W Bukareszcie trwają demonstracje wymierzone w skorumpowany rząd. Trzeciego dnia protestu frekwencja była jednak zdecydowanie niższa.

W sobotę na manifestacji w Bukareszcie zgromadziło się od 70 tys. do nawet 110 tys. osób. Wysoką frekwencję zagwarantowało przybycie zarówno miejscowych oburzonych, jak i rumuńskich migrantów zarobkowych, którzy w poszukiwaniu lepszego życia wyjechali do pracy we Włoszech, Francji, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. W niedzielę protestujących, już tylko mieszkańców rumuńskiej stolicy, było dużo mniej – w szczytowym momencie ok. 12 tys. osób. Kilkusetosobowe i kilkutysięczne protesty miały miejsce również w Klużu-Napoce, Sybinie i innych miastach.

W mediach rumuńskich trwała natomiast dyskusja o zachowaniu policji podczas sobotniej demonstracji – funkcjonariusze użyli armatek wodnych, gazu pieprzowego i łzawiącego, twierdząc, że część manifestantów była agresywna. Organizatorzy protestu z oburzeniem podkreślają, iż takie zachowania były absolutnym marginesem, a ofiarami interwencji padli przypadkowi, spokojni ludzie (łącznie udzielono pomocy 450 osobom). Prezydent Rumunii Klaus Iohannis również potępił policyjną brutalność, co jednak wypada traktować przede wszystkim jako próbę zyskania sympatii obywateli w kontrze do pseudolewicowego rządu (rumuńska partia socjaldemokratyczna nigdy nie miała wiele wspólnego z ideami, jakie ma w nazwie).

Poza granicami kraju pracuje obecnie 4 mln Rumunek i Rumunów, a liczba ta stale rośnie. To efekt braku perspektyw, braku miejsc pracy i niskich zarobków w kraju. Podczas demonstracji w sobotę i niedzielę praktycznie nie brzmiały jednak hasła odwołujących się do poprawy sytuacji społecznej. Dominowały transparenty i okrzyki o treści antykorupcyjnej, ewentualnie uderzające w całą klasę polityczną (najbardziej jednak w rządzących „socjaldemokratów”) i wskazujące, że Rumuni chcieliby żyć „jak w Europie”. Na manifestacji zdominowanej przez migrantów zarobkowych wyraźne były również postulaty, by państwo… zorganizowało lepsze wsparcie dla Rumunów za granicą, w postaci zwiększenia personelu ambasad m.in. o asystentów społecznych i osoby reagujące na nadużycia zagranicznych pracodawców. Zdaniem rumuńskiej lewicowej komentatorki i publicystki Marii Cernat protesty z takim programem, gdyby nawet wymusiły na rządzie jakieś ustępstwa, nie mają szans doprowadzić do poprawy sytuacji większości Rumunek i Rumunów.

– Nie mówimy w ogóle o wzroście płacy minimalnej, inwestycjach infrastrukturalnych czy o opodatkowaniu progresywnym. Zamiast tego dyskutujemy o spiskach i korupcji – napisała Cernat, podkreślając, że elicie rządzącej Rumunią bardzo skutecznie udało się narzucić większości obywateli sposób patrzenia na problemy społeczne. Rozwiązania, które naprawdę zmniejszyłyby nierówności, przez zdecydowaną większość demonstrantów nie są w ogóle brane pod uwagę. Komentatorka zauważa również, że nie dostrzegają oni, iż upadek socjaldemokratów nie oznaczałby wcale przejęcia władzy przez partię, która jest wolna od patologii.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jakie ,,zabija”???
    Korupcja jedynie… nabija… kabzę.
    Niestety, wyłącznie nielicznym i uprzywilejowanym… odpowiednim stanowiskiem. :-D
    A reszta – po prostu zazdrości…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…