Dziennikarze, aktywiści i politycy z całego świata byli inwigilowani przy pomocy izraelskiego programu Pegasus. Program, który umożliwia zdalne przechwycenie całej zawartości telefonu komórkowego, był używany do śledzenia niewygodnych obywateli w co najmniej kilkunastu państwach.

Sprawie poświęcony jest raport specjalny grupy siedemnastu mediów z całego świata. Pod jego ustaleniami podpisują się m.in. Washington Post, The Guardian i francuski portal śledczy Forbidden Stories, który jako jeden z pierwszych dotarł do informacji o masowym używaniu izraelskiego programu.

Oficjalnie Pegasus powstał do walki z przestępczością zorganizowaną i terrorystami. Jego autorzy z firmy NSO Group zarzekają się, że oprogramowanie trafia tylko do demokratycznych, godnych zaufania rządów. Z raportu wynika, że to absolutna nieprawda, bo Pegasusem posługiwały się m.in. służby saudyjskie, azerskie, marokańskie, bahrajneńskie czy kazachskie. Na celowniku od 2016 r. znalazło się 50 tys. numerów. Czy wszystkie zostały zhakowane? To eksperci byliby w stanie ustalić, tylko mając fizyczny dostęp do telefonu. Autorom raportu udało się zweryfikować kilkadziesiąt pozycji. Pegasusa znaleźli w 37 telefonach. W naszym regionie po program sięgnął, wedle raportu, rząd Viktora Orbana i inwigilował za jego pomocą dziesięciu polityków opozycyjnych oraz krytycznych dziennikarzy.

Co robi Pegasus

Z zainfekowanego telefonu izraelski program potrafi wyciągnąć dosłownie wszystko. Zyskuje dostęp do kontaktów, połączeń, wiadomości tekstowych i wysyłanych przez komunikatory (od Vibera i WeChat po Telegram), zbiera informacje o położeniu telefonu, nagrywa rozmowy, kopiuje zdjęcia i może zdalnie włączyć aparat.
Washington Post wskazał, że w taki właśnie sposób zbierano informacje z telefonów należących do arabskich polityków i członków rodzin królewskich, dyplomatów, aktywistów i wpływowych ludzi biznesu. Pegasus pojawił się w telefonie Hatice Cengiz, tureckiej narzeczonej zamordowanego na rozkaz władz Arabii Saudyjskiej dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Autorzy raportu twierdzą, że służby interesowały się dziennikarzami tak znanych tytułów i agencji jak Reuters, Al-Dżazira, France 24, Associated Press, The Wall Street Journal, CNN czy Le Monde. Na liście numerów według raportu były również te należące do działaczy broniących praw człowieka.

NSO zaprzecza

Firma NSO w oświadczeniu przesłanym do waszyngtońskiej gazety zaprzeczyła głównym wnioskom z raportu. Zarzuca dziennikarzom, że źle zinterpretowali dane z „ogólnodostępnego zasobu informacji” i zaufali niewiarygodnym źródłom.

Raport nie jest jednak pierwszą taką publikacją – o nadużyciach firm produkujących oprogramowanie szpiegowskie i śledzące słychać od dawna. Jak piszą dziennikarze The Guardian, po tym, gdy Edward Snowden ujawnił masową skalę inwigilacji obywateli i polityków, w internecie rozpowszechniło się szyfrowanie. Wtedy pomocną dłoń do rządów, które mimo to chcą śledzić obywateli, czytać ich wiadomości i kontrolować kontakty wyciągnął prywatny biznes, gotowy zarabiać miliony na inwigilacji. Nie chodzi tylko o NSO, ale o cały sektor.

Edward Snowden w rozmowie z brytyjskim medium stwierdził, że sektora tego nie da się uzdrowić. Oprogramowanie szpiegowskie, z rozmysłem wykorzystywane wbrew woli użytkownika telefonu, powinno być po prostu zabronione – zasugerował.  – Jeśli nie zrobicie niczego, by powstrzymać sprzedaż tej technologii, celów nie będzie tylko 50 tys. Ich będzie 50 milionów i to szybciej, niż ktokolwiek z nas się spodziewa – powiedział sygnalista, który już raz otworzył oczy opinii publicznej na problem inwigilacji.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…