„Jesteśmy zmęczeni ciągłym oczekiwaniem, chcemy pracy i godniej płacy!” „Demokracja jest wtedy, gdy nie masz codziennie w sobie strachu!” Tak krzyczą na demonstracji bezrobotni i studenci 21 lutego w Rzymie. Razem krzyczą. Ten sojusz jeszcze nigdy nie był tak potrzebny rozpadającemu się społeczeństwu Włoch.
18 lutego razem ze studentami z Università Tre i Sapienzy, oraz uczniami rzymskich liceów czekaliśmy na przybycie czterech autobusów związku bezrobotnych z Neapolu, zorganizowanych w ramach Movimento di Lotta – Disoccupati „7 Novembre”. Rozmawialiśmy o ostatnich wydarzeniach ze świata uczniowskiego. A jest ich niemało. Fala okupacji ponad osiemdziesięciu placówek edukacyjnych opanowała przez ostatnie miesiące życie uczniowsko-studenckie w Rzymie.
Ciekawe, co się stało, że nagle pałeczkę politycznej aktywności przejęli odpowiednicy polskich gimnazjalistów i licealistów. Zdaniem Franco, jednego ze studentów Università Roma Tre – Ruch studencki na uniwersytetach od wielu lat przeżywa fazę słabości, częściowo z powodu związków studenckich, które albo są formalnie „apolityczne”, albo otwarcie związane z partiami prawicowymi i centrolewicowymi. Te oczywiście nie robią nic lub niewiele, aby zachęcić do świadomej i bojowej mobilizacji studentów. Są tylko trampoliną dla młodych karierowiczów w partiach rządzących.
Istnieją jednak organizacje studenckie na poszczególnych uczelniach i szkołach, autonomiczne względem polityki parlamentarnej, lewicowe stowarzyszenia uczniowskie i organizacje polityczne. Jednym z nich jest, powołana niedawno, LA LUPA – lotta in scuola, drugą liczącą się organizacją jest Fronte della gioventù komunista (FGC), oraz La rete degli studenti medi. To właśnie z członkami tych organizacji czekaliśmy na przybycie związkowców z Neapolu.
Jak się okazało, policja, wykorzystując pretekst, że obowiązuje stan wyjątkowy, zatrzymała związkowców na wjeździe do Rzymu. Oczekiwanie zatem się przeciągało. Zapytałem moich towarzyszy o przyczyny ostatniego wzburzenia.
Uczeń Liceo Scientifico Morgagni, Daniele jest zdania, że obecne niepokoje to tylko czubek góry lodowej problemów trawiących włoski system edukacji – Przyczyn obecnej mobilizacji należy szukać dużo dalej, są one obecne od lat. Wraz z powrotem do szkół po okresie lockdownu stały się one jednak dużo bardziej dotkliwe. W większości szkół nie ma odpowiednich przestrzeni do nauczania, ponieważ wiele szkół nie spełnia podstawowego standardów BHP.
Tynk często sypie nam się na głowy, sale są zbyt ciasne i jest ich zbyt mało, często lekcje odbywają się w salach w ogóle nie dedykowanych dla tych przedmiotów. Podobnie sytuacja dotyka rzeczy najbardziej podstawowych takich jak toalety, które są zepsute, woda się leje, a kanalizacja po prostu, k…., nie wyrabia – dodaje mocno wzburzony.
Kolejny powód to Piano Nazionale di Ripresa e Resilienza (Krajowy Plan Odbudowy i Odporności), który miał być planem częściowego przeznaczenia środków z funduszu odbudowy na edukację, ale który po raz kolejny wspierał priorytety rządu Mario Draghiego. Niewiele pieniędzy przeznaczono na szkoły, które są również przedmiotem m.in. transformacji energetycznej, a zatem w ogóle nie służą rozwiązywaniu problemów uczniów.
Duża część okupacji była spontaniczna, zrodzona z potrzeby protestu i biorąc przykład z pierwszych okupowanych szkół, wiele szkół nie posiadało żadnej wewnętrznej organizacji politycznej i dlatego były one całkowicie spontaniczne, inne natomiast posiadały autonomiczne kolektywy uczniowskie lub były powiązane z młodzieżowymi strukturami politycznymi, które stały za nimi. Pod koniec okupacji wszystkie zaangażowane kolektywy i struktury postanowiły zjednoczyć się w ruchu nazwanym w gazetach „La LUPA”… – referuje zaciągając się papierosem, już spokojniejszy, Daniele.
W trakcie okupacji, robiliśmy różne rzeczy, w większości organizowaliśmy debaty i dyskutowaliśmy nad przyszłością Włoch, nas samych i naszego społeczeństwa – wspomina.
