Spod granicy polsko-białoruskiej płyną już od miesięcy niepokojące sygnały o tym, że polska Straż Graniczna lekceważy uchodźców koczujących na przejściu miesiącami i przyznaje sobie prawo do decydowania o ich losie, chociaż taka decyzja należy wyłącznie do Urzędu do Spraw Cudzoziemców.
Czeczenia, Armenia, Tadżykistan – to głównie uchodźcy z tych krajów okupują przejście graniczne w Brześciu-Terespolu. Tak jak zapewniał Mariusz Błaszczak jako szef MSW, polska granica jest „szczelna”. „Nie będziemy ulegać presji tych, którzy chcą doprowadzić do kryzysu migracyjnego. Nasza polityka jest zupełnie inna. Póki ja jestem ministrem spraw wewnętrznych, póki rządzi rząd PiS, nie narazimy Polski na zagrożenie terrorystyczne” – mówił.
Jego słowa przytacza reporterka Oko.press Monika Prończuk, która na początku maja wybrała się na przejście graniczne, aby skonfrontować osławione zagrożenie terrorystyczne z tym, co zastanie na przejściu. Koczują tam zdesperowani ludzie, których już Białorusini dyskryminują, sprzedając im w Brześciu bilety PKP do Polski wyłącznie na jeden konkretny pociąg odjeżdżający z samego rana i w jednym konkretnym wagonie.
Czeczeni podkreślają, że na Brześć ludzie Kadyrowa robią regularne naloty, szukając tych, którzy narazili się władzy. Ale prawdziwy koszmar zaczyna się dopiero na polskim przejściu granicznym, o czym alarmowała już Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Uchodźcy usiłują wjechać do Polski nawet po kilkanaście razy. Nie ułatwia im tego Straż Graniczna, która według prawa ma obowiązek wpuścić każdego, kto twierdzi, że w swoim kraju jest zagrożony lub represjonowany. Na decyzję urzędu o uwzględnieniu bądź odrzuceniu wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej uchodźcy powinni oczekiwać w polskich ośrodkach, a SG ma obowiązek tam ich pokierować. Tak się jednak nie dzieje. Od sierpnia 2016 roku polska Straż Graniczna nie wpuszcza uchodźców na terytorium Polski i odsyła ich z powrotem na Białoruś.
Uchodźcy koczują na dworcu lub – jeśli mają na to środki – wynajmują pokoje od prywatnych osób lub rodzin. Odbijają się od granicy. Strażnicy, według relacji dziennikarzy, stosują nigdzie nie zarejestrowaną płatną procedurę „popytki”: prosto z pociągu biorą na rozmowę do osobnego pomieszczenia po trzy osoby. I wtedy decydują o tym, czy ktoś może wjechać w głąb kraju, czy nie. „To jest jak rosyjska ruletka. Nigdy nie wiesz, komu i dlaczego Polaki dadzą szansę na normalne życie. Ale czasem powiedzą: wróć jutro, może się uda” – powiedział dziennikarzom jeden z uchodźców z Czeczenii.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Czy Ormianie i Tadżycy oraz Czeczeni (obywatele FR) to na pewno uchodźcy?. Czy w Czeczenii, Armenii, Tadżykistanie jest wojna. Nie twierdzę, że nie ma tam biedy i nie dziwię się, że chcą poprawić swój los, ale nie są uchodźcami w rozumieniu prawa międzynarodowego. Polska, ani jakiekolwiek państwo nie ma obowiązku wpuścić na swoje terytorium każdego kto chce przyjechać.
„… Straż Graniczna, która według prawa ma obowiązek wpuścić każdego, kto twierdzi, że w swoim kraju jest zagrożony lub represjonowany.”
KAŻDEGO? Więc tylko idioci by tego nie twierdzili. Jakieś granice absurdu powinny jednak istnieć, albo trzeba rozpuścić Straż Graniczną.