Portugalska scena polityczna jest skrajnie różna od polskiej: w mainstreamie istnieje aż pięć partii dających się jakoś zaliczyć do grona lewicy i wiele wskazuje na to, że fala strajków w iberyjskim kraju przekłada się na wzrost poparcia dla tych najodważniejszych. Równocześnie jednak w pierwszych sondażach dotyczących planowanych na styczeń 2021 r. wyborów prezydenckich najlepiej wypada Marcelo Rebelo de Sousa, były szef Partii Socjaldemokratycznej (PSD), która wbrew swojej nazwie jest zdecydowanie centroprawicowa, wcześniej znany z telewizji dziennikarz prowadzący programy komentujące wydarzenia polityczne na bieżąco.

Na pierwszy rzut oka w sondażach dotyczących poparcia dla danych ugrupowań nie ma bardzo dużych zmian względem zeszłorocznych wyborów. Na prowadzeniu znajduje się centrolewicowa Partia Socjalistyczna, na drugim miejscu znajduje się PSD, a batalię o ostatnie miejsce na podium zdaje się wygrywać antykapitalistyczne BE. Ciekawszy jest jednak fakt, iż to właśnie ta ostatnia partia odnotowuje przypływ wyborców. Polaryzacja w portugalskim społeczeństwie przekłada się na spadki w notowaniach dwóch największych partii i poszukiwanie alternatyw. Wielotysięczne strajki, które przetoczyły się przez kraj z zachodu Półwyspu Iberyjskiego zagrały na niekorzyść będącej u władzy PS. Zyskała lewica radykalna, która bez owijania w bawełnę zaczęła podnosić postulaty podobne do strajkujących. Z kolei kryzys w centroprawicowej formacji PSD spowodował wzrost ugrupowania Chega, które w zeszłorocznych wyborach zdobyło zaledwie jeden mandat w parlamencie. Jest to formacja, która na nasze standardy mogłaby równać się z PiS-em, aczkolwiek w realiach portugalskich znajdują się oni na skrajnej prawicy. Jej wzrost jest również z pewnością efektem wzrostu poparcia dla hiszpańskiej skrajnej prawicy – VOX. Działacze Vox i Chega wielokrotnie wymieniali się doświadczeniami oraz popierali się nawzajem podczas kampanii wyborczych w roku 2019.

Co ciekawe, ferment społeczny jak dotąd zdaje się omijać bokiem prawicowego prezydenta. Sondaż przeprowadzony przez ośrodek badania opinii publicznej Intercampus wskazuje, iż przewaga de Sousy nad drugim w kolejności André Claro Amaralem Venturą jest prawie sześciokrotna. Jednak faktem jest, że przewaga nad drugim w kolejności kandydatem maleje z każdym kolejnym sondażem. Podczas kampanii wyborczej sprzed czterech lat, Marcelo Rebelo de Sousa kształtował swoją pozycję, jako osoby bezstronnej, bezpartyjnej oraz dążącej do budowania zjednoczonego wizerunku portugalskiej władzy wykonawczej ponad partyjnymi podziałami. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, iż jego plany nie spełzły na niczym. De Sousa w swoją pierwszą podróż jako prezydent odbył do państwa watykańskiego z wizytacją u papieża Franciszka oraz sektretarza stanu państwa apostolskiego, Pietro Parolina. Następnie wielokrotnie przypominał swoim rodakom o kolonialnej historii Portugalii wizytując byłe portugalskie kolonie, takie jak Mozambik czy Brazylia. Konserwatywne spojrzenie na świat de Sousy było wszystkim znane już wcześniej. W roku 2007 był jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy ruchów anti-choice podczas kampanii przed referendum w sprawie zalegalizowania aborcji do 10. tygodnia ciąży. Na szczęście wówczas obywatelki oraz obywatele Portugalii zagłosowali w większości “za” legalizacją.

Prawicowa retoryka de Sousy nie odpowiada społecznym nastrojom i może mu zaszkodzić tak samo mocno, jak pogorszenie stanu zdrowia w ciągu ostatniego roku. Lewicy potrzebny jest jednak jeszcze mocny kandydat lub kandydatka, który już powinien zacząć budować odpowiednią pozycję wyjściową, by w ogóle myśleć o drugiej turze. Anna Gomes, powiązana z Partią Socjalistyczną raczej nie miałaby szans, aby wygrać. Jej poglądy nie są na tyle radykalne, by stać się odpowiednim wyborem dla osób oburzonych na obecny rząd tworzony właśnie przez PS. Za to antykapitalistyczna lewica rośnie w sondażach partyjnych, ale żadna z jej rozpoznawalnych twarzy nie cieszy się odpowiednio dużym zaufaniem jako przywódca. Marisa Isabel dos Santos Matias, była członkini Parlamentu Europejskiego z ramienia BE oraz kandydatka tej partii wyborach prezydenckich w roku 2016 nie przebiła na razie ani razu wyniku, jaki uzyskała w ostatnich wyborach (10.1 proc.), ba – osiąga rezultaty gorsze o kilka punktów procentowych. Poparcie dla Jerónimo Carvalho de Sousy, lidera komunistycznej partii CDU waha się z kolei na granicy błędu statystycznego.

Skrajna prawica wie za to świetnie, kogo wystawić. To właśnie wspomniany André Claro Amaral Ventura, lider partii Chega oraz były członek PSD. Jeśli to on dostałby się do drugiej tury, to lewicowi wyborcy stanęliby przed dużym dylematem – albo wybrać mniejsze zło (czyli urzędującego de Sousę) albo oddać pusty głos/nie iść na wybory. Czas najwyższy, by lewica jednak zwarła szeregi i wystawiła kandydata będącego w stanie zadowolić wszystkie lub chociaż część ugrupowań oraz organizacji walczących o dobro ludu pracującego, stojącego w opozycji do rosnącej pozycji kapitału w społeczeństwie. Byłoby smutnym i szkodliwym paradoksem, gdyby stało się inaczej.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Gdyby jeszcze taki sukces lewicy udało powtórzyć się we Francji.
    Ale zdaje się ostatnie wybory to słaby wynik Melenchona.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…