W niektórych wywiadach ukazujących się we włoskich mediach, studenci mówili, że – mobilizujemy się, aby zakwestionować zarządzanie włoską edukacją publiczną w ostatnich latach. I zaproponować szkołę na skalę uczniowską, otwartą, bezpieczną, dostępną i integracyjną. Szkoła, która nas słucha, szkoli i wspiera. Jednak projektu szkoły, jaką zaproponowała La LUPA, nie da się streścić w prostych słowach. Jest on odpowiedzią na wieloletnią politykę kolejnych prawicowych rządów, również tych pod egidą deklaratywnie centrolewicowej Partito Democratico, która rządziła w latach 2014-2018.
Od wprowadzenia przez rząd Renziego w latach 2014-16 systemu zwanego scala-lavoro, stan edukacji jest z roku na rok coraz gorszy. Pod tą nazwą kryją darmowe staże, zaczynające się od wieku 15 lat. Pieniądze na edukacje nie idą na wyposażenie placówek, czy pensje dla nauczycieli – opisuje nastawienie panujące wśród studentów i uczniów Matteo, członek FGC oraz student rzymskiego Università Tre. Idą natomiast do prywatnych firm, które stosują wobec nas wyzysk; nie chcemy pracować bez wynagrodzenia i być wykorzystywani w interesie włoskich firm, chcemy, aby szkoły były nastawione na rozwój ucznia, a nie rozwój prywatnych firm – kwituje.
W uczniowskiej i studenckiej odpowiedzi chodzi o kompletne odwrócenie wektora dotychczasowych zmian, o zrewolucjonizowanie myślenia o szkole, odwrót od neoliberalnych praktyk. Jak mówią w swoich wypowiedziach członkowie La LUPA, uczniowie są zmęczeni reformami i ustawami, które przez lata, od lewa do prawa, prowadziły włoską szkołę do degradacji i rosnącej korporatyzacji. Szkoła powinna wsłuchiwać się w potrzeby uczniów i tworzyć dla nich bezpieczną przestrzeń. Począwszy od kwestii podstawowych, takich jak reguły BHP.
Udział w proteście praktycznie wszystkich rzymskich szkół, od liceów, po technika i zawodówki zadziwił swą skalą samych uczniów. Świadomość polityczna, czy też raczej poczucie sprawczości nie wydawało się tak powszechne. Lata i lata politycznych rozczarowań doprowadziły dużą część uczniów do obojętności, znaczna część z nas stała się jednak politycznie aktywna, ponieważ dostrzegła sprzeczności w momencie wybuchu pandemii. Sprzeczności dostrzegalne na każdym kroku, od kwestii rynku pracy po szkoły, w których przebywamy na co dzień – mówiła w rozmowie ze mną Giorgia, uczennica Liceo classico e scientifico statale Socrate. Lewicowe organizacje młodzieżowe z Włoch nie mają zbyt dużych nadziei związanych z parlamentarną lewicą. Stąd ich niezależność, ale też żywotność. Nie dajemy się wciągać w bezpłodną politykę parlamentarną.– dodaje.
Powróciliśmy do kwestii urynkowienia edukacji przez rząd Matteo Renziego. W jego wyniku nagle świat uczniów przeciął się z włoskim światem pracy, który od ponad wieku jest przesiąknięty tradycjami związkowymi. Część związkowców poparła postulaty rzymskich uczniów. Wśród nich był najbardziej reprezentatywny dla oddolnego ruchu związkowego działającego w ramach systemu edukacji, związek Cobas Comitati Di Base Della Scuola.
Część okupowanych szkół, przy wsparciu niektórych nauczycieli, przeprowadzała lekcje z działalności związkowej, jak i z podstaw prawa pracy, jak i praw obywatelskich – mówi w rozmowie ze mną Leonardo, uczeń IISS Charles Darwin. Związki zawodowe to dla niektórych z nas codzienność. Są w nich po prostu nasi rodzice, sąsiedzi i przyjaciele. Moja mama sama należy do jednego z nich – dodaje.
Niektóre związki jednak już od dawna odeszły od dawnych tradycji radykalizmu i walki o prawa pracownicze. Wśród nich jest Confederazione Generale Italiana del Lavoro, historycznie powiązany z nieistniejącą już Partito Comunista Italiano, jedną z najbardziej znanych zachodnich partii komunistycznych, która była największą powojenną partią opozycyjną. Jednocześnie była ona wyznacznikiem nowej formy ruchu komunistycznego, o nazwie eurokomunizm, stworzonego przez szefa partii Enrico Berlinguera. Nurt ten odrzucał stalinowskie tradycje partii związanych z ZSRR, wierząc, że socjalistyczna walka polityczna jest możliwa metodami demokratycznymi. Dziś CGIL jest największą organizacją związkową, mającą w swoich szeregach ponad 5 milionów członków i członkiń.
