywistości. Mówiąc o sytuacji politycznej w Polsce stwierdził, że nie wierzy w debatę, bo do niej trzeba dwóch stron. I wieszczył, jak to się może skończyć.

– Jeżeli nie ma rozmowy, to jest tylko siła. W tej chwili nie ma rozmowy. Rozmowa się skończyła zupełnie. No to wobec tego jest siła. Reakcja na siłę będzie tylko jedna. Siła – mówił prof. Król.

W tym wypadku diagnoza to nienowa. O trwałych podziałach opartych na zadeklarowanej wrogości, niepozostawiających miejsca na porozumienie, mówiło z niepokojem wielu publicystów, ale nikt nie powiedział tak jasno, że zakończyć to może tylko rozwiązanie siłowe.

Ciekawe jednak, że wszyscy, którzy tak biją (słusznie) na alarm, polityczną rzeczywistość, polską scenę polityczną sprowadzają do dwóch obozów, wyrastających z jednego przecież, solidarnościowego korzenia. Przyszłości i rozwiązania szukają jedynie w tym miejscu. Trzeba grzeszyć niesłychanym zadufaniem, fałszującym ogląd rzeczywistości, by tkwić w przekonaniu, że nic nie może być inne niż realność stworzona przez ludzi, którzy niegdyś obalili „komunę”. Jest bowiem coś, co tych, śmiertelnych wydawałoby się wrogów łączyć. To nienawiść do lewicy. Nieważne, że rozumianej według klisz podawanych przez neoliberalną narrację. Nieistotne, że nieprawdziwej, Ważne, że dla nich nazwanie oponenta lewicą jest śmiertelną obrazą. Z obu stron padają przecież okrzyki „precz z komuną” rozumiane jako wyzwiska. I z tego lewica powinna zadawać sobie zawsze sprawę. Taka, jaka jest w tej chwili – słaba, rozdrobniona, kłótliwa i nieco bezradna. Mieć musi w pamięci, że dwa wrogie sobie obozy zjednoczą się zawsze, kiedy trzeba będzie lewicę wdeptać w ziemie. Siłowo, a czemu nie?

Nie ma co się na ten stan rzeczy skarżyć. Trzeba tylko o tym wiedzieć, że wrogość między PO i PiS, o której z takim bólem mówią publicyści i uczeni, zupełnie ich nie dotyka, kiedy dotyczy ugrupowań lewicowych. Zatem lewica musi mieć pełną świadomość, ze nigdy nie będzie pełnoprawnym partnerem dla neoliberałów, a jedynie narzędziem ich wewnętrznych rozgrywek. Budowanie własnej siły i tożsamości jest jedynym rozwiązaniem

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Zatem lewica musi mieć pełną świadomość, ze nigdy nie będzie pełnoprawnym partnerem dla neoliberałów, a jedynie narzędziem ich wewnętrznych rozgrywek. Budowanie własnej siły i tożsamości jest jedynym rozwiązaniem

    To wiemy od dawna.
    jednak Panie redaktorze… KTO MA POCIĄGNĄĆ TEN LEWICOWY SKŁAD?
    Jak narazie nie ma przywódcy, są tylko łapserdaki chcące się koniecznie na Wiejską załapać. Bez programu, bez pracy u podstaw…
    Co by nie mówić – przykład Stana Tymińskiego i jego partii X – działa na wyobraźnię.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski

Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…