Były szef MSWiA, niegdysiejszy przewodniczący Sojuszu Krzysztof Janik jest oskarżony o to, że w latach 2004-2005 przyjął 140 tys. zł korzyści majątkowej od katowickiej firmy. Jako poseł miał „pośredniczyć” w kontaktach z Urzędem Skarbowym i ułatwić umorzenie zobowiązań podatkowych przedsiębiorstwa.

wikimedia commons
wikimedia commons

Były poseł nie chce rozmawiać z mediami – zgodził się jedynie na posługiwanie się jego pełnym nazwiskiem, a nie określeniem „Krzysztof J.” i zapewnił SMS-owo, że jest niewinny. W aferze korupcyjnej zarzuty usłyszała też, ówczesna wiceszefowa Izby Skarbowej w Katowicach oraz właściciel firmy. Nie wiadomo, czy przyznają się do winy – informacja została utajniona ze względu na dobro śledztwa.

Krzysztof Janik przez 2,5 roku pełnił rolę ministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Leszka Millera. To w czasie jego urzędowania miał miejsce jeden z najgłośniejszych skandali związanych z SLD, czyli tzw. „afera starachowicka”, w którą zamieszany był m.in. wiceminister Janika, Zbigniew Sobotka – z MSWiA wyciekły wówczas informacje na temat rozpracowania zorganizowanej grupy przestępczej, związanej ze starachowickimi strukturami SLD. Sobotka usłyszał najwyższy wyrok – 3,5 roku pozbawienia wolności, został jednak później ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Janik, mimo nacisków prawicy, nie podał się do dymisji, a ze stanowiska odszedł dopiero rok później, w 2004 roku. Łapówki od katowickiej firmy miał przyjmować w okresie, w którym sprawował funkcję przewodniczącego Sojuszu. W 2005 i 2007 roku bezskutecznie kandydował do Sejmu. W zeszłym roku w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wypowiedział słynne słowa o tym, że SLD jest „umiarkowanie konserwatywne światopoglądowo, natomiast umiarkowanie liberalne gospodarczo”.

Jak się okazuje, śledztwo wobec Janika toczy się od 2010 roku. Z uzyskanych jak dotąd informacji wynika, że kwotę 140 tys. przyjął aż w 13 „ratach”. Byłemu ministrowi grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Dariusz Joński zasugerował, że rozwój śledztwa jest umyślnym ciosem politycznym w SLD. – To ciekawe, że w czasie kampanii wyborczej nagle wyciąga się rzeczy sprzed 11 lat – mówił zirytowany w rozmowie z TVN24.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. W kraiku nad Wisłą normą się stało, że przed wyborami jest wysyp afer uderzających albo w osoby niewygodne (ale Janik od lat na marginesie, jednak w doniesieniu eksponuje się jego partyjne związki i ministrowanie w czasie rządów SLD).

    Zatem nie tyle o Janika (chyba że na prawdę ma coś za uszami, a właściwie w kieszeni i to nie przypadek) idzie, a o SLD. Tylko ta partyjka ledwo zipie i komu może ona zaszkodzić? Który z wyborców będzie sobie zaprzątał głowę Janikiem i upadłą partią.

    Pewną jednak wątpliwość wzbudza to, że to katowicka prokuratura wykrywa geszeft byłego ministra i fiszę SLD.
    Zastrzeżenie bierze się stąd, że ta prokuratura nie bardzo się może pochwalić w sprawach głośnych nazwisk zakończeniem się w sądach wyrokami skazującymi. No, może ma pecha, albo działa na zasadzie „łapaj złodzieja”.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…