Związki konfederacyjne, należące do tych największych we Włoszech, takie jak CGIL, deklaratywnie tylko podzielają motywy naszych protestów, ale w rzeczywistości, tak jak we wszystkich sektorach pracy, w których działają, nadal idą na kompromis z szefami konfindustrii (a więc konfederacji pracodawców), niszcząc moim zdaniem ideę związków zawodowych, na których polegają miliony pracowników – opowiada Leonardo.
Ze związkiem COBAS współpraca organizacji takich jak FGC jest wręcz codziennością. Wiele komórek organizacji przecina się strukturalnie z komitetami zakładowymi związkowymi w różnych fabrykach, i miejscach pracy, takich jak między innymi rzymskie lotnisko Fiumicino. 11 października, gdy COBAS wezwał do strajku generalnego, w którym wzięło udział ponad milion pracowników w całych Włoszech, na końcu rzymskiego pochodu szły organizacje studenckie.
Dziś jednak mamy zdecydowanie więcej powodów do wspierania związkowców niż jeszcze te cztery miesiące temu. Jesteśmy tu ze względu na śmierć w trakcie stażu Lorenzo Pinelliego i Giuseppe Lenociego. Lorenzo Parelli zginął w prywatnej fabryce Burimec. Został uderzony przez dźwigar, stalową belkę w kształcie litery T o wadze 150 kilogramów. Belka spadła na niego i zabiła na miejscu. W ostatni dzień bezpłatnego uczniowskiego stażu – mówi mi kolega z wydziału filozofii Università Tre, imieniem Matteo.
W społeczeństwie z bardzo niskim poziomem wysokiego wykształcenia, mniejszym niż 20 proc., ogromna większość uczniów dowiaduje się jeszcze w szkole średniej, że ich przyszłością jest praca w niskopłatnych usługach, małym warsztacie lub fabryce. Zaczynają na stażu, który jest już częścią systemu edukacji, darmowym lub w najlepszym razie marnie opłacanym – dodaje.
Wielu z moich rozmówców nie ma złudzeń. Czeka ich podobny los co bezrobotnych związkowców z Neapolu. Albo praca na czarno, albo praca dla mafii, lub po prostu bieda. To dlatego praktycznie co miesiąc wychodzą na ulice włoskich miast. Ostatnie demonstracje uczniowskie z połowy lutego liczyły w całych Włoszech 220 tysięcy osób.
Trzeba pamiętać, że choć stopa bezrobocia waha się pomiędzy 9 a 12 procentami, to w rzeczywistości jest znaczenie większa. W samym Neapolu jest to 32 procent. Miliony ludzi już nie szuka normalnej pracy, pracują na czarno, lub dorabiają współpracując ze zorganizowaną przestępczością. Rzeczywistość seriali o mafii, znanych zagranicą, to nasza rzeczywistość – mówi mi jeden ze studentów.
Gdy w końcu przybywają do nas członkowie Cobas i grupa uzwiązkowionych bezrobotnych z Movimento di Lotta – Disoccupati „7 Novembre”, uderza mnie ogromna przepaść pomiędzy nami. Z jednej strony szczupli, trochę niepewni siebie studenci, z czerwonymi flagami, zmęczeni życiem, dwoma dekadami spadania w coraz większą niepewność i absurd, z drugiej z autobusów wylewa się pełna życia grupa dwustu osób, rozśpiewana i przepełniona entuzjazmem. Średnia ich wieku to około 40-lat, niektórzy z nich wyglądają jakby życie ich mocno przeczołgało.
Mało jest kobiet, jest to pewnie, jak sądzę, związane jednak z południową kulturą Neapolu, a więc tym, że na mężczyznach ekonomicznie stoją tamtejsze rodziny. Wśród nich widać chłopaków wyglądających na dawnych lokatorów zakładów penitencjarnych, którzy nawrócili się na lepszą drogę życia dzięki marksistowskiej ewangelii.
„Jesteśmy tu ponieważ żądamy pracy! Prawa do pracy! Prawa do bezpieczeństwa, prawa do bycia po prostu człowiekiem! Nasze społeczeństwo się rozpada, miliardy pieniędzy, które powinny iść na szkoły, na miejsca pracy, na codzienne potrzeby ludzi trafia do prywatnych przedsiębiorców, do wojskowych, do policji! Czas to zatrzymać”! – krzyczy przez megafon członek Movimento di Lotta.
Tłum zaczyna śpiewać komunistyczne pięsni, w tym „Occupiamo la” i „Bandiera Rossa”, część z nich w języku neapolitańskim, którego nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Wszyscy wokół klaszczą i skaczą, ale atmosfera robi się coraz bardziej napięta. Policjanci, już zdecydowanie mniej pewni niż wtedy, gdy mieli przed sobą jedynie grupę młodych moli książkowych, czy też uczniaków, zakładają kaski i biorą do rąk tarcze.
„Nasze społeczeństwo stoi przed wyborem, albo socjalizm albo barbarzyństwo!” – słyszę z megafonu.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…